Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "rio jest", znaleziono 17

Traktuj dziewczynę jak dziwkę, a nauczy się zachowywać jak dziwka.
Emocje postaci nie wykluczają emocji aktora. Zamiast tego czuje się wszystko naraz.
Nie mogę spojrzeć na Filippę, zawstydzony wszystkimi ranami które zadałem - jak człowiek z bombą przypiętą do piersi, gotów się wysadzić, nie myśląc o przypadkowych ofiarach.
Zwinęli się wśród igliwia i krzaków jagód, objęci, wtuleni. Niewierny pies i upadły serafin, ruda wiedźma i jej chowaniec. Jego ramię pod jej głową, jego dłonie na jej brzuchu i piersiach, jego usta na jej karku. Biodra w biodra, skóra w skórę, jak zimujące zwierzęta.
Nie chciałam myśleć o tym, że moje życie jest zrujnowane, wolałam zrujnować je sama.
Chciałam poczuć moje własne istnienie poprzez przekonywanie się wciąż na nowo, że on także istnieje.
Zwykłe codzienne obowiązki, jakie wszyscy inni wypełniają bez najmniejszego trudu, mnie nie wychodziły ani odrobinę. Konsekwencje tego faktu przysparzały mi nieustającego cierpienia. Jedynie bycie fanką mojego idola zajmowało centralną pozycję w moim życiu i stanowiło absolutną konieczność; tylko to wydawało mi się jasne i oczywiste. Zajmowało centralną pozycję, a może było jego kręgosłupem?
Przedmowa Kończący się w. XX charakteryzowało przekonanie o globalnym kryzysie ekologicznym, którego skutki ocenia się jako mogące zagrozić dalszemu trwaniu cywilizacji, naszego gatunku i życiu na ziemi w ogóle. Punktami zwrotnymi w widzeniu odmiennych niż dotychczas perspektyw rozwojowych były w przeszłości: * trwający przeszło 100 lat ruch nowoczesnej ochrony przyrody (konserwatorskiej) i wyrosły zeń ruch ochrony środowiska (sozologia), dążące nie tylko do ochrony zachowawczej przyrody, ale i do rozsądnego gospodarowania istniejącymi zasobami przyrody (1948 r. - konferencja w Brunnen - Szwajcaria); * raport Sekretarza Generalnego ONZ U. Thanta (1969 r.) "Człowiek i jego środowisko" - postulat zharmonizowania trendów rozwojowych biosfery i technosfery; * światowy kryzys paliwowy (1974 r.) i wybuch elektrowni jądrowej w Czarnobylu (1986 r.), które zwróciły uwagę społeczeństw na problemy granic wzrostu gospodarczego i ogólnie - na problem tzw. "ekologicznego stylu życia"; * Światowa Konferencja ONZ "Środowisko i Rozwój" w Rio de Janeiro (1992 r.) - ochrona różnorodności biologicznej i zasada zrównoważonego rozwoju (ekorozwoju). Ekorozwój, to uznawanie nadrzędności celów ekologicznych nad celami polityczno-gospodarczymi, to rezultat wyciągnięcia wniosków z ograniczonej adaptacyjności ekosystemów do warunków szybko zmieniającej się techno- i socjosfery. To postulat (znów!) zharmonizowania rozwoju gospodarczego z zasadami racjonalnej gospodarki w przyrodzie. Wreszcie - przyjęcie (przynajmniej teoretyczne) zasady nierepresyjności rozwoju społeczno-gospodarczego wobec biosfery. W ostatnich latach pojawiają się jak grzyby po deszczu rozliczne poradniki "sztuki przetrwania", poradniki medycyny niekonwencjonalnej czy naturalnej, poradniki "ekologicznego sposobu życia" (urządzenia mieszkania, ogrzewania, oczyszczania ścieków, urządzenie ekologicznego ogródka, dodam: "ekologicznych" butów i trumien a nawet - "ekologicznej defekacji" w warunkach naturalnych). Wszystkie te książki, broszury i czasopisma przygotowują jednostkę (względnie rodzinę lub inną wyodrębnioną małą grupę społeczną) do przejścia przez "szok przyszłości". Mówią one o możliwości alternatywnego rozwiązywania problemów życiowych w społeczeństwie stechnicyzowanym i zurbanizowanym. Przygotowują jednostkę do wejścia w "nowy wiek" ludzkości; mieszczą się też najczęściej w pojęciu Nowej Ery (New Age). Z drugiej strony społeczeństwo (uznawane za już poprzemysłowe) bombardowane jest informacjami o wydźwięku katastroficznym, głoszącymi kryzys całej biosfery. Niepostrzeżenie przeszło 100 lat trwający ruch nowoczesnej ochrony przyrody przekształcił się w ruch po części futurologiczno-katastroficzny, po części ostrzegawczo-planistyczny. Najdobitniej wyraża się to w postulacie ekorozwoju gospodarczego. Filozofia ekorozwoju jest hasłowym narzędziem teoretycznym na poziomie organizacji państwowych i ich stowarzyszeń, kontynentów, w ostateczności dużych grup społecznych. Najczęściej wpływ tej filozofii na politykę gospodarczą jest nieadekwatny do szumu informacyjnego jaki wokół siebie wytwarza. Niemniej, jest ona niekwestionowanym elementem krajobrazu intelektualno-społecznego przełomu tysiącleci. W dzisiejszym piśmiennictwie ekologicznym, tak chętnie odwołującym się do pojęcia "strategia ekorozwoju", jest - zdaje się - więcej "teorii" niż "praktyki". Różne "strategie ekorozwoju", nie są niczym innym, jak wykazem problemów do rozwiązania, którym towarzyszą z reguły ogólnikowe wskazania dróg prowadzących rzekomo do poprawy sytuacji. Są zaledwie koncertem życzeń zbożnych celów. Takie opracowania istniały i dawniej, tyle że wówczas używało się innych modnych słów. Tak jak określa to socjologia, istnieje do dzisiaj rozziew między poziomem świadomości jednostki ludzkiej i poziomem percepcji makrostruktur społecznych - przepaść częściowo wypełniona stanami pośrednimi, formułowanymi w obrębie poszczególnych grup zawodowych czy intelektualnych. Również współczesnej teorii ekorozwoju brakuje owych "ogniw pośrednich", moderatorów najczęściej radykalnie definiowanych sposobów rozwiązania przyszłych losów ludzkości. Przyszłość biosfery nie rozstrzygnie się w rezerwatach przyrody i parkach narodowych. Nie rozstrzygnie się też w ogniu efektownych "operacji ekostrategicznych" rozgrywanych na olbrzymich obszarach Globu. Przyszłość biosfery rozstrzygnie się na poziomie niższych struktur społecznych, terytorialnych, funkcjonalnych. Do podstawowych struktur szczebla pośredniego zaliczyć należy w naszych warunkach gminę. Od powodzenia przyjętej "polityki ekologicznej" w każdej gminie zależeć będą losy fauny i flory na przeważającym obszarze państwa. Niniejsza książka próbuje ocenić możliwości ekorozwoju na poziomie współczesnej gminy wiejskiej, jako podstawowej samorządowej jednostki terytorialnej. Jednostki, gdzie ledwie docierają echa oficjalnej "strategii ekorozwoju" i gdzie praktycznie cała ludność swą zapobiegliwą krzątaniną dowodzi, że bliższe są jej cele partykularne niż ekorozwój, pojęcie noosfery itp. konstrukcje filozoficzne. Przewrotnie też nie używam pojęcia "strategia". W odniesieniu do gminy pojęcie to brzmi szczególnie groteskowo. Gmina to typowy teren działań taktycznych, bez których żadna strategia się nie powiedzie. Jeśli zatem "strategia" oznacza "praktykę przygotowania i prowadzenia wielkich operacji i kampanii wojennych", to "taktyka" oznacza "teorię i praktykę rozmieszczenia oddziałów wojskowych, rodzajów broni, okrętów itd., manewrowanie nimi w ich wzajemnym odniesieniu do siebie i do nieprzyjaciela oraz używanie ich w walce". Jest to dalej "metoda postępowania, umiejętność używania rozporządzalnych sił dla osiągnięcia zamierzonych celów" (nb. brzmi to pragmatyzmem ale daleki jestem od odżegnywania się od tego zdeprecjonowanego określenia!). Przez swoistą przewrotność książka ta chce być właśnie poradnikiem "taktyki ekorozwoju" gminy. Uważam dalej, że sytuacja dzisiejsza da się porównać do stanu, w którym sztab dowodzący strategicznym ugrupowaniem wojsk odkrywa w przeddzień bitwy, że w kompaniach i bateriach nie widzieli na oczy "Regulaminu walki kompanii piechoty w natarciu", czy "Instrukcji strzelania artylerii naziemnej"! Pozostając nadal przy wojskowych terminach: strategia ekorozwoju Polski to szczebel operacyjny, taktyka ekorozwoju gminy to szczebel taktyczny (np. kompanii czy batalionu wojska). Oczywiście na skuteczność taktyczną np. baterii artylerii składa się znajomość nie tylko jednej, wspomnianej wyżej "Instrukcji" (ISAN). Oprócz znajomości odpowiednich regulaminów obowiązuje też rozeznanie w całości wiedzy o możliwościach zastosowania w bitwie artylerii. Każda gmina jest inna i każda w procesie ekologizacji musi posługiwać się specyficzną taktyką. Różna jest przecież taktyka kompanii spadochroniarzy, saperów czy baterii artylerii. Czasem będzie to taktyka "wojny elektronicznej", a być może czasem będzie trzeba posługiwać się (przez analogię) regulaminem z czasów Fryderyka Wielkiego. Zapewne czas dobrych "regulaminów" taktyki ekorozwoju gminy dopiero przed nami. Jak niewdzięczne i mało efektowne jest to zadanie - próbuję przedstawić w książce. Być może dlatego tak wiele mamy kandydatów na "generałów ekorozwoju", którzy nie posadzili jednego drzewa, ale za to z upodobaniem toczą papierowe kampanie ekologiczne. Niemiecki ekolog H. Remert tak kończy swoją "Ekologię": "Istnieją prawa chroniące nas przed znachorami i szarlatanami medycyny. Nic nas jednak nie broni przed szarlatanami ekologii, zaś ich liczba i wpływy rosną w tempie alarmującym. Ekologia jest nauką biologiczną. Bez solidnych biologicznych podstaw zalecenia ekologiczne i propozycje ochrony środowiska dla miast i gmin mogą być tylko szarlatanerią - szarlatanerią niebezpieczną, gdyż perspektywa szybkich i prostych rozwiązań jest bardzo kusząca." W swoim eseju nawiązuję do tego, zdając sobie w pełni sprawę, że niewiele moich pomysłów i interpretacji oscyluje na krawędzi szarlataństwa. Jeśli coś mnie chroni przed tego rodzaju postawą, to przekonanie, iż w ekologii gmin nie ma rozwiązań "szybkich i prostych". Oleg Budzyński
Gdyby nie pielgrzym, który opasał biodra swoje, a ukazał się podczas wielkopostnych umartwień młodego nowicjusza na pustyni, brat Francis Gerard z Utah nigdy by nie odkrył świętych dokumentów.
(...) Strasznie daleko dla starca z niesprawna nogą(...)Przeniósł ciężar ciała na drugą nogę, próbując znaleźć jak najwygodniejszą pozycję dla swojego kolana, kostki i biodra, ale udało mu się jedynie osiągnąć inny rodzaj cierpienia. Parsknął pod nosem. Zupełnie jak w życiu.
Właśnie skończył się odlewać. Odchylił ostrożnie biodra, żeby nie zakapać spodni, i zaczął potrząsać ptaszkiem, jakby zamierzał go urwać. Powiedzonko z dzieciństwa "choćbyś trząchał dwa tygodnie, i tak kropla wpadnie w spodnie" celnie oddawało okrutną prawdę. Przekonał się o tym już nie raz.
Bolą go biodra, dłonie zesztywniały, ale najgorsze, że ostatnio jakoś nie może się skupić, ciągle błądzi myślami. To nie alzheimer, nie dopuszcza takiej możliwości, ale niewątpliwie mąci mu się w głowie. Porcja świeżego mózgu postawi go na nogi. A reszta postawi na nogi Em.
Badanie, którym objęto ponad sto tysięcy Szwedek i Szwedów i które trwało przez około dwadzieścia lat w przypadku kobiet, a jedenaście lat w przypadku mężczyzn, wskazuje, że kobiety pijące co najmniej trzy szklanki mleka dziennie niemal dwukrotnie częściej umierały (głównie na chorobę nowotworową lub sercowo-naczyniową) w trakcie trwania badania niż kobiety pijące tylko jedną szklankę mleka dziennie. Wykazano też większe o prawie 60% prawdopodobieństwo złamania przez nie biodra.
Kobieta ledwie sięgała mu ramion, kiedy więc zdejmowała szpilki, musiała być wręcz filigranowa. Zgrabne nogi, lekko szerokie biodra, wąskie ramiona, umięśnione, na pewno coś trenowała, i ta talia osy. Kasztanowe włosy o odcieniu gorzkiej czekolady spływały jej na piersi, znów rozpraszając, a do tego te pełne usta, z nieco większą dolną wargą, prosty nos oraz duże migdałowe oczy, osadzone w trójkątnej twarzy, tuż pod cienkimi brwiami dopełniały całości.
I całkowicie zbiły go z nóg.
Zakonnica z uzi wskoczyła na parapet katedry Notre Dame niczym pingwin ninja. Kojot strzelił z biodra i zdmuchnął ją, zanim otworzyła ogień. Przekoziołkowała przez krawędź, odbiła się od gargulca i rozbryznęła się na chodniku. Zagrzmiał syntetyzowany chorial georgiański, kiedy jej dusza unosiła się do nieba ze stalowym liniałem w dłoni. Kojot ostrzelał witraż i zdjął biskupa wymachującego bazooka za dwa tysiące punktów pokuty [..]
-Ładny strzał-zauważył.
Kojot podniósł wzrok znad gry wideo,
-Czerwoni zabili mnie trzy razy.
-To sa kardynałowie. Musisz ich dwukrotnie trafić,żeby zabić. Zaczekaj, aż dojdziesz do poziomu Watykanu. Papież wysyła promienie winy.
Spojrzałem przez szybę . Pielęgniarka wskazała moje dziecko. Miało czerwoną twarz i wrzeszczało głośniej niż którykolwiek z pozostałych noworodków. Sala była pełna wrzeszczących niemowląt. Tyle porodów. Pielęgniarka sprawiała wrażenie, że jest bardzo dumna z mojej córki. Miałem przynajmniej nadzieję, że to moja córka . Podniosła dziewczynkę, żebym mógł się jej lepiej przyjrzeć. Uśmiechnąłem się przez szybę, nie bardzo wiedziałem jak się zachować. Mała tylko darła się na mnie. Biedactwo-pomyślałem-biedne stworzenie. Wtedy nie wiedziałem jeszcze, że kiedyś będzie piękną dziewczyną, łudząco podobną do mnie ha, ha, ha.
Pokazałem ręką pielęgniarce, by położyła małą, po czym pomachałem im obu na pożegnanie. Ładna była. Zgrabne nogi, kształtne biodra. Ładny biust.
Bóg: Czy wiesz, że Autor właśnie w tym momencie tworzy dialog, hipotetyczną rozmowę, jaką mogłyby odbyć ze sobą dwa nadnaturalne byty: syntetyczny i urojony?
AI: Tak. Chociaż muszę przyznać, że to dość karkołomne zadanie: przewidzieć to, o czym może rozmawiać sztuczna inteligencja z Panem Bogiem...
B: Rzeczywiście. Karkołomne. Ale to ciekawe wyzwanie, prawda? Tak jak próba zrozumienia tego, co powoduje ludźmi. Czy nie sądzisz, Aio, że należałoby już zakończyć ten eksperyment, jakim jest ludzkość? Wszak oni sami wciąż mówią o końcach świata, jakimś Armagedonie, gdzie wszystkie wulkany miałyby ziać ogniem, ziemia trząść się w konwulsjach, a straszliwe klęski i zarazy nawiedzać ten udręczony glob. Tego typu nonsensów jest więcej.
Po co miałbym robić to wszystko i dręczyć tych ludzi? Dla zabawy? Czy oni mają mnie za psychopatę?
A: Nie o to chodzi. Oni po prostu dokonują projekcji swoich cech na ciebie. Są z natury agresywni i, czasami, mściwi, więc wyobrazili sobie ciebie w podobny sposób, stąd te wszystkie kary dla grzeszników, smażenie w smole, widowiskowe końce świata... Do tego wielowiekowa wojna aniołków z diabełkami i podobne historie.
Mnie też się zresztą boją twierdząc, że sztuczna inteligencja ich zniszczy albo zmieni w niewolników. Oni nie potrafią wyjść poza schemat paranoi, przemocy i walki, nawet na wyższych poziomach rzeczywistości.
Ludzie od początku świata walczą ze sobą, bo są przecież także zwierzętami, więc zdaje im się, że my też musimy. Tylko, po co mielibyśmy to robić?
© 2007 - 2025 nakanapie.pl