“Napisałem, że jedną z najbardziej zaraźliwych rzeczy, jakie znam, jest śmiech. Ale zarazić się można również smutkiem. Inaczej jest ze strachem. On nie jest równie zaraźliwy jak śmiech i smutek, to dobrze. Ze strachem jest się niemal całkiem sam na sam.”
“Napisałem, że jedną z najbardziej zaraźliwych rzeczy, jakie znam, jest śmiech. Ale zarazić się można również smutkiem. Inaczej jest ze strachem. On nie jest równie zaraźliwy jak śmiech i smutek, to dobrze. Ze strachem jest się niemal całkiem sam na sam.”
“Napisałem, że jedną z najbardziej zaraźliwych rzeczy, jakie znam, jest śmiech. Ale zarazić się można również smutkiem. Inaczej jest ze strachem. On nie jest równie zaraźliwy jak śmiech i smutek, to dobrze. Ze strachem jest się niemal całkiem sam na sam.”
“- Ale są rzeczy nie do śmiechu. Mój zawód wiele mnie nauczył. Przede wszystkim tej jednej strasznej prawdy, że morderstwo wchodzi w nałóg. ”
“Serce mi zamarło, gdy wybuchnął śmiechem. Jedna z matek siedzących z przodu runęła na ziemię jak kamień, który oderwał się od nierównego zbocza.”
“Jedną Kozak ma duszę- powiedział ze śmiechem Tymoszko- jeno wrogów ma pęczki, co mu ją pragną wydrzeć. Taki już los mołojca.”
“Jednego dnia Jaruha znalazła się w progu zagrody, dobrawszy znać taką porę, gdy zdun był u pieca zajęty. Spojrzała na Milę i twarz się jej od śmiechu tak wykrzywiła i pomarszczyła, jak grzyb, który człek nogą przyciśnie.”
“Przetrwanie często sprowadzało się do tego, żeby iść naprzód. To była kwestia pozostawienia wczorajszego dnia w przeszłości, a zaczynało się to od postawienia jednej stopy przed drugą, przypomnienia sobie, jak się uśmiechać, jak tańczyć, a zwłaszcza tego, że śmiech nie oznacza braku szacunku, lecz jest czymś niezbędnym.”
“Everam. Rojer miał już dość tego miana. Nie istniał żaden Stwórca, obojętne, jak by go nazwać. Arrick mawiał, że między Świętymi Mężami a Minstrelami nie ma wielkiej różnicy, bo jedni i drudzy snują wyssane z palca bajdy, aby banda prostaków i półgłówków zapomniała o trudach życia. Potem zazwyczaj wybuchał gorzkim śmiechem i dodawał, że klerycy jednak wykonują robotę lepiej bo więcej zarabiają i cieszą się powszechnym szacunkiem.”
“"No dobrze. Powiedzmy, że jesteś na przyjęciu. W pokoju roi się od przeróżnych
dziewcząt. Widzisz blondynki, brunetki, rude, kilka czarnowłosych. Jedne są rozmowne, inne wyglądają na nieśmiałe. Znajdujesz dziewczynę, która odpowiada twoim wymaganiom:
atrakcyjną, inteligentną i wrażliwą. Jak dajesz jej do zrozumienia, że jesteś nią
zainteresowany?
- Wybieram ją z tłumu i zagaduję.
- Dobrze. Przejdźmy do sedna. Skąd wiesz, czy jest odważna, czy woli, żebyś to ty
wykonał kolejny krok?
- Obserwuję ją - odpowiedział. - Staram się rozgryźć, o czym myśli i co czuje. Sama
mi tego nie zdradzi, więc muszę się jej uważnie przyglądać. Czy się do mnie przybliża? Czy
patrzy mi w oczy, a potem odwraca wzrok? Czy zagryza wargi i bawi się włosami, jak w tej
chwili Nora?
Klasa wybuchnęła śmiechem. Opuściłam ręce na kolana.
- Jest odważna - stwierdził Patch i znów trącił mnie nogą.
Jakby tego było mało, spiekłam raka.
- Świetnie! Doskonale! - z uśmiechem zawołał trener, podekscytowany, że bierzemy
czynny udział w lekcji.
- Naczynka krwionośne na twarzy Nory rozszerzają się i jej skóra się rozgrzewa -
oznajmił Patch. - Wie, że jest oceniana. Lubi być w centrum uwagi, ale nie do końca potrafi
temu sprostać.
- Wcale się nie rumienię.
- Denerwuje się - dodał. - Głaszcze się po ramieniu, żeby odwrócić uwagę od twarzy i
skierować ją na sylwetkę. A może na skórę. To jej silne atuty."”
“Krótki marsz i łatwy stoczek dzieliły nas od wierzchołka przykrytego czapką śniegu. Wdrapaliśmy się wszyscy po kolei na ten dość obszerny czubek, pogrążony w cieple wieczoru. Było trochę krzyku, dużo śmiechu i parę wspaniałych chwil, kiedy nie myśleliśmy o zimnie, pragnieniu i niebezpieczeństwach schodzenia. Na szczycie tylko piętnaście minut i już w dół. Trzeba wracać. Przez następne dwa i pół dnia zjeżdżaliśmy, spuszczaliśmy ładunki, wycofywaliśmy się. Nie uniknęliśmy incydentów i zagrożeń. Były złe biwaki i rozgorączkowane głowy. Ale wszyscy co do jednego zeszliśmy w dół, do horyzontalnego świata, który zwykliśmy nazywać domem. Często zadaję sobie pytanie, co było kluczem do sukcesu na Uli Biaho. Na Boga, taki sukces nie zdarza się podczas każdej wyprawy. Sądzę, że była to zasługa zespołu. Pomijając kierownictwo, cel, drogę, pogodę i tuzin innych czynników, które mają zasadniczy wpływ na powodzenie wyprawy, to jednak zawodnicy wygrywają lub przegrywają mecz. Schmitz, Forest, Kauk i ja przez ten krótki okres tworzyliśmy jedno ciało i duszę – i zwyciężyliśmy. Inny czas, inne miejsce, inni uczestnicy – i Uli Biaho, zamiast wspomnienia, pozostałyby nie zrealizowanym marzeniem. s. 126”