Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "przede pasie i ludzi", znaleziono 11

Przebudzam się nagle i stwierdzam, że coś jest nie w porządku. Podnoszę głowę i dociera do mnie, że leżę na środku areny cyrkowej, przypięty pasami do łóżka w taki sposób, żebym nie mógł się ruszyć. Dookoła na widowni siedzi pełno ludzi, którzy zaczynają bić brawo. W tle leci głośna muzyka cyrkowa, oznajmiająca, że za chwilę zacznie się przedstawienie.
– Odepnijcie te pasy! – krzyczę.
Niby wiedziałam, że ludzie, którzy wkładają palce do gniazdek elektrycznych, nie zapinają pasów czy prowokują drapieżniki to... debile. Czemu więc w stosunkach damsko męskich zawsze nie mogłam się powstrzymać przed podobnymi zagrywkami.
- Jak wyglądają? Hmm... - zamyślił się polityk. - Normalnie. Jak zdrowi ludzie po sześćdziesiątce. Ona jest niska, ale z cycami do pasa, a on jest prawie tak gruby jak ja.
Zero Siedem zacisnął szczęki. Miał ochotę zgnieść telefon.
- Ale wiesz, jak to jest - śmiał się Cichocki. - Podobno chłop bez brzucha słabo rucha.
Uderzenie nie było mocne. W Internecie można obejrzeć dziesiątki filmików, na których ludzie są uderzani przez pędzące samochody, wyrzucani w powietrze jak szmaciane lalki i spadają, a później jak gdyby nigdy nic wstają, otrzepują się i idą dalej, zapewne w szoku.
Ale to nie był jeden z internetowych wypadków. Kobieta po prostu upadła i uderzyła głową w krawężnik wysepki oddzielającej oba pasy jezdni. Momentalnie straciła przytomność.
- Co teraz? - zapytał Spalle, kiedy stali już na brzegu.
- Teraz będzie próbował odtajać i wyleźć, jak powiedział - zauważył Warfnir, zapinając ciężki pas.
- To dobrze, bo tamci wszyscy z widłami i hołoblami strasznie się spieszą, żeby nas powitać.
Siedząca na rufie postać okryła się kłębami migocącej mgiełki, po czym wstała z chrzęstem i skrzypieniem pękającego lodu.
Spalle przesadził. Tłum biegnący do drakkara rzeczywiście wyposażył się w widły i siekiery, ale z każdym krokiem coraz mniej był tłumem i coraz mniej biegł. W pobliże pomostu podeszło zaledwie pięciu ludzi, i to ostrożnym krokiem.
Wywiady z bossami gangów w gazetach, pyszniących się swoim bogactwem przy aplauzie pismaków cieszących się z nieudolności policji. Mówili w swoich artykułach - my dziennikarze wiemy, kto kieruje mafią w Polsce a policja tego nie wie. Bo jakby wiedziała, to bossowie siedzieliby w więzieniach. Tylko dziennikarze nie patrzyli na zdezelowane radiowozy, bzdurne limity kilometrów, zastraszonych świadków, adresy, których same sądy w aktach podsuwały bandziorom. Sprawy ciągnące się latami, bo pan oskarżony źle się czuje lub zmienił adwokata. Niechęć do wprowadzania nowoczesnych rozwiązań prawnych, które umożliwiłyby skuteczną walkę z przestępczością. A on, stróż porządku patrzył na to i wstydził się za cały ten chory system, skutecznie gnębiący staruszkę przechodzącą w złym miejscu na pasach lub bezdomnego pijanego lumpa odwożonego do izby wytrzeźwień. A bandyci wymuszający coraz bezczelniej haracze, porywający ludzi dla okupu, handlujący narkotykami, bronią i strzelający do ludzi jak do kaczek byli poza zasięgiem tego dziwnego państwa, które miał nieszczęście reprezentować.
Patrioci przy rajzbrecie Z Bogdanem Wyporkiem, architekt, urbanista, współautor wielu planów Warszawy rozmawia Krzysztof Pilawski Jak zapamiętał pan odbudowę? – Po wojnie w Warszawie były dwie instytucje, które wszyscy znali: Stołeczne Przedsiębiorstwo Budowlane i Biuro Odbudowy Stolicy. Ciężarówki wywożące gruz miały napis SPB. Nazwę BOS utrwalały tysiące tablic ostrzegawczych: „Biuro Odbudowy Stolicy, obiekt zabytkowy, naruszenie istniejącego stanu będzie karane”. Mnie, młodego chłopaka, te tablice nieraz śmieszyły. Nie rozumiałem, jaką wartość może mieć kupa gruzu, jakieś szczątki. Ale w ruinach leżały fragmenty gzymsów, kolumn, które ułatwiały odbudowę zabytku. Wkrótce przestałem się śmiać, kilofem i łopatą usuwałem gruz, chodziłem na budowę Trasy W-Z, by popatrzeć, jak miasto wraca do życia. A to przecież nie było wcale przesądzone. W pierwszych miesiącach po wyzwoleniu zastanawiano się, czy w ogóle odbudowywać Warszawę. Skala zniszczeń materialnych i strat ludzkich przytłaczała, brakowało pieniędzy, materiałów, narzędzi, urządzeń, maszyn, fachowców. Dwustumetrowy tunel Trasy W-Z kopano metodą odkrywkową… – Bo nie było czym go wydrążyć. To niesłychanie śmiała inwestycja, w której pogodzono interesy modernistów i zabytkowiczów. Poświęcono kilka zabytkowych kamienic, ale efekt zachwycił wszystkich. Przed wojną połowa ruchu z Pragi szła przez most Kierbedzia (na jego filarach oparto potem most Śląsko-Dąbrowski – przyp. red.) i wiadukt Pancera (łączył most Kierbedzia z placem Zamkowym – przyp. red.), a dalej bezpośrednio na Krakowskie Przedmieście lub Podwale. Budowa tunelu udrożniła komunikację z Pragi do innych dzielnic: na Wolę oraz – dzięki przedłużeniu Marszałkowskiej – do Śródmieścia i na Żoliborz. W wyniku likwidacji wiaduktu Pancera pojawiło się jedno z najpiękniejszych miejsc widokowych w Warszawie: panorama Wisły, pałac Pod Blachą, którego wcześniej nie było widać, wyeksponowana bryła Zamku Królewskiego i wysoko posadowionego kościoła św. Anny. Pamiętam, że przed wojną to miejsce wyglądało dużo gorzej. „Królu Zygmuncie, powiedz nam, czyś / Widział Warszawę tak piękną jak dziś?”… – Nie odbieram słów piosenki jak ironii. Odbudowa Starego Miasta była majstersztykiem. Wielka w tym zasługa profesorów Jana Zachwatowicza i Piotra Biegańskiego. Stare Miasto zrekonstruowano w kształcie nie przedwojennym, lecz historycznym. Np. katedra św. Jana miała fasadę w stylu gotyku angielskiego, nadaną w XIX w. Przywrócono jej znacznie wcześniejszą formę, pasującą do otoczenia. Odsłonięto i odbudowano duże fragmenty murów obronnych otaczających Starówkę, rozebrano resztki przyklejonych do nich kamienic. Na ich miejscu urządzono pas zieleni, którego przed wojną nie było. Podobnie jak nie było Barbakanu łączącego Stare i Nowe Miasto. Ten nawiązujący do dawnej budowli obiekt jest powojennym dziełem prof. Zachwatowicza. Takie działanie było sprzeczne z uchwaloną w 1931 r. Kartą ateńską: stare musiało być stare i dokładnie takie samo jak dawniej. – Decyzja o odbudowie zabytkowej części Warszawy szła absolutnie wbrew ówczesnemu modelowi europejskiej sztuki konserwatorskiej. Gdyby działać zgodnie z nim, należałoby rozebrać ruiny albo pozostawić je w nienaruszonym stanie – taki pomysł zresztą się pojawił jako propozycja swego rodzaju pomnika zbrodni dokonanych przez hitlerowców. Moim zdaniem wybrano model najlepszy z możliwych. Odtworzono wiernie najcenniejsze zabytki, opierając się na zachowanej dokumentacji, zdjęciach, a nawet obrazach Canaletta. Gdy brakowało dokumentacji, projektowano obiekty, dbając, by charakterem, bryłą, detalami architektonicznymi dopasowały się do historycznego układu. W ten sposób powstał spójny, harmonijny układ urbanistyczno-architektoniczny: Nowe Miasto, Stare Miasto, plac Zamkowy, Krakowskie Przedmieście, Nowy Świat. W Europie znajdziemy setki starówek wspanialszych niż warszawska. – Nie tylko w Europie, także w naszym kraju, np. w Krakowie i we Wrocławiu. Skoro tak, to dlaczego wysiłek skupiono na pałacowych kolumnach i gzymsach, a nie na wydobyciu ludzi z piwnic, lepianek i ze strychów? – Odbudowa zabytkowej części odbywała się bez wątpienia kosztem budownictwa mieszkaniowego. Ale po spaleniu miasta, wymordowaniu 700 tys. mieszkańców, ograbieniu i zniszczeniu gromadzonego przez pokolenia dobytku pozostałych przy życiu Warszawa musiała nawiązać kontakt z historią. Z miastem, którym była przed zniszczeniem. Jej tożsamość kryła się w najstarszej, położonej na Skarpie Warszawskiej części, która za czasów Stanisława Augusta Poniatowskiego i Królestwa Kongresowego (do powstania listopadowego) uzyskała najpiękniejszy kształt. Dlatego warszawiacy nie mieli wątpliwości, że Stare Miasto, Trakt Królewski i Łazienki muszą zostać odbudowane. Czym byłaby Warszawa bez tych zabytków? Dlaczego warto pamiętać o odbudowie Warszawy? – To był piękny patriotyczny zryw – tyle że znaczony nie krwawą walką, lecz ciężką i twórczą pracą. Odbudowa to przykład, jak wspaniałych rzeczy mogą dokonać ludzie o krańcowo różnych życiorysach – jak komunista Józef Sigalin i adiutant Bora-Komorowskiego Stanisław Jankowski – jeśli połączy ich wspólny cel. To także niezwykły przykład ciągłości historycznej – od czasów dawnych, poprzez przedwojenne plany i wizje, ich okupacyjną kontynuację, wreszcie powojenną realizację. Wielu architektów i urbanistów, którzy odbudowywali Warszawę, pracowało przed wojną u Starzyńskiego albo na Politechnice Warszawskiej. Nie doszło do gwałtownego zerwania ciągłości, charakterystycznego dla okresu przemiany ustrojowej. Nie objawili się młodzi gniewni, którzy z definicji wiedzą lepiej, negują dorobek poprzedników, wyrzucają ich pracę do kosza.
Kiedy wydarza się cud, głupiec podchodzi i gapi się z otwartą gębą. Rozsądny człowiek bierze nogi za pas, bo z takich rzeczy nigdy nie wynika nic dobrego.
Kiedy wydarza się cud, głupiec podchodzi i gapi się z otwartą gębą. Rozsądny człowiek bierze nogi za pas, bo z takich rzeczy nigdy nie wynika nic dobrego.
Kiedy wydarza się cud, głupiec podchodzi i gapi się z otwartą gębą. Rozsądny człowiek bierze nogi za pas, bo z takich rzeczy nigdy nie wynika nic dobrego.
-Nigdy nie doprowadź się do stanu, w którym darzysz kogoś uczuciem, Cass. Miłość robi z ludzi szaleńców
© 2007 - 2024 nakanapie.pl