Książka, która premierę będzie miała 8 lutego. Książka, która jest jednotomówką autorki, która tworzy całe serie. Książka, obok której nie da się przejść obojętnie, bo już samą okładką do siebie przyciąga. Książka, którą ja osobiście musiałam sprawdzić, bo z tą autorką zawsze mam wahadło i raz ją uwielbiam, a raz nie trawię. Książka, która wzbudziła moją ciekawość tak, że rzuciłam wszystko inne by przeczytać choć kilka stron. Zatem, czy było warto?
Jak wspomniałam wyżej, Cleeves to dla mnie nazwisko zagadka, chaos, niepewna. Za każdym razem nie wiem jak to będzie tym razem, bo nawet w ramach jednej serii potrafiłam jeden tom pokochać całym sercem, a drugim już miałam ochotę rzucać o ścianę, tak bardzo mi nie leżał. Ale to wszystko wpływa na to, że gdy tylko jej powieści pojawiają się w zapowiedziach, to ja nie mogę o nich nie myśleć i nie jestem w stanie darować sobie lektury, bo muszę, po prostu muszę na własnej skórze się przekonać czy tym razem będzie nam po drodze ze sobą.
I jak już wspomniałam, to jednotomowa powieść. Dlatego stwierdziłam, że to być albo nie być. W takim razie o czym tym razem Ann Cleeves opowiedziała i dlaczego nie stworzyła z tego całej serii?
Tym razem autorka postanowiła postawić na thriller, w którym poznajemy główną bohaterkę, Lizzie. Nie miała ona od początku lekko w życiu. Tułała się po różnych ośrodkach typu domy dziecka i marzyła, że ktoś ją przygarnie i stworzy dla niej chociaż jakąś cząstkę rodziny. Takie dzieci są niestety często naiwne, a dziewczyna jeszcze nie wie nic o swoim pochodzeniu, nawet nie jest w stanie spróbować dotrzeć do swoich biologicznych rodziców, co odbija się na jej psychice jeszcze bardziej. Na jej dodrze staje mężczyzna w momencie kiedy wydaje jej się, że może nieco odżyć wyjeżdżając do Maroka. To tam poznaje Philipa. On również podróżuje sam, a Lizzie wygląda on na bratnią duszę i wdaje się z nim w krótki romans. Dlaczego krótki? Bo niestety, ale musi wrócić do Anglii. Tak się kończy ta przygoda? No właśnie nie, kobieta po jakimś czasie otrzymuje informację, że jej niedawny kochanek nie żyje. A w testamencie zostawia jej sporą sumę pieniędzy tylko, że nie są one tak po prostu dostępne i Lizzie nie może po nie po prostu sięgnąć, bo musi spełnić pewien warunek. Wtedy zaczyna się właśnie gra, w której okazuje się, że kobieta musi zagłębić się w przeszłość i to niekoniecznie kolorową...
Ann Cleeves tym razem postawiła na dreszczowiec i przyznam, że wyszło jej to o wiele lepiej niż typowy kryminał, jakimi do tej pory raczyła swoich czytelników. Akcja nadal nie jest jakaś szybka i to chyba już znak rozpoznawczy autorki. Wszystko się ślimaczy, ale tutaj jest element, który powoduje, że nie da się nudzić podczas czytania. Jest niepewność, jest mrocznie, ciężko i przerażająco momentami. Przepis idealny na thriller? Owszem!
Sama główna bohaterka dla mnie była lekkim rozczarowaniem, bo o ile faktycznie sprawia wrażenie takiej postaci z krwi i kości, to jej naiwność (jak by nie była wytłumaczona sieroctwem) aż biła po oczach. Nie polubiłam jej i szczerze mówiąc śledziłam jej losy z zaciekawieniem, ale w zasadzie nie miałabym ochoty dłużej za nią podążać. Ot, jest nijaka i mimo, że na początku wydaje się, że chce coś w życiu zmienić i może w końcu zostawić wszystko za sobą i zacząć żyć, to później podejmuje bardzo głupie decyzje.
Myślę, że tą książką Cleeves kupi swoich czytelników i faktycznie warto po nią sięgnąć, a to jedna z tych, które dla mnie w jej dorobku są zdecydowanie na plus. Rzekłabym nawet, że to jedna z jej najlepszych powieści. Mam nadzieję, że mimo iż to jednotomówka, to autorka pokusi się o stworzenie kolejnych podobnych klimatycznie opowieści.
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Czwarta Strona.