Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "skira strachy", znaleziono 4

Sasha posłuchała i poczuła się tak, jakby skóra na jej czaszce się kurczyła. Był to straszliwy chór bezradnego strachu. Sied­mioro noworodków darło się i wrzeszczało, jakby miało się z nimi stać coś tak przerażającego, że już nigdy nie będą mogły złapać oddechu.
A ponieważ każda władza rośnie na drożdżach cudzego strachu, i smak władzy nieporównywalny jest jakimkolwiek narkotykiem, my wszyscy - młodzi - staliśmy się narkomanami władzy, potrzebującymi coraz to nowych zastrzyków gwałtu, poznającymi na własnej skórze wielką prawdę: najwyższa ze wszystkich jest ta władza, która zagrozić może nieuchronną śmiercią.
- A może to grzmot w górach? - zapytał Lisia Kita... to znaczy Christopher.
- To prawda, Kito, dziś rano tam w górach się dzieje - rzucił z radosnym podziwem Dziwny Bizon. - Takie głębokie dni, dni trawiaste, jak ten, nie przychodzą łatwo. Prawdziwy cud, że góry się nie rozpadną, kiedy wielcy prorocy tam się tak głośno modlą i tak zawzięcie biorą za bary. Ale jak zapisano na pewnej mądrej skórze, musimy zabiegać o własne zbawienie z bojaźnią i grzmotem.
- A nie "z bojaźnią i drżeniem"? - zapytał Christopher, rozwalony na beli szmat, jakby żywej.
- Nie, Lisia Kito, nie! - warknął Dziwny Bizon. - Tak się mówi podczas dni słomianych, czyli nie tutaj i nie teraz. U Kajutów w ich cieniopismach jest "z bojaźnią i chichotem", ale też u nich słowa na chichot i grzmot brzmią prawie tak samo. U Kiowów na ich skórach antylop jest "trzęsąc się ze strachu i ze śmiechu". I to mi się podoba. Szkoda, że ja nie umiem się tak modlić i tak się zmagać, jak ci wielcy. Też bym wtedy został prorokiem na górze i przynosiłbym światu więcej dni trawiastych. No, i jadłoszynowych dni też.
Jezu… Patrzyła na jego piękną twarz, na długie rzęsy, rzucające ciemne cienie na śniadą skórę policzków. Jak mogła być taka łatwowierna i naiwna… W ogóle go nie znała, a zapatrzona w jego zniewalającą powierzchowność, zaczęła już sobie wyobrażać, że spotkała tego swojego jedynego, wymarzonego… Spotkała… Potwora… Spojrzała na jego szeroką klatkę piersiową, która unosiła się i opadała w równym rytmie. Patrzyła z bardzo bliska na jego blizny, które wyglądały tak, jakby ktoś pociął go ostrym nożem. Chwila… Nie ktoś, tylko jego ojciec… O Boże… To straszne… ale… nie mogło jej być go żal. On sam był potworem. Zabójcą. Była pewna, że ją zabije. Tak jak zabił te inne dziewczyny, o których czytała w gazecie. Uniosła głowę i spojrzała na niego. Spał twardym snem. Miał na sobie tylko dżinsy. Nagle przyszło jej do głowy, że może mieć w kieszeni telefon komórkowy. Powoli, starając się nie oddychać, włożyła rękę pod koc i dotknęła go delikatnie na wysokości bioder. Niestety. Kieszenie miał puste. Poczuła pod powiekami pieczenie i zagryzła wargi w bezsilnej rozpaczy i jednocześnie złości. Uniosła się wyżej i nagle zobaczyła, że na starym, obdrapanym krześle leżą kluczyki od samochodu i jego telefon. Boże… Jak miała tam sięgnąć, skoro była z nim skuta kajdankami i w dodatku nadal przygniatał ją swoim ramieniem? Jednak, to była jej jedyna szansa. Najpierw musiała sprawdzić, czy on na pewno śpi. Pochyliła się nad jego twarzą i dotknęła go lekko palcami dłoni. Mruknął coś przez sen i dalej oddychał spokojnie i miarowo. Położyła dłoń na jego klatce piersiowej i popatrzyła w jego zamknięte oczy. Jego oddech nie zmienił się, a klatka piersiowa nadal miarowo unosiła się i opadała. Zmierzyła wzrokiem odległość pomiędzy swoją wyciągniętą ręką a oddalonym nieco krzesłem, na którym leżał jej jedyny ratunek. Przekręciła się pod jego ręką, cały czas pamiętając, że lewy nadgarstek ma unieruchomiony. Położyła się lekko na nim, starając się robić to bardzo powoli. On coś zamamrotał, a wtedy momentalnie znieruchomiała. Lecz nadal spał, wzdychając głośniej i kładąc wolną rękę wysoko nad swoją głową. Wtedy zdecydowała się wykonać jeden szybki ruch i po chwili miała już telefon w ręku. Miała wrażenie, że zaraz się udusi, bo musiała zapanować nad spazmatycznym oddechem, który zaczynał ją ogarniać. Zacisnęła zęby i wybrała szybko numer 112, bo z nerwów nie była w stanie przypomnieć sobie jakiegokolwiek innego numeru. I sama nie wie co się właściwie stało, ale nagle poczuła mocne szarpnięcie za włosy i już leżała, przygnieciona jego potężnym ciałem, a przed oczami migał jej kolorowy ekran komórki, którą machał tuż przed jej twarzą. - Masz mnie za idiotę Ewo? – Pokręcił głową i patrzył w jej przerażone oczy z łagodnym uśmiechem, który wzbudzał w niej jeszcze większy strach.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl