Powieść Gayle Forman po raz pierwszy została wydana w Polsce w 2010 roku pod innym tytułem - Jeśli zostanę. Jednak głośno zrobiło się o niej dopiero niedawno, gdyż w kinach pojawiła się jej ekranizacja z Chloe Grace Moretz i Jamiem Blackleyem w rolach głównych. Ja również dałam się złapać w tę pułapkę dopiero teraz, choć wielokrotnie widziałam ją w bibliotece jeszcze w starym wydaniu - leżała sobie jakby zapomniana przez cały świat. Podejrzewam, że większość osób nadal nie kojarzy starej okładki i tytułu. Chciałam się przekonać, czy historia Mii rzeczywiście jest tak dobra i gdy tylko nadarzyła się taka okazja, zaczęłam ją czytać.
Mia to zwykła nastolatka, która wiedzie niemalże idealne życie - ma kochającą, szczęśliwą rodzinę, cudownego chłopaka, wspaniałą przyjaciółkę i pasję - grę na wiolonczeli. Jak to zwykle bywa, nic nie zapowiada tragedii, która się jej przydarza. Zwykły dzień, zwykła przejażdżka z rodziną, podczas której zmienia się wszystko. W jednej chwili szczęśliwa rodzina istnieje, a w następnej już nie. Codziennie słyszymy o wypadkach samochodowych, jednak nie poświęcamy im większej uwagi, ponieważ nas nie dotyczą. Jednak dla Mii coś, co zdarza się na drogach każdego dnia jest końcem wszystkiego. A może początkiem czegoś nowego?
Dusza dziewczyny opuszcza ciało i Mia patrzy na wszystko z innej perspektywy. Widzi służby ratunkowe, martwych najbliższych, siebie w stanie krytycznym. Obserwuje reakcje rodziny i znajomych i wspomina dobre i złe chwile, które przeżyła. Czy zdecyduje się zostać i żyć bez tych, którzy byli dla niej całym światem? A może odejdzie, gdyż taka perspektywa wydaje się być zbyt bolesna...
"Umieranie jest proste. To życie jest trudne."
Powiem szczerze, że gdyby nie "szał" na tę powieść i jej ekranizację, nie sięgnęłabym po nią, gdyż tak jak wspominałam, miałam już wielokrotną okazję, aby wypożyczyć ją z biblioteki, jeszcze w starszym wydaniu. Lubię jednak historie, które nie są płytkie i nie służą jedynie zabiciu czasu (choć po takowe również z chęcią sięgam). I choć zakończenia tej historii domyśliłam się jeszcze zanim zaczęłam ją poznawać, to nie zmieniło to mojej chęci to dowiedzenia się, jak się to wszystko potoczyło.
Mia miała ogromne szczęście, że urodziła się w takiej rodzinie. Nie mam na myśli jedynie tego, że nie było w niej żadnych patologii, głodu czy biedy, ale o relacje, które łączyły ją z rodzicami i bratem. Wszyscy nawzajem obdarzali się nie tylko miłością, ale również przyjaźnią; mogli zawsze o wszystkim porozmawiać. Sama także mam młodszego brata, wiążą nas podobne relacje i dzięki temu mogłam się utożsamić z główną bohaterką. I to właśnie wspomnienia dotyczące małego Teddy'ego najbardziej mną poruszyły. Na uwagę także zasługuje niezwykle dojrzała więź, jaka istniała pomiędzy nią a Adamem - jej chłopakiem. To, że posiadała takich najbliższych sprawia, że jeszcze trudniej pogodzić się nam z tym, że już ich nie ma, sami czujemy ból i wysyłamy ogromne dawki wsparcia dla Mii.
"A teraz jestem tutaj, samotna jak nigdy dotąd. Mam siedemnaście lat. Nie tak miało być. Nie tak miało wyglądać moje życie."
Niestety podczas lektury miałam nieustanne wrażenie, że "gdzieś już o tym czytałam". Po pewnym czasie uświadomiłam sobie dlaczego. Zostań, jeśli kochasz przypominało mi dwie inne powieści, które miałam okazję przeczytać: Potem Rosamund Lupton, w której główna bohaterka także "opuszcza" swoje ciało, które walczy o życie w szpitalu oraz Po tamtej stronie ciebie i mnie Jess Rothenberg, w której nastolatka analizuje swoje życie (różni się tym, że bohaterka już nie żyje).
Zostań, jeśli kochasz nie jest oryginalną historią, nie odmieni naszego życia, ale dobrze się ją czyta. Uważam, że świetnie nadaje się dla młodych czytelników, nastolatków, gdyż mimo niewielkiej objętości, pozwala zatrzymać się na chwilę i dostrzec, że rodzina - coś oczywistego dla większości z nas to ogromny skarb, o który powinniśmy dbać każdego dnia. Pomaga również w nauce cieszenia się z tego, co posiadamy. To dobra lekcja dla dorastającej młodzieży i nie tylko.