Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "sobie erik", znaleziono 108

A gdyby Erik był piękny, kochałaby mnie Pani?
- Nieszczęsny! Po co kusić los i pytać o sprawy, które chowam w głębi duszy, tak jak się skrywa grzech?
Erik wahał się przez moment. Spojrzał na krztuszącego się wymiotami chłopaka i jego obitą twarz. Ze zdziwieniem stwierdził, że obraz ten nie budzi w nim współczucia. Co więcej, chyba nawet nie czuł litości.
Dlaczego jego czarodziejka z Północy użalała się nad jakimś Erikiem, kiedy to on, Raoul, był nieszczęśliwy? – mówiłam już, że przemyślenia Raoula są genialne?
Pozbawiony cielesności głos znów podjął śpiew – z pewnością jeszcze nigdy dotąd Raoul nic podobnie pięknego nie słyszał. W jednym oddechu, w jednym dźwięku słychać było jednocześnie wszelkie skrajności. (…) Śpiew ten był jak ciche, pełne harmonii źródła, z którego wyznawcy, całkowicie oddani, mogli czerpać, pewni, że spijają samą esencję muzyki. (…) niesamowity głos nie śpiewał w istocie nic nadzwyczajnego. Banalne, proste słowa, wręcz prawie zwyczajnie pospolita melodia jawiły się, teraz przetworzone cudownym tchnieniem, jak pełna namiętności muzyka unosząca ich wprost do nieba. Ten głos anielski gloryfikował hymn zgoła pogański
Przecież ten chłopak to prawdziwy wojownik. Może i nikczemnej postury, ale ma serce prawdziwego Skandianina.
~Erak o Willu.
Halt: Przecież zgodziliśmy się co do tego zeszłej nocy. Sam przyznałeś, że ja sam uporam się z tym szybciej.
Erak: Nie. Ty sam to uzgodniłeś i przyznałeś.
Erak z podziwem przyglądał się okrytemu szarym płaszczem zwiadowcy. Mizernego wzrostu - pomyślał - ale na bogów, wojownik z niego, jakich mało.
Paradoks Durkona pochodził od nazwiska uczonego, który we wczesnych latach istnienia Epików prowadził nad nimi badania. Zwrócił uwagę na fakt, że jeśli Epicy mogli łamać ogólnie znane prawa fizyki, absolutnie wszystko było możliwe — ale przestrzegł też przed przypisywaniem wszystkich, niewielkich nawet, nieregularności mocom Epików. Ten kierunek w myśleniu rzadko dawał odpowiedzi.
Czyli trochę lepiej – pomyślał Erak. Oznaczało to trzech do czterech na jednego. Czyli rzeczywiście trochę lepiej. Ale i tak kiepsko.
A mówiąc ściślej: fatalnie.
Erak tymczasem z podziwem przyglądał się okrytego szarym płaszczem zwiadowcy. Mizernego wzrostu – pomyślał – ale na bogów, wojownik z niego, jakich mało.
- Mówiłem, żebyś uważał, gdzie stąpasz - wspomniał mu.
Erak skrzywił się:
- I uważałem. - zapewnił - Tylko tak się zapatrzyłem pod stopy, że walnąłem w tę gałąź głową. No i pękła.
Halt uniósł brwi.
- Rozumiem, że gałąź, nie głowa? - zatroskał się żartobliwie.
Erak zdziwił się:
- Oczywiście, że gałąź. Łeb mam twardy.
- A szkoda, byłaby mniejsza strata - stwierdził zgryźliwie Halt.
Erak: Ilu ich tu może się kręcić?
Halt: Dziesięć, może dwanaście tysięcy.
E: Aż tylu? Skąd wiesz?
H: Stara kawaleryjska sztuczka. Jeźdźcy mają swoje sposoby. Wystarczy policzyć końskie kopyta i podzielić przez cztery.
Halt: Czyżby obawiał się takiego pokurcza jak ja? Ty, rosły i potężny wilk morski?
Erak: W uczciwej walce zmiażdżyłbym się, ani chybi. Idzie mi raczej o to, żebym mógł spokojnie usnąć w nocy i bez obawy odwrócić się do ciebie plecami.
W następnych dniach nie mogłem się uwolnić od wyrzutów sumienia: "Dlaczego nie mam odwagi zaakceptować tego, kim jestem?", wyrzucałem sobie. "Dlaczego obracanie się w świecie mieszczańskim czy drobnomieszczańskim doprowadziło do tego, że wyparłem się własnej rodziny i wstydzę się jej? Dalczego uwewnętrzniłem całym swoim ciałem hierarchie świata społecznego, mimo że intelektualnie i politycznie je zwalczam?"Jednocześnie przeklinałem swoją rodzinę, że jest, jaka jest: "Co za pech urodzić w takim środowisku", powtarzałem sobie.
Przez blisko trzydzieści pięć lat nie widziałem brata, z którym spędziłem dzieciństwo i okres dojrzewania. Teraz, gdy piszę tę książkę, brat mieszka w Belgii i żyje na zasiłku z powodu fizycznej niezdolności do wykonywania swego (i jakiegokolwiek innego) zawodu - zrujnował sobie zdrowie, dźwigając przez całe lata tusze zwierząt. Jeśli nic nas dziś nie łączy, to winien temu, ma się rozumieć, jestem ja, jak to już mówiłem wcześniej.
Erak: Ten wyskrobek rzeczywiście uciekł, gdy tylko Olak udał, że śpi na warcie. Bo przecież tylko udawałeś, że śpisz, prawda?
Olak: Był rozkaz, żeby udawać, to udawałem. Nie było łatwi, ale jakoś dałem radę. Myślę, że nieźle się sprawiłem i mam całkiem dobre zadatki na wędrownego komedianta.
Miłość jest aktywną siłą w człowieku, siłą, która przebija się przez mury oddzielające człowieka od jego bliźnich, siłą jednoczącą go z innymi; dzięki miłości człowiek przezwycięża uczucie izolacji i osamotnienia pozostając przy tym sobą, zachowując swą integralność. W miłości urzeczywistnia się paradoks, że dwie istoty stają się jedną, pozostając mimo to dwiema innymi.
"Kto kocha, nie potrzebuje nigdy mówić: przepraszam"
Miłość jest aktywną siłą w człowieku,siłą która przebija się przez mury oddzielające człowieka od jego bliźnich,siłą jednoczącą go z innymi;dzięki miłości człowiek przezwycięża uczycie izolacji i osamotnienia, pozostając przy tym sobą, zachowując swoją integralność
Człowiek szuka dramatu i ekscytacji; kiedy nie może uzyskać satysfakcji na wyższym poziomie, tworzy dla samego siebie dramat zniszczenia.
Optymizm jest wyalienowaną postacią wiary, pesymizm wyalienowaną postacią rozpaczy.
Wierzyć znaczy ośmielić się pomyśleć niemożliwe do pomyślenia, a jednak działać w ramach realistycznych możliwości; jest to paradoksalna nadzieja - oczekiwać każdego dnia Mesjasz, a jednak nie tracić ducha, kiedy o przepowiadanej godzinie nie przyjdzie. Ta wiara nie jest bierna i nie jest cierpliwa, sama szuka każdej nadarzającej się okazji do działania w ramach dostępnych możliwości.
Jest tak, ponieważ optimum skuteczności w sztuce życia zależy od stopnia, w jakim poznaliśmy siebie jako instrument, który winien mieć orientację w świecie i podejmować decyzje. Im bardziej będziemy znać siebie, tym właściwsze będą podejmowane decyzje. Im mniej będziemy się znali, tym bardziej pogmatwane i niejasne będą nasze decyzje.
Wierzę w wolność, w ludzkie prawo bycia sobą, potwierdzania samego siebie i walki z wszystkimi tymi, którzy próbują na to nie pozwolić. Wolność jednostki jednak to coś więcej niż tylko nieobecność przemocy i opresji. To znacznie więcej niż tylko 'wolność od'. Jest to 'wolność do' - wolność do stania się niezależnym, wolność do bycia w znacznie większym stopniu niż posiadania więcej tudzież używania, tak rzeczy, jak innych ludzi.
A teraz czy możesz coś dla mnie zrobić? - Gdzieś w moim wnętrzu rozrastało się to coś strasznego, co chciało mnie zmusić do płaczu. Ale się oparłem. Nie będę płakał. Dam tylko Jenny do zrozumienia, skinieniem głowy, że będę bardzo szczęśliwy robiąc coś dla niej. - Czy mógłbyś mnie mocno przytulić - poprosiła. Położyłem dłoń na jej przedramieniu - Boże, jakie chude - i uścisnąłem je lekko. - Nie, Oliwer. Przytul mnie tak naprawdę. Połóż się tu koło mnie. Bardzo, bardzo uważałem - na te rurki i wszystko - kiedy kładłem się przy niej na łóżku, by objąć ją ramionami. - Dziękuję, Ollie. To były jej ostatnie słowa.
"Kto kocha, nie potrzebuje nigdy mówić: przepraszam".
Przeważnie ludzie są w zasadniczym stosunku do siebie epikami. Nie lubią liryki, albo tylko krótko, i kiedy w wątek życia wplątuje się trochę takich słów jak "ponieważ" lub "żeby", odczuwają odrazę do wszelkiej refleksji, która sięga ponad to: lubią systematyczną kolejność faktów, ponieważ wygląda to jak konieczność, i czują się jakoś bezpieczni w chaosie dzięki wrażeniu, że ich życie posiada określony "kurs".
- Udało mi się znaleźć takie miejsce, gdzie mieliśmy jednocześnie wiatr od rufy, fale przyboju od sterburty i fale przepływu z cieśniny. Nie trzeba było wielu chwil, by ci groźni wojownicy stali się potulni niczym owieczki – chociaż, po prawdzie, nigdy nie widziałem rzygającej owcy.
- Nie tylko oni mieli dosyć - westchnął ponuro Halt. - Nie taki aż ze mnie szczur lądowy, za jakiego mnie uważasz, przeżyłem już niejeden sztorm, ale nigdy w życiu nie zaznałem równie upiornej huśtawki, jaką nam zapewniłeś.
Erak znów ryknął donośnym śmiechem.
- Twarz twojego mistrza, Willu, przybrała na morzu zielony odcień jego płaszcza.
Halt uniósł brew.
- Przynajmniej wreszcie przydał mi się na coś ten twój przeklęty hełm - stwierdził, a wtedy uśmiech zniknął z twarzy Eraka.
- Zrobili mnie nowym oberjarlem.
- Wiedziałem! - zakrzyknął natychmiast Halt. Pozostali Aralueńczycy spojrzeli na niego z oburzeniem.
- Naprawdę? - spytał Erak, szczerze zdumiony. Widać było, że wciąż nie dowierza oczywistemu faktowi. Niespodziewanie został wyniesiony na najwyższy urząd w Skandii.
- Ależ oczywiście - parsknął Zwiadowca. - Jesteś wielki, zwalisty i brzydki. Spełniasz wszystkie wymogi.
- Byłbym zapomniał – rzekł Erak do Halta. – Ragnak kazał przekazać ci jeszcze jedna wiadomość. Powiedział, że jeśli przegramy tę bitwę, a on w dodatku straci swoich niewolników, urwie ci uszy, a następnie zabije – oznajmił wesolutko.
- Jeśli przegramy bitwę, będzie musiał odczekać w długiej kolejce, by dopiąć swego. Bowiem przed nim w kolejce ustawi się w tym samym celu kilka tysięcy temudżyńskich jeźdźców.
I tylko w jednym różnicie się od Boga – Bóg wie wszystko, a wy wszystko wiecie lepiej.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl