Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "mafra pani nikt", znaleziono 12

A pani to właściwie kim jest? - Mieszko nieoczekiwanie podniósł wzrok.
- Ja? - kobieta nie spodziewała się wywołania do odpowiedzi.
- nikt pani nie przedstawił. Nie chciałbym żeby w mojej głowie funkcjonowała pani jako kobieta od noszenia drukarki - wyjaśnił. - zwłaszcza że przyszło z panią dwóch facetów.
A pana nie chcę mieć. Ani pani. Nie chcę prowadzać ludzi na smyczy, nie podoba mi się to. Kocham wolność i swojego człowieka też zostawię na wolności. Zaopiekuję się nim, chociaż nie będę go trzymał na smyczy. Zostanę z nim, żeby nikt go nie skrzywdził. I zawsze przy nim będę.
Pani Aneto, major chciałby panią usłyszeć – kapitan podaje mi słuchawkę. - Dziękuję! Hr, hr hr… Aaaaaaaaaaaaaaaa, aaaaaaaaaaaaaaaaaaaa, aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa, aaaaaaaaaaaaaaaaaaaa, aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa, aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa, aaaaaaaaaaaaaaaaaaa – i przelatuję pasaż sopranowy po całej skali, starając się zaśpiewać najmocniej, jak umiem. Tymczasem po drugiej strony słuchawki panuje głucha cisza. Czemu nikt się nie odzywa? Co, u licha? - Halo? - Na litość boską, co pani!? Chciałem tylko porozmawiać, po – roz – ma - wiać, a omal nie straciłem bębenków!
Ujrzawszy go, Kaśka aż jęknęła z zachwytu i na całą klasę wyrwało jej się: Ja pierniczę!
- Co takiego? Katarzyna! Coś ty powiedziała? [...]
Ale nagle zupełnie niespodziewanie odezwał się Maciek: - Proszę pani, każdy język ewoluuje. W tym polski. Pierniczyć to czasownik wytrych. Znaczeń ma wiele. (...)
- Co masz na myśli?- spytała chłodnym tonem pani Czajka.
- Nic takiego specjalnego poza tym, że pani miała teraz zamiar Kaśkę opierniczyć, czyli skrzyczeć, a tym samym wykazać swoją dezaprobatę. Gdyby była pani jej koleżanką, Kaśka z pewnością kazałaby się pani odpierniczyć, czyli odczepić, uznając, że pani przesadza. (...) Ale ponieważ jest pani nauczycielką, więc Kaśka z pewnością chciałaby teraz natychmiast spierniczyć ze szkoły. Gdyby zaś z tego powodu wystawiłaby jej pani złą ocenę, wówczas Kaśka starałaby się podpierniczyć, ewentualnie zapierniczyć, czyli ukraść, dziennik. Ewentualnie ów dziennik gdzieś wypierniczyć, czyli wyrzucić tak, by nikt go nie znalazł. Choć może wówczas rodzice zlaliby ją, czyli by jej wpierniczyli, pasem tam, gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę. Jeden czasownik dzięki różnym przedrostkom zyskuje nowe znaczenie...
Tyle morderstw! Chyba trudno popełnić bezkarnie tak wiele zbrodni, prawda? Panna Pinkerton potrząsnęła głową. - Ależ nie, mój drogi, ta pani się myli. Bardzo łatwo jest zabić człowieka. pod warunkiem, że nikt pana o to nie podejrzewa. A ten morderca jest ostatnią osobą, którą ktokolwiek mógłby podejrzewać.
Bardzo łatwo jest pchnąć starszą panią na ziemię, przycisnąć ją skrzydłem do wrót od stodoły, a potem sypać na nie kamienie, aż nie będzie mogła oddychać. I wtedy całe zło odpłynie. Tylko że nie. Ponieważ dzieje się coś innego złego i są inne stare kobiety. A kiedy już się skończą, zawsze są starzy mężczyźni. Zawsze są obcy. Zawsze są przybysze. A potem, może, pewnego dnia jesteś ty. Wtedy kończy się szaleństwo. Kiedy nie został już nikt, kto mógłby oszaleć.
-Ona go nienawidziła. Nienawidziła ich obu.
- Mówiła o tym?
- Gorzej, milczała o tym.
- To można milczeć o nienawiści, a pan i tak to wypatrzy?
- Panie komisarzu, w moim zawodzie jestem świadkiem, jak ludzie plują nienawiścią po kilka razy dziennie. (...) Tym większe wrażenie robi, gdy ktoś nienawidzi bez słów.
(...) Nikt nie potrafi bardziej nienawidzić niż ci, którzy przysięgali sobie nawzajem, że póki śmierć ich nie rozłączy... w zdrowiu, w chorobie... i podobne głupstwa.
...ratowniczkę z SOR-u, opowieści o świetnym przygotowaniu doprowadzały do szału. - Nawet nie było wiadomo, co robić z ciałami. Jak covidowy umierał, to potem kwitł na izolatce, czekał na jakąś decyzję.
- Długo?
- Długo. Generalnie jest zasada, że ciało powinno leżeć do sześciu godzin, bo człowiek może się obudzić. Ale tu trwało to dużo dłużej i nie chodziło o wybudzenie, ale o to, że nie wiadomo było, jak zabezpieczyć ciało. Normalnie nakłada się flizelinę, wkłada się zwłoki do metalowej trumny i jedzie do kostnicy. A teraz? To jednak potencjalny materiał zakaźny! Co robić? Okręcać? Nikt nam nie powiedział. Zwłoki leżały, a myśmy czekali na informację od mądrzejszej głowy. Od pani ordynator, od pani oddziałowej. Mądre głowy też nie wiedziały i za każdym razem była samowolka. Owijanie w tysiące warstw wszystkiego. Flizelina, worki, takie przypominające worki na śmieci. Oczywiści wszyscy starali się z szacunkiem.
Żywo zainteresowało mnie coś, co pan powiedział przed chwilą. Powiedział pan, że zło czai się wszędzie. To prawie cytat z Eklezjasty. - Umilkł, twarz zajaśniała mu fanatycznym blaskiem i po krótkiej pauzie zacytował: - »Pełne zła jest serce synów rodzaju człowieczego, a szaleństwo mieszka w ich sercu, pokąd żyją«. Z satysfakcją wysłuchałem pańskich słów. Dziś, proszę pana, nikt nie wierzy w prawdziwe zło. Ale zło, panie Poirot, to przecież zjawisko realne. To fakt! Ono istnieje! Jest potężne! Przechadza się po naszej ziemi!
…powiem ci, że nasza wolność tutaj polega też na tym, jak nasze doświadczenia, będące dość często wykraczaniem poza wszelkie granice kultury, rozsądku, nie wspominając o dobrym zachowaniu, ukształtują nas i jak dzięki nim będziemy funkcjonować w przyszłości. Niektórzy nie wyniosą z Erasmusa żadnej lekcji na przyszłość, ale nie zapominajmy, że ten program uczy samodzielności, mieszkania z innymi ludźmi, umiejętności poradzenia sobie w sytuacji, gdzie rodzina jest bardzo daleko, ale przede wszystkim pokory. Tutaj na wydziale nikt cię nie zna, pani z dziekanatu nie załatwi ci czegoś od ręki, a wykładający nie wiedzą, jakie miałeś oceny w szkole, więc musisz sam sobie na wszystko zapracować.
Konigsberg to zbyt poważne nazwisko dla komika, ale czego można się spodziewać, jeśli człowiek się rodzi w Brooklynie, gdzie wszyscy są tak nieszczęśliwi, że nikt nie myśli o samobójstwie? Takie nazwiska jak Lupowitz, Rosenzweig czy Weinstein, że już nie wspomnę o starym Fleischmanie, który chorował na raka prostaty, nie brzmią za grosz śmieszniej, jeśli nosisz aparat słuchowy.
Dlatego zacząłem opowiadać dowcipy w kafejkach Greenwich Village. Lepsze to niż chodzenie do szkoły dla opóźnionych umysłowo nauczycieli i tylko trochę mniej zabawne niż granie na klarnecie. Moim koronnym numerem był kawał o pani Sarze Rosenkrantz, którą jej mąż, pan Daniel Rosenkrantz, obwoźny sprzedawca srebrnych wykałaczek, zastaje w łóżku z panem Schneiderem, tym, co ma sklep żelazny zaraz za piekarnią, co to go za bezcen kupił od pana Salomona Hirscha, na co pani Resenkrantz woła w najwyższym zdumieniu: Danny! To ty? W takim razie z kim ja leżę w łóżku? A jeżeli nawet wtedy goście się nie śmiali, to po prostu mówiłem, że kiedyś będę światowej sławy reżyserem i dostanę Oscara.
-Panie prokuratorze, szanujmy się. Pan sobie daruje osobiste wycieczki w moją stronę, a ja nie powiem na głos, że pan pewnie nie prowadza się z nikim, bo nie ma w tym kraju aż takich desperatek.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl