Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "lat na dev", znaleziono 32

Świat był pełen oręża, a walka stanowiła sposób życia. Być może jedyny możliwy.
Krwawił już od biczów i słów, od ciosów i spojrzeń. Uderzały go niewidzialne tarcze i maczugi, dźwigał łańcuchy złożonych przez siebie przysiąg. Jak powiedziałaby Samar Dev, przetrwać znaczy wytrzymać ten napór. Kto mu ulegał, przegrywał, ale porażka nie zawsze równała się szybkiej, miłosiernej śmierci. Częściej oznaczała długi upadek, niezliczone żale, które obalały śmiertelników na kolana. Popychały ich do powolnego samobójstwa.
- Zapewne pani by wolała, żeby Dec czuł się szczęśliwy w Bostonie i został z dziewczyną, z którą się omal nie ożenił.
- Tak. Chyba tak byłoby lepiej. Ale nie możemy nikomu, nawet naszym dzieciom, narzucać, jak ma żyć. A już z pewnością nie można nikomu dyktować, kogo ma kochać.
Podszedłem do Deb, która przesłuchiwała rozhisteryzowaną Latynoskę płaczącą w dłonie i jednocześnie kręcącą głową, co wydało mi się strasznie trudne - to tak jakby jedną ręką głaskać się po brzuchu, a drugą klepać się po głowie. Radziła sobie jednak całkiem przyzwoicie, choć Debora z jakiegoś powodu nie była pod wrażeniem jej doskonałej koordynacji ruchowej.
Obaj męż­czyź­ni do­tar­li do miej­sca okre­śla­nego jako Skrzy­żo­wa­nie Śmier­ci, w któ­rym prze­ci­nają się dwie drogi życia. Jedno życie
zo­sta­je prze­rwane, a dru­gie
nie­od­wra­cal­nie zmie­nia się na
za­wsze. Nazy­wamy to zrzą­dze­niem losu.
Jego awersja do szpetoty jest tak silna, że dużo później będzie chciał odebrać pewnemu dworzaninowi godność herolda, jaką ten sprawował w czasie święta kawalerów orderu Świętego Jerzego, ponieważ jest zbyt brzydki
W niedzielny wieczór 13 czerwca 1886 roku, w dzień Zielonych Świątek, dobiegło kresu życie człowieka, a narodziła się legenda króla
Społeczeństwo jest w stanie wierzyć, że może identyfikować złych, szkodliwych ludzi, ale to niemożliwe. My seryjni mordercy jesteśmy waszymi synami, mężami [...] jesteśmy wszędzie. Jutro zginą kolejne dzieci. A z resztą - czy śmierć jednej osoby ma jakieś znaczenie?
Pozostawiam Czytelnikom decyzję czy uznać Billa Heirensa za winnego czy niewinnego; moim zdaniem nie ma absolutnie żadnych dowodów łączących go z którymkolwiek z trzech opisanych zabójstw. Mógł być złodziejem... ale mordercą? Z pewnością nie.
Jeśli ktoś łamie prawo, musi ponieść karę.
Miałam piętnaście lat, kiedy ją spotkałam. Widziałam ją tylko raz, ale jej twarz wciąż stoi mi przed oczami tak wyraźnie, jakby wczoraj czekała na mnie przed drewnianym domem na szczycie wzgórza na Martynice. Jakby wiedziała, że przyjdę.
Nasze oczy się spotkały, a moja przyjaciółka zrobiła głupią minę. Uśmiechnęłam się do niej, jakbym i ja traktowała to wszystko jako niezły żart. Myśl, że jakiś szanowany mężczyzna chciałby się ze mną ożenić, była absurdalna.
Morze jest dzisiaj niespokojne. Przełykam to, co mi podchodzi do gardła. To już trzecia nasza podróż przez północne rejony Oceanu Atlantyckiego, mimo to trudno do takiej wyprawy przywyknięć.
Kiedy żagle zostały opuszczone, a liny z powrotem uprzątnięte, mogę znowu wyjść i moim oczom ukazuje się miasto portowe Francji. Kraju, który przed laty skradł mi serce, a do którego wracam z mieszanymi uczuciami.
Wicehrabiny, markizy, wszyscy arystokraci są w trudnej sytuacji. Nie zdziwiłbym się, gdyby bogacze zostali pewnego dnia wyrzuceni ze swoich domów.
Na nabrzeżu woźnice na kozłach wypatrują potencjalnych klientów. Podchodzimy do najbliższego pojazdu i pytam furmana, ile kosztowałoby zawiezienie do Paryża.
Przed trzema laty jechałyśmy powozem w odwrotnym kierunku, do Brestu. Postanowiłam opuścić domowe ognisko, ponieważ z każdym oddechem przepełniało mnie wielkie poczucie porażki. Nie udało mi się sprawić, żeby ojciec moich dzieci mnie pokochał.
Po ogłoszeniu przez sędziego definitywnej formalnej separacji nic nie trzymało mnie już w Paryżu.
Na Martynice nie czytałam gazet i stroniłam od społecznych czy politycznych dyskusji. Nie pragnęłam niczego, poza rozkoszowaniem się spokojem.
Coś mną targało, trudno określić, ale miałam wrażenie, jakbym była w pasie przewiązana niewidzialnym sznurem, który chce mnie zaciągnąć do miejsca, w którym powinnam być.
Rytm końskich kopyt nas uspokaja. Wpatruję się w krajobraz za oknem, a moje myśli błądzą wokół rodziców. Matka zawsze mi mówiła, że moim przeznaczeniem jest prowadzenie domu, rodzenie dzieci i poświęcenie życia mężczyźnie i potomstwu. I nawet to mi się nie udało.
Eufemia robi dwa kroki w tył, trzykrotnie uderza kołatką w ciężkie drzwi i patrzy na mnie w napięciu. Głuchy odgłos z nadzieją niesie się po holu po drugiej stronie, wstrzymujemy oddech.
Niecałe dwie minuty później wszyscy chłopcy w liczbie stu dwudziestu stoją na mrozie na bosaka i w bieliźnie przed budynkiem szkoły wojskowej. Latem wita ich słońce nad wierzchołkami drzew, ale teraz, w środku zimy, minie jeszcze parę godzin, zanim się rozwidni. Posiniali z zimna wszyscy razem śpiewają poranne psalmy, wybrane na ten dzień przez zakonników.
Jak to ze starymi przyjaźniami bywa, lata niewidzenia się znikają, gdy po długim czasie dochodzi do ponownego spotkania.
Są ludzie, którzy się przedstawiają i których po przywitaniu prawie od razu się zapomina.
Wybuch śmiechu godzi we mnie niczym wbijany w brzuch sztylet. Robi mi się słabo.
Napoleon bierze głęboki oddech i robi powolny wydech. To stanie się jutro o siódmej. Jest podekscytowany, ale będzie dzielny. Silny. Dla matki na Korsyce, ponieważ ojciec nie żyje.
Wraz z moimi nowymi przyjaciółkami ignorujemy niepokój w mieście. Dalej tańczymy, śpiewamy i rozmawiamy, jakby nigdy nic, nie dostrzegając nadciągającej burzy.
Pewnego słonecznego popołudnia otrzymuję list od Aleksandra. Jest mi ciężko, pisze, jego stanowisko zostało zlikwidowane.
Grupa wokół nas szybko się powiększa, widzę coraz więcej potakujących. W jakiś sposób Robespierre mnie intryguje - nie z powodu swojego ubioru, wygląda niechlujnie, za to jego wzrok jest wzrokiem sokoła. Zdaje się widzieć każdego z nas, a jego słowa wbijają się w tłum.
Bębny ponownie zaczynają cicho dudnić. Kat jeszcze trochę przesuwa deskę, do której przywiązano Marię Antoninę, i jej głowa znajduje się teraz dokładnie pod ostrzem gilotyny. Dźwięk werbli staje się głośniejszy, nasila się, publiczność milknie. Kat luzuje miecz gilotyny i bębny cichną.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl