Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "ludka dr hab", znaleziono 33

Mały ludek nie lęka się niczego (…) i często gada bzdury, ale mówi też mnóstwo mądrych rzeczy. Słuchasz ich na własne ryzyko, lecz na swe własne ryzyko także puszczasz ich słowa mimo uszu.
Mały ludek nie lęka się niczego (…) i często gada bzdury, ale mówi też mnóstwo mądrych rzeczy. Słuchasz ich na własne ryzyko, lecz na swe własne ryzyko także puszczasz ich słowa mimo uszu.
Już pobieżna lektura lokalnych pism katolickich, takich jak "Gwiazdka Cieszyńska" czy "Katolik", pozwala zauważyć, że wraz z upływem lat coraz bardziej utyskiwano, że "ludek" staje się mniej pokorny wobec pana i plebana.
Sama nie wiem, co my­śleć o tym, co się mię­dzy nami dzie­je. Kiedy to trwa, mam ocho­tę wdep­nąć pedał gazu i nie spraw­dzać, czy ha­mul­ce w ogóle dzia­ła­ją. Potem jed­nak przy­cho­dzą chwi­le zwąt­pie­nia takie jak ta, kiedy się za­sta­na­wiam, do czego to wszyst­ko wła­ści­wie dąży. Czego Igor ode mnie chce?
Drżę, kiedy przypominam sobie słowa wypowiedziane niskim, lekko zachrypniętym głosem. Ten facet widzi we mnie przedmiot, który może wykorzystać do własnych celów. Robi mi się niedobrze, gdy to do mnie dociera.
Proste rzeczy nie stawiają przed nami żadnych wyznań. Czasami warto zaryzykować, żeby zyskać coś więcej.
- Niech łączy ich z Vincentem. Zmrozi ich samym milczeniem w słuchawkę.
- Na pewno zapytam, jak długo chodziłeś w pieluchach – mruknęłam, ale Ryan dosłyszał. - Lepiej zapytaj, ile dziewczyn poderwałem w podstawówce. – Mrugnął do mnie. –To ci da lepszy pogląd na to, kim jestem.
Znajduje się tak blisko, że mogę dostrzec ciemniejsze obwódki wokół jego tęczówek i czuję jego oddech na policzku. Patrzę na niego, a moje serce wali jak oszalałe. Nie mam pewności, czy ten facet nie zrobi mi krzywdy, jeśli coś mu się nie spodoba.
"Nie chcę myśleć o tym, co będzie później , bo liczy się tylko tu i teraz"
Kocham Cię tak,że to aż boli i aż się tego boję. Nie jestem... Do tego przyzwyczajony, wiesz? Do troski o drugą osobę aż do tego stopnia. Więc wybacz mi, jeśli... Jeśli zrobię coś nie tak. Po prostu nie wiem jeszcze, jak to się robi.
Czułam się trochę jak nastolatka, wbrew swojej woli wyrwana przez rodziców z rodzinnego domu i środowiska, które znała,, i zmuszona do przeprowadzki na drugi koniec kraju.Tylko, że nie byłam nastolatką, nie miałam rodziców i zamierzałam wrócić do Nowego Jorku tak szybko, jak to będzie możliwe. No i w wieku dwudziestu ośmiu lat wiedziałam już, że nie ma sensu wściekanie się na coś, na co nie miałam wpływu.
Kiedy wybierałam to miejsce, nie wiedziałam jeszcze, że jest tak obrzydliwie idealne. FBI dało mi kilka opcji do rozważenia, a ja nie zastanawiałam się nad nimi długo. Jak zwykle po prostu zdałam się na intuicję. Wybrałam w ciemno, a potem trochę tego żałowałam.
Na języku czułam gorzki smak rozczarowania, postanowiłam więc wyrzucić tego palanta z myśli i zrobić coś pożytecznego. Skoro Wes chciał się spotykać tylko na szybki numerek - no dobrze, może i nie był on taki szybki - a potem wracać do siebie, nie widziałam problemu.
Potrzebowałam chwili, żeby zebrać myśli. Nie byłam aż tak zdesperowana, żeby brać ze sobą obcego faceta. Ale trochę byłam zdesperowana. I naprawdę potrzebowałam fałszywego narzeczonego.
- I tak mam wobec ciebie dług wdzięczności, który nie wiem, jak spłacę.
Coś dziwnie błysnęło w jego oczach. Nadaremnie usiłowałam sobie wmówić, że to było rozbawienie.
- Myślę, że znajdziemy jakiś sposób, żebyś go spłaciła – odpowiedział szybko.
Przymykam oczy i powoli liczę do dziesięciu. Wszystko będzie dobrze. Na pewno nie umrę przed własnym pensjonatem podczas próby przystrojenia go z okazji nadchodzących świąt Bożego Narodzenia. Nie ma takiej opcji. To byłoby zbyt mroczne nawet jak dla mnie.
Nie potrafiła mi odmówić, co musi oznaczać, ze ma wobec mnie też jakieś głęboko ukryte ciepłe uczucia, być może pozostałości z czasów, gdy się przyjaźniliśmy, i chyba to właśnie sprawia, że czuję się... jak ostatni dupek.
Powinienem jej nienawidzić, a jednak z jakiegoś powodu wciąż szukam z nią kontaktu, pragnę jej aprobaty, jej zainteresowania. To bez sensu, bo ostatecznie i tak złamię jej serce, ale nie potrafię się powstrzymać.
Kocham ją zupełnie jak moją biologiczną mamę, ale nigdy nie nauczyłam się mówić do niej inaczej niż po imieniu, a ona nie ma nic przeciwko. Jest dla mnie rodzicem, jak i przyjaciółką, więc to chyba pasuje.
Ta dziewczyna traktuje życie tak, jakby za każdym rogiem czekało na nią coś dobrego. Jest wiecznie uśmiechnięta, zawsze pozytywna, nawet gdy ze zranioną nogą spędzała ze mną czas na mrozie w tamtej chacie, nie narzekała ani słowem. Jest w niej coś takiego... Przez co nie da się jej nie uwielbiać.
Teraz, przez tych kilka krótkich chwil, mam wrażenie, że na tym świecie istniejemy tylko my. Jesteśmy tylko my i moje łóżko, moja sypialnia, ten niewielki, zamknięty świat, w którym wszystko jest w porządku, w którym możemy sobie ufać, kochać się i nie myśleć o konsekwencjach.
Z jakiegoś powodu to boli. Chciałabym, żeby ktoś kiedyś postawił mnie na pierwszym miejscu. Żebym dla kogoś była na tyle istotna, by warto było zaryzykować inne rzeczy dla relacji ze mną. Może kiedyś znajdę kogoś takiego.
Walczę o swój dom, Saint. Nie twierdzę, że mi się to podoba, bo w przeciwieństwie do ciebie nie lubię takich gierek. Ale i tak z nich nie zrezygnuję, bo chodzi o coś, co jest dla mnie najważniejsze na świecie.
Jej słowa sprawiają, że znowu zaczynam się śmiać. Mari jest słodko szczera. Z góry wróży porażkę, więc chce mi ją osłodzić odrobiną pomocy, bo uważa, że to i tak nie zrobi różnicy. To się jeszcze zdziwi.
Nie patrzyłabym, gdyby mi się nie podobało. Chociaż pewnie nie powinnam ci tego mówić, na pewno słyszysz to wystarczająco często.
Był to czas, kiedy włóczyły się po lasach potwory i duchy z czerwonymi ślepiami. I maszkary z jęzorami zwisającymi nisko. I jak płomyki pochłaniały trawy, krzewy i większe drzewa.
Nie było już pięknej królewny ani cud-dziewczyny, która leżała w szklanej trumnie, a pilnowały jej krasnale, pieśni zaś śpiewały leśne ludki. Znikły z naszego świata baśnie czyste, pełne miłości, nostalgii i marzeń, zeszły ze sceny przedstawienia, w których główną rolę odgrywał szlachetny rycerz, broniący ubogich i karzący bogatych, usunęły się w cień cudowne lampy, światła i ognie pałacu, w którym panował dobry król i miał na wydaniu królewnę śliczną jak boski obrazek i wzdychającą w okrągłej wieży do kochanka, i umierającą z tęsknoty za rycerskim młodzieńcem, który miał ją wybawić od wielkich cierpień.
Uciekła w niepamięć nawet babcia i wilk ze strasznymi zębami. I gąska. I sierotka Marysia.
Znikła jasna strona świata. Zaginęły radosne pieśni i wesołe tańce. Przyszła pora ponurych wiedźm, strasznych zbójów grasujących pod naszymi oknami i omamów straszących dzieci. Wszystko nagle na naszych oczach wyrosło. I wciąż olbrzymiało. Nabierało straszliwego, apokaliptycznego wyglądu. Miało stalowe oczy i żelazne ostre pazury. I my gwałtownie dorastaliśmy, mając malutkie serca i duże oczy wyobraźni.
Kłębiły się mnożyły majaki. Porażały monstra i czarne potwory z wyłupiastymi przekrwionymi oczami. W lasach zamieszkały widna z osmalonymi twarzami i dzikie upiory.
- Lucek, w banku pracujesz. Pieniądze dla ciebie powinny być jak ziemniaki, zero ładunku emocjonalnego.
Niechby ktoś powiedział dziesięcioletniemu Jurkowi Dudkowi, że w przyszłości obroni dwa rzuty karne w finale Pucharu Europy za pomocą najdziwniejszej z możliwych sztuczek. Niechby ktoś powiedział dwudziestoletniemu Jerzemu Dudkowi, grającemu za 1800 dolarów rocznie, że za dekadę uniesie w górę Puchar Europy.
Lucek zbladł. Nie śmiał podnieść głowy. Właśnie spełniało się jego największe marzenie. Został pasowany na rycerza! Coś, co kiedyś było jedynie mrzonką, dzisiaj się realizuje. Lucek zebrał się w sobie, podniósł głowę i powiedział: - Jest to dla mnie zaszczyt, książę. Będę ci służył i walczył dla ciebie oraz Polski. Herbem moim będzie smocze jajo. - Smocze jajo? - książę wykrzywił twarz. - Czyli takie kółko? - W zasadzie tak. Czerwone jajo na białym tle. - No nie wiem. Podobny herb mają już Japońcy i możesz być z nimi mylony, a że nie są u nas zbyt popularni, sprowadzisz na siebie niepotrzebne kłopoty.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl