– pytałam przerażona do czarnej postaci, która nagle pojawiła się obok mnie.
Miał na sobie grafitowy prochowiec i czarny kapelusz.
Kilka lat później ta sama choroba zabrała starszą siostrę – Johanne Sophie.
– Na tle czarnej jak heban twarzy, wyszczerzone w złośliwym uśmiechu zęby Nastasena wydawały się nienaturalnie białe.
Jeden z nich, taki z czerwonym krawatem, cały czas zaglądał przez okno i kręcił głową, jakby coś mówił.
W koszmarach wręczał mi różę, czarną różę.
Idealnie okrągła piłka w biało czarne łaty, toczona linią prostą, stała się dla niego relikwią niezbędną dla normalnego funkcjonowania.