Klasyczny thriller z nutką horroru. Pierwszy tom z serii "Kolekcja mistrza grozy", dostępnej co dwa tygodnie w kioskach od wydawnictwa Ringer Axel Springer. Długo zastanawiałam się, czy sięgnąć po tę pozycję. Postanowiłam zaryzykować.
Paul Sheldon, młody, znany pisarz ulega wypadkowi samochodowemu wysoko w górach.Jest obolały, osłabiony, często mdleje i traci przytomność. Wkrótce trafia do domu swojej najzagorzalszej, najwierniejszej fanki-Annie Wilkes. Jest to tęga, umięśniona, silna kobieta, która od samego początku zachowuje się co najmniej dziwnie: zamiast wezwać pogotowie do poszkodowanego, zabrała go do siebie, twierdząc, że jest wykwalifikowaną pielęgniarką. Kiedy Paul stracił przytomność, karmiła go przez kroplówkę, podawała różne serie leków uspokajających. W chwili, gdy tylko mężczyzna robił coś nie po jej myśli, wpadała w dziką furię, w której stawała się zupełnie nieobliczalna. Paul zrozumiał wtedy, że ma poważne kłopoty, jednak był od kobiety całkowicie zależny, bezradny jak dziecko. Annie skrytykowała także jego najnowszą powieść, która dopiero ukazywała się na rynku wydawniczym-"Misery" i zażądała spalenia jej części. Mężczyzna wreszcie uległ, ale już wtedy obiecał sobie, że zemści się na swojej fance za wszelką cenę. Wkrótce okazuje się również, że Annie skrywa w sobie wiele tajemnic, w tym mroczną, kryminalną przeszłość, co jeszcze bardziej rozsierdza pisarza. Do czego doprowadzą te jak i inne wydarzenia? Czy Paul przeżyje i uda mu się wydostać z domu swojej psychodelicznej fanki?
Podobała mi się postać Paula. Jest to młody, wrażliwy mężczyzna, jednak uwięziony w mieszkaniu swojej fanki i postawiony w sytuacji zupełnie bez wyjścia, co tylko podkreśla dramat bohatera.
"I jeśli nie przyszpilisz tej dziwki już teraz, mój drogi Paul, to być może nigdy ci się to nie uda"
Jest to opowieść o kobiecie, która cierpiała na manię wielkości i psychozę. Autor udowadnia, że czasami ludzie bywają gorszymi potworami niż wszystkie duchy, potwory, czy zjawy. Takim potworem była właśnie Annie, która cierpiała na chorobliwą wręcz obsesję na punkcie swojego ulubieńca. Od początku było widać, że nie wszystko jest z nią do końca tak jak być powinno. Jest ona uosobieniem zła wcielonego, występującego w niej samej. To człowiek egoistyczny, zadający cierpienie, patrzący tylko na własne przyjemności, pusty, zimny jak lód, wyzbyty jakichkolwiek uczuć. Nie patrzy tak naprawdę, ile zła rozsiewa, gdyż jest zaślepiona swoim chorobliwym fanatyzmem. Ten stan nie prowadzi do niczego pozytywnego.
Czy straszy? Mnie poruszyły dwa momenty w całej fabule. Na pewno daje do myślenia i pokazuje doskonale, do czego prowadzi takie skrajne uwielbienie. Sam tytuł "Misery" oznacza również zło, jest jego odzwierciedleniem. Jednak należy pamiętać, że zło nigdy nie bierze się znikąd. Zawsze ma swoje źródło i w tym przypadku jest nim Annie Wilkes.
Niestety ta pozycja niesie ze sobą aktualne przesłanie. Nawet obecnie zdarzają się tacy zagorzali, wierni fani, którzy mylą miłość z obsesją w mniejszym, czy większym stopniu. Granica pomiędzy jednym, a drugim przypadkiem jest bardzo płynna i nietrudno ją przekroczyć. Bywają nawet momenty, że nie zdążymy się zorientować, kiedy taka sytuacja miała miejsce.
Książka podobała mi się, natomiast nie uważam jej za najlepszą. Szybko mi się ją czytało ze względu na styl autora. Ta pozycja była dla mnie sporym zaskoczeniem, gdyż do tej pory czytałam w miarę spokojne książki. Polecam wszystkim miłośnikom kameralnych thrillerów z elementem horroru i tym, którzy dopiero rozpoczynają przygodę z twórczością Stephena Kinga, a chcą go poznać w tym pierwszym, mrocznym wcieleniu.