Ziemia i skrzydła recenzja

„Ziemia i skrzydła” Piotra Wałkówskiego, czyli przecież czytelnikowi wszystko trzeba wytłumaczyć

Autor: @Orestea ·5 minut
2022-11-13
Skomentuj
6 Polubień

- Teraz daj z siebie wszystko, Miragomorze! - rzucił Fulgus stanowczym, lecz jednocześnie dodającym otuchy tonem. -
Wiem, że masz jeszcze dość sił, abyśmy zostawili z tyłu tę kupę sadła, co jest nad nami!” [s.58]
Książka Piotra Wałkówskiego miała być pasjonującą przygodówką, opisującą walki - i te polityczne, i te fizyczne - na terenie Cesarstwa Polskiego. Cesarstwo rozciąga się od Oceanu do oceanu i jest w stanie rozkładu. Jesteśmy jakieś 400 lat po straszliwej wojnie, która przeorała rzeczywistość i wprowadziła do niej elementy nierzeczywistości - smoki. Wszystko - jak powiedziałam - zapowiadało się nieźle. Ale okazało się dla mnie rozczarowaniem.

Już tłumaczę, dlaczego zamknęłam książkę z uczuciem rozczarowania.

Najważniejszym powodem jest chyba ten, że moim zdaniem to zmarnowany potencjał. Autor ma niewątpliwie umiejętność kreowania historii. Patrzy szeroko, ma wyobraźnię, procesy zmian potrafi nakreślić nieźle.
Ale…
Eh, no właśnie „ale”.

Bohaterowie są kartonowi albo drewniani, zależy o którym mówimy. Żadnego z nich nie polubiłam (prócz czasem jakiegoś smoka), ale też żaden z nich nie był dla mnie w najmniejszym stopniu… realny. Wszyscy są tacy sami, nie - źle! Wszyscy są tak samo napisani. Ich indywidualizm jest opisany, nie da się go zobaczyć w akcji, w gestach, w działaniu. Jakby książka przeżywała atak klonów.
I najgorsza rzecz właśnie - w mojej ocenie postaci Wałkówskiego nie czują emocji, one je jedynie bezustannie wyrażają, one o nich mówią.
Tak, chyba to mi najbardziej przeszkadzało: jakby autor nie dowierzał, że czytelnik (czyli ja) domyśli się, co czuje jego bohater, jakby obawiał się pozwolić mi wyciągnąć wnioski na temat charakteru postaci bezpośrednio z jej zachowania, z tego, jak reaguje na konkretne wydarzenia, jakie są jego interakcje z innymi bohaterami. Nie - autor wszystko musi mi napisać.
Dodatkowo Wałkówski zapełnił swoją powieść mnóstwem bohaterów! Książka roi się od coraz to nowych dodatków narracyjnych (a.k.a - bohaterów), każdy na swoje inię, nazwisko, każdy z nich chętnie mi opowie, co czuje. I wszyscy mi się zlewają w jedno. No, może prócz głównego bohatera, Fulgusa, który jako ludzko-smocza hybryda nieco wyrasta z tła.
Mam także głęboką pretensję o kobiece postaci, które są po prostu źle napisane.

Smoki są ciekawym elementem narracji i widać, jak bardzo fascynują autora. W ich opisie jest drobiazgowy, aż do przesady. Każda smoczą rasa jest opisana szczegółowo: kolor, wielkość, znaki szczególne, charakterystyka bojowa itp. Czasem opisy pojawiają się w momentach, w których ewidentnie przeszkadzają cieszyć się akcją.

Zobaczcie na przykład takie coś: jesteśmy na początku akcji, książka ledwie się zaczyna. Statek z naszym bohaterem, płynący z Ameryki Północnej do Europy, zostaje zaatakowany przez piratów. Ludzie i smoki wzbijają się w powietrze, żeby odeprzeć atak. Jest noc, siada łączność. Czyli wiecie - dzieje się mnóstwo i to nie do końca dobrych rzeczy, ludzie umierają, smoki odnoszą rany, itp, itd. Bitewny chaos. I co? Posłuchajcie:

„- Strzelcy, przygotować broń! - rozkazał swoim ludziom Fulgus. - Zamierzasz się teraz z nim rozprawić, Miragomorze, czy jeszcze go trochę pomęczymy?
- Nie marnujmy sił i czasu! - wysapał cieżko Nifreti. - To tylko Azzam, który na dodatek jest nieźle narwany, a to gubiło lepszych od niego.
Sporo kontrowersji wzbudzało usposobienie Azzamów, które postrzegano jako nadpobudliwe i nie zawsze należycie wykonujące polecenia człowieka. Żywiołowy temperament musiał się w jakiś sposób wiązać ze znakomitym refleksem. Nie była to mocarna rasa, jednak potrafiła uderzać z taką szybkością, że mniej wyćwiczeni w unikach przeciwnicy kończyli z głębokimi ranami szarpanymi.
W swoim życiu Fulgus wielokrotnie spotykał Azzamy, ale za każdym razem wywierała na nim wrażenie ich ciekawa cecha, którą szczyciło się, spośród całego smoczego gatunku, zaledwie jeszcze kilka innych, znacznie mniej rozpowszechnionych ras. Tym niecodziennie widywanym wyróżnikiem były skrzydła zbudowane nie z błony lotnej, lecz ogromnych karmazynowych piór, wyraźnie kontrastujących z biało-żółtą sierścią pokrywającą cielsko.
- Jebani piraci! - ryknął ktoś”. [s.48-49]

No i tak to właśnie jest. Niezależnie od tego, czy akcja pędzi (walka) czy usiłuje być liryczna lub opisowa - Wałkówski ani nie zwalnia, ani nie przyspiesza tempa narracji. Język jego powieści jest niezmienny, jak taśma z walizkami na lotnisku. Ciągnie się w swoim tempie. Amen.
I to kolejna rzecz, która przeszkadzała mi w czasie czytania. Język! Nie tylko nużąca jednostajność prozy, ale i jej jakieś takie jej napuszenie. Jakby zdania nie były wypowiadane, tylko wygłaszane. Trochę jak w radzieckich filmach z lat 60 i 70 ubiegłego wieku, tych o dzielnych rewolucjonistach, co to wiecznie wygłaszali płomienne przemowy. I wiecie co? Może to wszystko jest ironiczne, tylko ja tego nie czuję? Może jestem ofiarą ironii? Ale nie, chyba nie:

„Przebudowa kościoła na gniazdogmach była pracochłonnym, długoletnim zadaniem, jednakże dzięki zaangażowaniu osieczan ruszyła niemal natychmiast. Przygotowany przez Reimersa-Mungarrucha plan architektoniczny demokratycznie zatwierdzono na wiejskim zgromadzeniu i już następnego ranka rozentuzjazmowani chłopi rozpoczęli oczyszczanie terenu wokół świątyni, tak aby zrobić miejsce pod trzy pawilony, mające przylegać do komory sypialnej. Dodatkowe pomieszczenia mieściłyby osobno dużą kuchnię, latrynę, a także lazaret. […] Pewnego niedzielnego popołudnia Sieciech Kostyra, podstarzały dojarz, mianowany przez wioskowe zgromadzenie rachmistrzem, powiadomił ze smutkiem Miragomora o całkowitej niemożności kupna większości materiałów koniecznych do przebudowy kościelnego gmachu”. [s. 278-279]

Muszę przyznać, że było kilka szczegółów, które mi się podobały. Esperanto jako główny język powszechnej komunikacji - to jedno. Drugie - jeźdźcy smoków (przepraszam Anne McCaffrey za skorzystanie z jej terminu) noszą nazwiska będące połączeniem ich nazwiska i smoczego imienia. Czyli mamy na przykład Ankdal-Vorlianta czy Wallard-Odeon.
Wrócę do tego, o czym wspomniałam na początku - strasznie mi szkoda! Bo jak nie będzie się myśleć o języku i bohaterach, to można dostrzec wręcz zapierającą dech w piersiach rozległość przedsięwzięcia, którego podjął się Wałkówski! Ta polityka, te zmiany, te dyskusje! Obyż to tylko było lepiej napisane!
Mniej drewna, więcej życia, a „Ziemia i skrzydła” byłyby świetną książką ;(

Dziękuję portalowi nakanapie.pl za możliwość zrecenzowania tej książki.

Moja ocena:

× 6 Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Ziemia i skrzydła
Ziemia i skrzydła
Piotr Wałkówski
6.5/10

Intrygująca fantastyka eklektyczna! XXV wiek. Na wyniszczonym wojną atomową świecie panuje kruchy pokój. Nowe państwa zapewniły dobrobyt tylko nielicznym. Żyjące w nędzy masy niewiele jednak dziel...

Komentarze
Ziemia i skrzydła
Ziemia i skrzydła
Piotr Wałkówski
6.5/10
Intrygująca fantastyka eklektyczna! XXV wiek. Na wyniszczonym wojną atomową świecie panuje kruchy pokój. Nowe państwa zapewniły dobrobyt tylko nielicznym. Żyjące w nędzy masy niewiele jednak dziel...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Zobacz inne recenzje

Świat po trzeciej wojnie światowej, w którym obok ludzi żyją samoświadome smoki? Proszę bardzo: żądajcie, a Piotr Wałkówski dostarczy. Dawno nie czytałam czegoś tak odmiennego od tego, co zwykle wyb...

@mori @mori

Jak wyobrażacie sobie Polskę za 400 lat? "W wiadrze odbijał się, pokryty szaroniebieski, łuskowatą skórą, przeszło dwumetrowy młodzieniec z błoniastymi skrzydłami. Jego wielkie, bursztynowe oczy pr...

@read.my.heart @read.my.heart

Pozostałe recenzje @Orestea

Ślachta
„Ślachta. Historie z podlasko-mazowieckiego pogranicza” Macieja Fałkowskiego, czyli jak polubić ślachtę

No dobrze, zacznę tak: wzięłam na długi weekend dwie książki. jedna nawet nie zasługuje na dwa tysiące znaków, druga okazała się zachwycająca. Ta druga to właśnie "Ślach...

Recenzja książki Ślachta
Wieczne igrzysko. Imię duszy
„Imię duszy” Jakuba Pawełka, czyli piekło, polityka i wielka cierpiętnica

Jakby to powiedzieć… chyba już kiedyś pisałam, w jednej z moich recenzji, że jest taka grupa książęk, które nazywam zwodniczymi albo podtrutymi. To takie pozycje, które ...

Recenzja książki Wieczne igrzysko. Imię duszy

Nowe recenzje

Schronisko, które przestało istnieć
Literacki powrót do Karkonoszy
@meryluczyte...:

O powieści "Schronisko, które przestało istnieć" słyszałam wiele razy, ale z racji, iż za kryminałami nie przepadam, ja...

Recenzja książki Schronisko, które przestało istnieć
Reality Fame. Walka o sławę
Reality Fame
@snieznooka:

Mam do Was pytanie, czy znacie twórczość przesympatycznej Marii Karnas? Muszę przyznać, że ja też jej wcześniej nie zna...

Recenzja książki Reality Fame. Walka o sławę
Furyborn. Zrodzona z furii
FURYBORN
@snieznooka:

„Furyborn. Zrodzona z furii” to książka o dwóch bohaterkach, które chadzają bardzo różnymi ścieżkami, zupełnie, jak kot...

Recenzja książki Furyborn. Zrodzona z furii
© 2007 - 2024 nakanapie.pl