Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "swoich siema", znaleziono 7

Nieśmiała nie znaczy niema – odcinam się. – Ani głucha. Spróbuj zwracać się do mnie, a nie do swojej asystentki.
dwadzieścia siedem. Uroczy wiek, gdy młodość traci już swoją pewność siebie i trochę uspokaja się pod wpływem doświadczenia.
Miałam dwadzieścia siedem lat i osiągnęłam spory sukces jako autorka powieści fantazy. Wydając sześć lat temu swoją debiutancką książkę, marzyłam tylko o tym, by znalazło się choć niewielkie grono odbiorców, dla których moja historia będzie ważna, ale efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Nie dość, że książka osiągnęła wielki sukces w Polsce, to jeszcze sprawiła, że stałam się znana także za granicą.
Siedem króliczków na łące mieszkało,
Lecz braku marchewek nie mogły znieść.
Chwilkę nad życiem swym podumały,
A potem było ich tylko sześć.
Sześć króliczków żarło marchewki,
Lecz każdy chciał więcej mieć.
Chwilkę nad życiem swym podumały,
A potem było ich tylko pięć.
Pięć króliczków bawiło się świetnie,
Lecz głód je wygnał z podwórka.
Chwilkę nad życiem swym podumały,
A potem została ich czwórka.
Cztery króliczki przysięgły sobie,
Marchewkowego skarbca zdobyć podwoje.
Chwilkę nad życiem swym podumały,
I już zostało ich tylko troje.
Trzy króliczki szły łapka w łapkę,
A każdy przeżyć bardzo się starał.
Chwilkę nad życiem swym podumały,
I pozostała ich tylko para.
Ostatnie króliczki nieszczęście spotkało,
Gdyż jeden zmysły całkiem utracił.
Chwilkę nad życiem swym podumały.
I jak dwa były... Tak dwa zostały.
Dlaczego nagle poczuł się tak biedny, tak sam, tak sierocy wśród swych bogactw, sławy i uwielbienia? - Sam nie umiał wyjaśnić sobie powodu tych uczuć. To tylko stało się dla niego jasne, że między nim a tym trojgiem ludzi, wśród których bawił, była przepaść, a w nią trzeba było rzucić i podeptać, żeby się zrównać, i ową sławę, i uwielbienie, i pychę, i klub, i przyjaciół, i kochanki – całe dwadzieścia siedem lat wieku – wszystko.
Nikt nie chciał wziąć za żonę ślepej kobiety. Ale przez krew i nasienie należała do rodu, mogła się nazywać og'Issaram. Więc posadzono ją przy żarnach.
Miał siedem lat, gdy po raz pierwszy ją zobaczył.
Osiem gdy dowiedział się, kim jest. Dziesięć, gdy pobił się ze swoimi dwoma starszymi kuzynami o to, że rzucali w nią kamykami. Jedenaście, gdy zaczęła go uczyć języka równin.
Czternaście, gdy zmarła.
Ślepa kobieta przy żarnach.
Jego matka.
Wielka narodowa tragedia
Z prof. Janem Ciechanowskim rozmawia Paweł Dybicz
Powstanie warszawskie było wielką klęską polityczną i militarną, bo ani o jeden dzień nie skróciło okupacji niemieckiej
– Panie profesorze, czy 1 sierpnia to dzień świętowania, czy też raczej dzień żałoby narodowej?
– Jedno i drugie. Oczywiście 1 sierpnia to okazja do uhonorowania i upamiętnienia dziesiątków tysięcy młodych, którzy poderwali się do niepodległościowego zrywu, podkreślenia ich poświęcenia i patriotyzmu, ale 1 sierpnia jest też dniem żałoby. W wyniku powstania warszawskiego zginęło przecież około 200 tys. Polaków. Zginął kwiat naszej stołecznej młodzieży, której nam tak bardzo później brakowało. Została zniszczona jedna z większych stolic europejskich, a jej mieszkańcy zostali wyrzuceni ze swoich domostw, wielu warszawiaków wywieziono do obozów koncentracyjnych. Niemcy stłumili powstanie kosztem 1570 zabitych i 9 tys. rannych, czyli na jednego Niemca przypadało ponad 100 zabitych Polaków. Takiej katastrofy nie przeżyła żadna europejska stolica od najazdu Hunów na Rzym. Został rozbity ośrodek życia narodowego, politycznego, społecznego i kulturalnego. Od upadku powstania rozpoczął się rozkład polskiego państwa podziemnego i Armii Krajowej. Powstanie warszawskie było wielką klęską polityczną, wielką klęska militarną, bo ani o jeden dzień nie skróciło okupacji niemieckiej.
– Czy musiało do niego dojść? Czytelnik, zwłaszcza młody, który po raz pierwszy zetknie się z pana książką, będzie zaskoczony tezą, że stanowiliście karne wojsko, które nie pozwoliłoby sobie na żadne samowolki. Tymczasem niemalże wszędzie słyszy, że gdyby dowództwo nie wydało rozkazu do boju, powstanie i tak by wybuchło, bo wśród podziemnych żołnierzy panowały bojowe nastroje.
– Ten mit, że powstanie wybuchło na skutek parcia do niego młodocianych żołnierzy, powstał już w czasie w powstania warszawskiego. Wymyślił go szef II Oddziału (wywiadu) Komendy Głównej AK płk Kazimierz Iranek-Osmecki. Oczywiście my chcieliśmy się bić, ale nawet jako żółtodzioby wiedzieliśmy, że nie mamy odpowiednich sił i należytego uzbrojenia. Proszę pamiętać, że były dwie mobilizacje. W czasie pierwszej, kiedy zobaczyliśmy, że na 170 ludzi mamy tylko trzy karabiny, siedem pistoletów i 40 granatów, a mamy nacierać na Dom Akademiczek, a później na Sejm, zrozumieliśmy, że nie mamy szans w nierównym boju.
1 sierpnia byłem łącznikiem dowódcy mojej kompanii, por. Zygmunta Sapuły „Zygmunta”. Od rana czekaliśmy na wiadomości, jakiś sygnał. W pewnym momencie przyszedł dowódca zgrupowania, kpt. Teofil Budzanowski „Tum”, i już od drzwi zaczął mówić: „Godzina W, godzina 17, nacieracie całą kompanią. Na Sejm i Dom Akademiczek”. I wtedy por. „Zygmunt” powiedział: „Przecież ja nie mam czym nacierać, nie mogę nacierać kompanią, bo mam siedem pistoletów, trzy karabiny i 40 granatów. Będę nacierał grupą szturmową”. I wtedy kapitan „Tum” powiedział: „A ja mam scyzoryk. Szczęść Boże”. W tym momencie zrozumiałem, że szykuje się jakieś nieszczęście, bo jak można nacierać na Sejm, który był obsadzony przez dobrze uzbrojony batalion?
© 2007 - 2024 nakanapie.pl