Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "lodzia duszy", znaleziono 8

Lubię zaglądać ludziom w oczy. To dokładnie tak, jakbym patrzyła im prosto w dusze.
Prawdziwa rozkosz budzi się tylko w ludziach odważnych, którzy naprawdę potrafią się upodlić całą duszą i ciałem.
Gdyby to życie było, jak książka; gdyby można dawać i ludziom dusze, tak jak się tworzy je w myśli, niby ci sami, a inni byliby ludziska.
- Pamiętam, zanim oślepłem, odwiedziłem kiedyś Omnię. To było jeszcze przed zamknięciem granic. Kiedy pozwalaliście ludziom podróżować. I w waszej Cytadeli widziałem tłum kamienujący na śmierć człowieka w wykopie. Oglądałeś coś takiego? - Tak musiało się stać. By dusza mogła odpokutować i... - Nie znam się na duszach. Nigdy nie należałem do tej szkoły filozofii. Wiem tylko, że to straszny widok. - Stan ciała nie... - Och, nie mówię o tym biedaku w dole. Mówię o ludziach rzucających kamieniami. Oni byli pewni, całkowicie. Byli pewni, że to nie ich wrzucono do jamy. Każdy mógł to łatwo poznać po ich twarzach. Byli tacy szczęśliwi, że to nie oni, że rzucali z całej siły.
Dusza to taka istota, dziewczynka lub chłopiec, która mieszka w każdym z nas, a dokładnie mówiąc – w naszym brzuszku. Mama zawsze powtarza, że dusze, z którymi rozmawia, wyglądają jak małe słodkie aniołki i są bardzo mądre – dużo mądrzejsze niż niektóre książki, profesorowie na uniwersytetach czy informacje w internecie. Ich zadaniem jest doradzanie i podpowiadanie ludziom, w których mieszkają, co powinni zrobić, aby byli szczęśliwi, i co jest dla nich dobre.
W głębi duszy doktora od pewnego czasu tańczył jakiś dziwny ognik niesprecyzowanej radości właściwej ludziom, którzy wszystko co mieli, pozostawili za sobą. Był to stan, którzy znają dobrze wszelkiej maści straceńcy. Euforia, która przychodzi niespodziewanie, gdy zrozumie się, że wszystko zostało już stracone i nic nie może powrócić. Gdy człowiek ostatecznie poddaje się wyrokom losu i, paradoksalnie, w nieczułość świata odnajduje radość i nadzieję.
Ona twierdzi, że zbyt łatwo jest nazywać złymi osoby zamiast ich decyzje, gdyż to pozwala ludziom usprawiedliwiać swoje złe czyny: wmawiają sobie, że pomimo nich nadal w głębi duszy są dobrzy. W porządku, ale ja uważam, że po pewnej liczbie złych czynów można sensownie uznać kogoś za złą osobę, która nie powinna mieć żadnej szansy popełniania kolejnych. A im większą ktoś ma władzę, tym surowiej powinien być traktowany. Zatem ile miałam szans? Ile już wykorzystałam?
Sądzicie, że stałem się katolikiem. Nie! Nim ja nie jestem! Ja jestem tylko chrześcijaninem, ja wierzę tylko w naukę Chrystusa, w Jego Ewangelię, w miłość Jego niezmierzoną ku ludziom nieszczęśliwym. Ja wierzę, że On pozostawił dla zbawienia nas wszystkich swą naukę, zapieczętowaną tak haniebną śmiercią, że On mieszka tylko w sercach naszych, w sercach tych, co przykazania Jego wypełniają, a nie w gmachach, obrazach, żelazie, drewnie, że On jest żywym dla dobrych, a martwym dla złych, że Jego chwalić można w czynach, prawdzie i duchu, że Jego wyznawcą być można dziś tylko będąc prześladowanym za miłość ku swym bliźnim i oddając za nich i za siebie zarazem swą duszę i ciało; ja wierzę, że Bóg Chrystus – to Miłość. Innego Boga oprócz Niego nie mam.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl