Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "swoje stasiak", znaleziono 177

To jest bezmierna melancholia strefy umiarkowanej. To jest środkowoeuropejski spleen czterech pór roku, gdy zimne bez przerwy zamienia się w ciepłe, mokre w suche, a jasne w zachmurzone, a potem odwrotnie i tak do samej śmierci, bez żadnej nadziei na odmianę. To jest smutek Słowiańszczyzny, gdzie gdy coś się zaczyna, to zaraz się kończy albo zmienia we własne przeciwieństwo i żadna ostateczność nie jest ostateczna.
Na podpałkę trochę papieru, o który coraz trudniej. Gazety drukują na czymś śliskim, plastikopodobnym, nasączonym farbami. Pali się to smrodliwie i niewyraźnie. W sumie nic dziwnego, bo większość dzisiejszych gazet jest smrodliwa i niewyraźna.
Przychodzi mi do głowy, że człowiek powinien się rodzić w takim krajobrazie, spędzać w nim dzieciństwo i potem go opuszczać, by wiedzieć, co znaczy utracona miłość.
Wędrujemy przez świat, by o nim opowiadać. Wcale nie po to, by go podbijać, zmieniać, poznawać i rozumieć, ale jedynie po to, by opisywać jego piękno.
Tyrani biorą się z lektur. Ci najwięksi czytali bezustannie. Przerywali tylko po to, by fikcję zamieniać w rzeczywistość.
Lubię patrzeć na swój kraj. Ponieważ lubię patrzeć, jak znajome niepostrzeżenie zmienia się w nieznane.
Wszyscy na wschód od Łaby powinni dostawać prozac.
Wypił łyk, zaciągnął się papierosem i zapatrzył gdzieś przed siebie, na drugą stronę rzeki, na stację i karuzelę przejeżdżających i odjeżdżających samochodów, ale tak naprawdę znów patrzył w przeszłość, która była jego prawdziwą obsesją, ponieważ nie potrafił zrozumieć, jak działa, nie potrafił pojąć jej istoty. Wydawało mu się, że przeszłość powinna trwać, że nie ma żadnego powodu, dla którego miałaby się skończyć i zostawić go na lodzie. Tymczasem wciąż musiał używać czasu przeszłego, wciąż wszystko co miało sens, znikało i tylko gadanina potrafiła wyrwać z niebytu te wszystkie cuda, których był świadkiem i przedmiotem i które nieustannie próbował wskrzeszać.
Widziałem to drżenie pod milionem kołder, ten łopot serc ludzi wstających wcześnie do pracy, wściekłych albo zawziętych, rojących tę samą nadzieję, że tym razem to się nie zdarzy, noc będzie trwała i trwała, coś się zepsuje w niebieskim mechanizmie. Groza błękitniejącej ciemności, stygmat monotonii, powtarzalności i powszechnego obłędu.
A może było tak, że przyciągał ludzi i zdarzenia, jak magnes przyciąga opiłki? Że jego życie to był wir, który wciąga inne życia? Tak sobie czasem myślałem. Ale w gruncie rzeczy to on był po prostu zwyczajnym kolesiem, który nie robi prob¬lemu z tego, że kogoś spotyka, nie robi problemu, że cudze życie trochę zachodzi na jego.
Kiedyś ludzie więcej zmyślali i bardziej wierzyli w to zmyślone. Mogłeś usiąść i cały wieczór opowiadać dyr¬dymały o swoim albo cudzym życiu i zawsze miałeś słucha¬czy. Dzisiaj wszyscy chcą wiedzieć, jak było naprawdę, bo się boją. Rozumiesz? W nic nie wierzą i chcą znać prawdę. Mianowicie kto ich wydymał.
W takim mieście jak to wciąż spotyka się tych samych ludzi i w końcu obcy staje się znajomym z widzenia, potem znajomym, a potem nie możesz już sobie wyobrazić, że świat bez niego mógł istnieć.
Jeszcze niedawno kupowali rzeczy na całe życie. Składali, oszczędzali na garnitur u krawca, na buty u szewca i była inwestycja, i był sens, było wyrzeczenie i była nagroda...
Szaleństwo w odróżnieniu od głupoty jest zawsze owocem napięcia między subtelnością ducha a ociężałością materii.
Mówię ci, nic tak nie przywraca chęci do życia, jak spierdolone samobójstwo.
Żeby szybciej zasnąć, przypominałem sobie własne życie.
Przełom lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych to był złoty wiek firebirdów, superbirdów, mustangów, barracud, cougarów, cyclone'ów, camaro i coronetów. Ani przedtem, ani potem nie było piękniejszych samochodów. Tak rozrzutnych, wulgarnych i wyzywających.(...)Clint Eastwood miał rację, że wszystkie auta, które przyszły potem, wyglądały jak depilatory.
Nie posiadacie horyzontów. Polska wam wszystko zasłania. Przejebane macie z racji ograniczoności waszej” (…) No i w sumie ma rację Losza, bo nas nic nie obchodzi poza tym, żebyśmy zdrowi byli.
Most był w remoncie i puszczali na przemian. Cwaniacy wciskali się na przód kolejki. Zupełnie jak u nas. Te same zacięte gęby bez wyrazu. Trzy minuty to był zysk. Nie znali niczego poza łupem albo strata. I o to walczyła Maria Spiridonowa?
Ja cię rozumiem. Ale od czasów Katarzyny wam to powtarzaliśmy, a wy nic, tylko ta wolność i wolność. Jaka może być wolność między nami i Germanią? No jak? To nie jest wolność, tylko pech.
Co mają zrobić kraje, których bohaterowie wsławili się jedynie klęskami?
Zawsze chciałem przejechać Stany, a jechałem przez Rosję. Zawsze chciałem być jak Moriarty, ale dożyłem pięćdziesięciu czterech lat i wlokłem się starym autem przez zachwaszczony step. Zamiast czuć bezmiar kraju i wolność, czułem strach przed psiarnią. Tyle, że kraj był większy, przesiąknięty smutkiem jak deszczem i mniej więcej wiedziałem, o co w nim chodzi. Mniej więcej. Tak. Tęsknisz za banks of Ohio, a dostajesz. Tim. Zawsze tak jest. Ale nie narzekałem.
Można nie lubić tego kraju, można się w nim nudzić, można się go bać. (…) Za Katarzynę można nie lubić, jednego i drugiego Mikołaja, za obu Aleksandrow, za Paskiewicza i Murawjowa Wieszatiela, za Lenina, Stalina i Breżniewa i w ogóle za wszystko, ale za jedno ten kraj trzeba cenić: benzyna jest circa po dwa pięćdziesiąt.
Tak to miałem wymyślone. Żeby się kawał świata przesunął za oknem. Żeby obce powietrze wpadało przez opuszczoną szybę. Żeby nieznany kurz się zbierał. Żeby nie było wiadomo, jak to się skończy. Żeby było jak kiedyś, gdy wsiadało się do autobusu, potem do następnego i następnego, żeby znaleźć się w obcej części miasta.
Za stary jestem. Pamiętam komunizm i wiem, że ludziom wcale dużo nie potrzeba. Tylko nie zależnie od ustroju po prostu zawsze chcą mieć więcej. Bo co, jak kupisz wielką i drogą furę? Nic. Musisz potem kupić większą i droższą
I chuja mi zrobią, bo jestem Polakiem, który kocha wolność. Będę szczał pod każdym prezydentem, jaki się nawinie, i o każdym prezydencie będę myślał, co mi się spodoba. Albo w ogóle nie będę o nich myślał, bo nie zasłużyli.
w dzieciństwie: wychodziłeś z domu i były tylko kształty i kolory. To dorośli mieli wszystko jakoś ponazywane, żeby się nie pogubić w życiu.
Im dalej na wschód, tym głębsze melancho. Ledwo ludzkim przyprószone.
Szare rosyjskie niebo było wielkie jak kontynent.
I potem, przez te wszyst­kie lata, po­dró­żo­wa­łem wzdłuż jej biegu, po­nie­waż wy­da­wa­ło mi się, że przy­po­mi­na zie­lo­ną i chłod­ną krew, która pły­nie wskroś mo­je­go życia. Że je oży­wia. I że pej­zaż naj­wcze­śniej­szych lat jest je­dy­ną do­stęp­ną nam wiecz­no­ścią. I że za­wsze tam po­wra­ca­my, ile­kroć opusz­cza­ją nas siły.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl