Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "ludzie mogla z dobry", znaleziono 8

Dwadzieścia lat poświęciłem na szukanie złych ludzi. I nikt nigdy się temu nie dziwił. Dlaczego teraz nie mogę poświęcić godziny na znalezienie kogoś, kto jest dobry? Czy dobroć trudniej dojrzeć niż zło?
Byłam pewna, że znajdę wówczas odpowiednie słowa, żeby wyrazić to, co mnie dręczy, wytłumaczyć mu, dlaczego jestem tak okropnie przerażona, dlaczego mam uczucie, jak gdyby mnie siłą wpychano coraz głębiej i głębiej do czarnego dusznego worka, z którego się już nigdy nie wydostanę. A potem ten dobry lekarz rozparłby się wygodnie w fotelu, złożył czubki palców dłoni, tworząc małą kościelną wieżyczkę, i wytłumaczył mi, dlaczego nie mogę spać, dlaczego nie mogę jeść, dlaczego nie mogę czytać i dlaczego wszystko, co inni ludzie robią, wydaje mi się idiotyczne, bo cały czas myślę o tym, że na końcu czeka mnie nieuchronnie śmierć.
Mogę sobie wmawiać, że nie zasługują na współczucie, że to w słusznej sprawie i dla ich własnego dobra, ale fakty pozostają faktami. Dylematy moralne walczą o uwagę w mojej głowie, ale nie mają szansy ze świadomością, że najnormalniej w świecie podoba mi się to. Kurwa, zwabianie obcych ludzi w pułapkę i obcinanie im jaj sprawia mi przyjemność. Upijam się władzą nad nimi, upijam się ryzykiem.
" - Za każdym razem, gdy spoglądam za siebie mam wrażenie, że zmierzam w niewłaściwym kierunku lub jedno słowo dzieli mnie od porażki. Od tego, co robię, zależy życie wielu ludzi, w tym i twoje. Nie mogę popełniać błędów.
- Ale będziesz je popełniać. Będziesz podejmować decyzje i czasami będziesz żałować swoich wyborów. Czasami wręcz nie będzie dobrego wyboru, a jedynie najlepsza z iluś tam złych opcji. Nie muszę ci mówić, że dasz sobie radę, bo sama o tym wiesz."
- Dobry wieczór, komisarzu. Nie wiedziałem, że dostał pan zaproszenie.
- Mam stałą wejściówkę, facet przy wejściu nawet nie pisnął.
- Jakoś mi się nie wydaje.
- Służyć i chronić. I wchodzę, gdzie chcę.
-Ale nie jest pan mile widziany.
- To zależy.- Kruk rozejrzał się po sali.- Dużo ludzi przyszło.
- Szymański ma wzięcie. Podobają się panu jego obrazy?
- Im podlejszy i bardziej tandetny spektakl, tym głośniej klaszczę.
- Nie uważa pan, że dobrze maluje?
- Aż się nie mogę nasycić. Jak się wynajduje takie talenty? Zgarnia się ich z długiej czy z Monciaka?
Nie mogę odnaleźć Boga w sobie, ani siebie w Nim, jeśli nie zdobędę się na odważne spojrzenie w twarz Temu, kim rzeczywiście jestem, z całą moją słabością i nie przyjmę innych takich, jacy są — z wszystkimi ich ograniczeniami. Odpowiedź religii nie jest naprawdę religijna, jeżeli nie odpowiada rzeczywistości; ucieczka jest rozwiązaniem podyktowanym przez zabobon.
[...]
Istnieje jednak duchowy egoizm, który potrafi zatruć nawet dobry uczynek dawania czegoś innym. Dobra duchowe są cenniejsze od materialnych i moja samolubna miłość może także znaleźć wyraz w pozbywaniu się dóbr doczesnych na użytek bliźniego. Jeżeli mój dar zmierza do przywiązania go do siebie; nałożenia na niego długu wdzięczności lub wywarcia duchowej tyranii na jego duszę, to okazując mu miłość, w rzeczywistości kocham jedynie siebie samego. Jest to nawet większy i bardziej przewrotny rodzaj egoizmu, gdyż handluje nie ciałem i krwią, ale duszami innych ludzi.
[...]
Jest więc rzeczą największej wagi, żebyśmy zgodzili się żyć nie dla siebie — tylko dla innych ludzi. Jeżeli to zrobimy, to przede wszystkim będziemy umieli spojrzeć w twarz naszym możliwościom i zgodzić się na ich granice. Dopóki się skrycie uwielbiamy, nasze braki nie przestają nas dręczyć poczuciem rzekomego upośledzenia. Ale kiedy zaczniemy żyć dla innych, przekonujemy się stopniowo, że nikt nie spodziewa się po nas, żebyśmy byli "jako bogowie". Zobaczymy, że — tak jak wszyscy — mamy naturę ludzką, a więc jej słabości i braki, i że te nasze ograniczenia grają bardzo ważną rolę w naszym życiu. Bo właśnie z powodu nich potrzebujemy innych ludzi, a oni nas. Nic wszyscy mamy te same słabe strony, zastępujemy się więc i dopełniamy wzajemnie, każdy z nas dając właśnie to, czego brakuje drugiemu.
Mam dość takiego porządku. Ten porządek mnie dobija. Zabiera mi życie. Nie mogę już dłużej, duszę się. Podchodzę do okna, chcę je otworzyć, żeby trochę świeżego powietrza dostało się do środka. Ale okno nie chce się otworzyć. Szarpię mocniej, ale to nie pomaga. Jakub podchodzi do mnie, odsuwa mnie i mówi: – Nawet okna nie potrafisz otworzyć – syczy ze złością. Łapie za klamkę. Szarpie z całej siły. Nadyma się i odłamuje plastikową część. Myślę o sile nagle pojawiającej się w mężczyźnie, który łamie plastikowe klamki, niszczy ogrody, wysusza rzeki, zabija narody, gwałci, dusi, zabiera dowody istnienia. Obok niej (a może nie obok, ale poza wszelkimi kierunkami, na dnie czy na obrzeżu, nie wiadomo gdzie) jest też taka siła, która tworzy dobre rzeczy. Nie wiem. Mój mąż tworzy tylko plany wojen, mapy podległych krain, buduje fortyfikacje, umacnia swoje wojsko – rośnie w siłę, żeby skuteczniej panować nad swoim ludem, którym jestem ja
"Jestem gotów oddać za Niego życie" jest intencją moralną; "On winien być gotów oddać za mnie życie" nakazem moralnym nie jest. Nie jest też nakazem moralnym wymóg, by inni ludzie poświęcali swe życie dla ojczyzny, partii, czy jakiejkolwiek innej sprawy, choćby i najwznioślejszej – choć moja gotowość poświęcenia mojego własnego życia w imię tego, by idea nie zmarła bezpłodnie, może uczynić mnie, niebezzasadnie, moralnym bohaterem. Gotowość do poświęceń dla dobra innych obarcza mnie odpowiedzialnością, która jest moralna dlatego właśnie, że uważam nakaz poświęcenia się za odnoszący się tylko do mnie, że przyjmuję, iż poświęcenie nie należy do kategorii usług wymiennych, że nie jest i nie może stać się nakazem powszechnym – a więc nie mogę też od poświęcenia się wymigać, licząc na to, że inni przejmą je na swoje barki. Być osobą moralną znaczy: jestem stróżem brata mego. Ale znaczy to też, że to ja jestem stróżem brata mego, i ze jestem nim bez względu na to, jak brat pojmuje swe braterskie obowiązki i czy widzi je w ten sam co ja sposób; co więcej ja trwam na posterunku nie oglądając się na to, jak się inni bracia wobec swoich braci, rzeczywistych czy "z mianowania", w podobnych warunkach zachowują. W każdym razie mogę być stróżem brata mego w prawdziwym – moralnym – tego pojęcia znaczeniu wówczas tylko, gdy zachowywać się będę tak, jak gdybym ja jeden tylko miał obowiązek stróżowania i ja jeden tylko był skłonny go podjąć i spełnić. Ja jestem zawsze tym, kto trzyma w dłoni słomkę, która złamie grzbiet potwora obojętności. To właśnie owa wyjątkowość (a nie upowszechnialność) i nieodwracalność mojej odpowiedzialności jest kamieniem węgielnym stosunku moralnego. I to się tylko liczy – obojętnie, czy wszyscy, czy tylko niektorzy bracia świata uczynią dla swych braci to, co ja za chwilę uczynię.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl