Zadanie konkursowe, związane z powieścią Najpłodniejszego, brzmiało następująco: Napiszcie krótką historię, w której otrzymujecie wiadomość od nieznanego numeru o treści „Boję się. Chyba ktoś za mną idzie”. Co zrobicie w takiej sytuacji? Jak potoczą się wasze losy na polskim blokowisku?
📱📱📱
SMS przyszedł około piątej. "Boję się. Chyba ktoś za mną idzie" napisał ktoś z nieznanego numeru. "Przepraszam, kto pisze?" odpowiedziałam. Telefon milczał, więc nieco zaniepokojona wysłałam kolejną wiadomość: "Co się dzieje? Gdzie jesteś?". Tym razem nadeszła odpowiedź: "Nie wiem. Jest ciemno".
Ciemno? Bezradnie spojrzałam za okno. Niebo było szarawe, jak to jesiennym popołudniem, ale na pewno nie było ciemno. Może był to tylko głupi żart, jednak wciąż dręczył mnie nieokreślony niepokój. Zdecydowałam się w końcu zadzwonić pod nieznany numer, ale nikt nie odbierał. Resztę dnia spędziłam zastanawiając się, czy warto z tym iść na policję.
Następnego dnia policja zapukała do moich drzwi. Prowadzili śledztwo w sprawie napaści na młodą dziewczynę. Jej ciało znalazł nad rzeką emeryt wyprowadzający psa, który usłyszał w krzakach dzwonek telefonu. To było wtedy, gdy próbowałam dodzwonić się do nadawcy SMS-ów.
Pokazali mi zdjęcie z legitymacji studenckiej. Znałam ją z widzenia. Spotykałam ją regularnie na przystanku autobusowym, ale nigdy nie zamieniłyśmy ani słowa. Jakim cudem znała mój numer telefonu? A może wybrała go przez pomyłkę?
- Boże - jęknęłam - powinnam była zaraz zareagować, może udałoby się ją uratować!
Policjanci, którzy od początku rozmowy jakoś tak dziwnie na mnie patrzyli, teraz spojrzeli po sobie.
- Raczej nie - odparł wyższy z nich - Bo wie pani, ona nie żyje od co najmniej pięciu dni.