Wtedy zadzwonił telefon, a z niego słowa płynące z otchłani piekieł doniosły, że mąż wraca do domu.
Myślę, ze razem z psem miło spędzimy te dni.
Po prostu jutro jadę na wycieczkę, wracam w sobotę rano, a po południu mecz, na którym pewnie bym cię nie złapał.
Jedna z luf karabinu znajdowała się na wyciągnięcie ręki od mojej głowy.