Każdy z nas zna to uczucie, które pojawia się gdy trzymamy w rękach starą książkę, której już nie będziemy czytać. To uczucie zawahania i zwątpienia. Co mamy z nią zrobić? Trzymać w domu, żeby wciąż obrastała kurzem? Oddać komuś? Spróbować sprzedać w antykwariacie za kilka złotych? Czy może…
Tu pojawia się genialna myśl.
… czy może oddać do biblioteki?
Pakujemy więc niechciane książki do torby i ruszamy w stronę najbliższej placówki bibliotecznej. Otwieramy drzwi, witamy się, mówimy po co przyszliśmy i wręczamy miłej pani bibliotekarce książki, których już nie chcemy. A potem w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku wracamy do domu.
Niestety, zaskakująco często zdarza się w takiej sytuacji, że pani bibliotekarka zostaje z nie lada kłopotem w postaci niechcianego prezentu od czytelnika. Kiedy więc należy pożegnać się z książkami, których życie dobiegło końca (tylko nasz Sentyment mówi, że to nieprawda) i kiedy należy je po prostu wyrzucić, żeby nie popełnić swoistego faux pas?
1.Skarby z katakumb
Pięć lat temu, z okazji remontu, wyniosłeś książki do piwnicy. Przeleżały tam w kartonie kilka zim i upalnych lat, może nawet załapały się na jedno czy dwa podtopienia po szczególnie ulewnym deszczu. Są zawilgocone i napuchnięte, pofałdowane i zakurzone, ale tekst na kartach jest widoczny.
Takich książek nie przynosimy do biblioteki w ramach darów. Takie książki wyrzucamy. Uwierzcie mi, kiedy powiem, że pani bibliotekarka pokiwa głową i może nawet się uśmiechnie na widok takich niespodzianek, ale kiedy tylko wyjdziecie książki zostaną wysłane na makulaturę, bo nikt ich nie będzie czytał.
2.Książka z niechcianym przyjacielem w środku
,,Pani sobie, hihi, wyczyści i będzie dobrze’’,
powiedziała do mnie kiedyś kobieta, podając mi grubą, zalaną, wysuszoną i porośniętą gęstą zieloną pleśnią (!) książkę. Reszta tego, co pani przyniosła, była zagrzybiona.
Takie książki należy od razu wyrzucić. One nigdy nie zostaną przyjęte w bibliotece dłużej, niż na chwilę, jakiej wymaga od nas uprzejmość. Takie książki stanowią wręcz zagrożenie dla reszty księgozbioru – mogą go zarazić grzybem, a wtedy…
3.Pięknie wydane i cudownie zdezaktualizowane encyklopedie
W dobie Internetu wciąż zdarzają się osoby, głównie starsze lub takie w wieku średnim, które są bardzo przywiązane do swoich starych, pięknie oprawionych wydań najróżniejszych encyklopedii.
Niestety, one wszystkie są już zdezaktualizowane. A to oznacza, że w zasadzie nie ma sensu przynosić ich do biblioteki, bo biblioteka nie wprowadzi ich na stan ze względu na to, że: a) z encyklopedii teraz już nikt nie korzysta i b) wiedza, którą zawierają jest już przestarzała.
Lepiej spróbować sprzedać je w antykwariacie albo przerobić na sekretne książkowe skrytki, które czasami możecie zobaczyć w filmach.
4.Piąty tom serii składającej się z książek piętnastu
Coś znaleźliśmy w domu, wydaje nam się, że to w sumie piąty albo czwarty tom jakiejś serii, ale nigdy jej nie skompletowaliśmy. Dlatego zanosimy go do biblioteki. ,,Dokupi sobie pani resztę’’, mówimy z uśmiechem, zostawiamy książkę i idziemy na zakupy do Biedronki.
A pani bibliotekarka zostaje z książką, z którą nie wiadomo co zrobić. Bo owszem, można byłoby dokupić pozostałe tomy (jeśli ktoś jeszcze je wydaje), ale kosztem innych serii, które aktualnie się ukazują i święcą rekordy popularności wśród czytelników.
Można też zatrzymać taką książkę, licząc na to, że kiedyś ktoś przyniesie inne tomy. Ale o ile nie jest to ,,Saga o Ludziach Lodu’’, albo książka, której w bibliotece ewidentnie z jakiegoś powodu brakuje (na przykład: jakiś zły człowiek wypożyczył drugi tom i minęły trzy lata od momentu w którym miał go oddać), to raczej nikogo nie uszczęśliwimy takim darem.
5.Rozpada się na pół? Ale przecież da się to czytać
W przypadku niektórych osób myśl o wyrzuceniu książki jest tak przykra, że są w stanie w ramach darów przynieść książki dosłownie rozpadające się na pół albo pozbawione okładki. Chyba nie muszę dodawać, że jest to straszliwe faux pas i że takie książki nie mają żadnej szansy trafić na biblioteczne półki.
Jesteśmy na Kanapie – w miejscu zrzeszającym mole książkowe. Dajcie znać w komentarzach, jakie są Wasze spostrzeżenia na temat niechcianych darów w bibliotekach albo na temat zniszczonych książek i ich wyrzucania.
A ja w przyszłym tygodniu zaprezentuję Wam krótki ,,Przewodnik Dobrego Darczyńcy’’ zawierający wszystko to, co ktoś pragnący oddać swoje książki do biblioteki i zobaczyć, jak kiedyś inni je wypożyczają, powinien wiedzieć.
U mnie biblioteka przyjmuje tylko książki wydane po 2000 roku. Natomiast w normalnych warunkach w czytelni są dwie biblioteczki. W jednej zostawiają swoje książki czytelnicy. Sama często zanoszę tam książki, ale też przynoszę z tamtą ciekawe książki. Na szczęście nie zdarzają się tam książki z punktu 1 lub 2. Zdarzają się książki z punktu 4, ale czasami ludzie szukają brakujących im tomów. W drugiej są książki wycofywane z biblioteki, ale też takie, które ktoś oddał do biblioteki i są zbędne w księgozbiorze. Te drugie można kupić za złotówkę. Uważam, że to jest świetny pomysł. Staram się więcej wynosić niż przynosić. Dla mnie jest to świetne źródło klasyki i starej fantastyki. Dużo jest tam lektur szkolnych.
Moja bazowa biblioteka zbiera książki nawet starsze niż 2000, oczywiście bez grzybów, mchów i paproci i innych takich, i raz do roku robi giełdę (dary plus wycofywane egzemplarze). Czasem można upolować naprawdę ciekawe rzeczy za 3 polskie złote. :)
Z przyjemnością przeczytałam artykuł, jednakże mnie problem niechcianych książek nie tyczy. Nie w ten sposób. Jakkolwiek moje książki są dbane i cacane - nawet te najstarsze, moja biblioteka publiczna ich nie chce, bo są - no właśnie - za stare: pięcio-, sześcio- dziesięcioletnie. A biblioteka wzięłaby, ale takie nowe, dwa-trzy lata góra, najlepiej popularne "hity" i "bestsellery". Tak, że ten... To jest taka druga, ciemniejsza strona medalu.
Dwudziestoletnie to i tak nieźle. Chociaż ja w znajomej bibliotece kiedyś nieśmiało zapytałam, czy wezmą książkę z lat dziewięćdziesiątych, a pani bibliotekarka strasznie się ucieszyła - naprawdę! - bo "mamy to samo wydanie, tylko strasznie zniszczone, to podmienię egzemplarz na lepszy!" Więc i tak bywa.
Bardzo pomocny artykuł.Właśnie zastanawiałam się co zrobić z niechcianymi książkami.Mam takie,które są w bardzo dobrym stanie,ale raczej nie przeczytam ich ponownie.Myślę też nad egzemplarzami recenzenckimi.Co z nimi?
Egzemplarze recenzenckie po korekcie normalnie bym oddawała (i przyjęła) do biblioteki. Te przed korektą - różnie. Musiałabym najpierw taką książkę przeczytać, zanim puściłabym ją dalej. ;)
Haha! Świetny tekst, potrzebowałem tego - wiedzy, co mogę zanieść do biblioteki, a co "nie wypada". Najbardziej jednak podoba mi się opcja zrobienia sekretnych skrytek. Teraz drążenie książek będzie! A mogę oddać podpisaną książkę czy to już nie bardzo też? (wszystkie swoje podpisuję po przeczytaniu).
Podpisaną na stronie tytułowej czy na marginesie możesz oddać do biblioteki - zakleimy Twój boski podpis i będzie po sprawie. :) Chyba, że zwykłeś podpisywać książkę przez całą stronę, to wtedy nie wypada.
Świetny artykuł, dzięki za pomoc! Nie bójmy się wyrzucania zniszczonych egzemplarzy, a bibliotekę szanujmy, to nie śmietnik
× 2
@KazikLec · około 4 lata temu
Oj, potrzebne są takie artykuły, potrzebne (wydrukować i wywiesić na drzwiach biblioteki, koniecznie z tym pistoletowym kolażem). Wydaje mi się, że jako społeczeństwo mamy zbyt mocno wpojone przekonanie, że książka rzecz święta i choćby była zagrzybionym, nieaktualnym gniotem traktującym o przygodach dziury w skarpecie, to wyrzucić nie wolno, no bo przecież k s i ą ż k a. Jasne, że jak można czemuś dać drugie życie, to grzech nie puścić dalej w obieg, ale nie ma też co robić z biblioteczek katakumb pełnych śmiecia traktowanego jak relikwie.
Ta kobita, co przyniosła zapleśniałą książkę W DARZE... Że też się nie spaliła ze wstydu tak, jak tam stała. Ciekawe, czy do caritasowej zbiórki na odzież przyniosłaby poplamione, rozdarte w kroku spodnie, no bo przecież "sobie wyczyścicie, zacerujecie, i będzie dobrze".
× 2
Komentarze (2)
· około 4 lata temu
Co do ostatniego akapitu - tak właśnie robią. Okej, nie słyszałam żadnych historii o Caritasie, ale bodajże rok temu czytałam post na Facebooku pewnej kobiety, która zajmowała się Domami Dziecka i sama była rodziną zastępczą. Pisała o tym, że żadnemu dziecku nie przydadzą się tony pluszaków, szczególnie tych starych i podartych, że jak ludzie chcą pomóc to żeby rzeczywiście pomogli jakimś datkiem pieniężnym bądź rzeczą, z której nastolatka by się ucieszyła. Nawet sobie nie wyobrażasz jakie szambo się wylało w komentarzach, że pomoc to pomoc, że ludzie są niewdzięczni, a niektórzy nawet stwierdzili, że w takim razie już nic nikomu nie dadzą, skoro tak źle się ich traktuje. Więc tak - większość ludzi nie ma wstydu.
Kobieta od zapleśniałej książki w ogóle nie ogarnia, że coś robi źle, bo później przyszła do nas jeszcze kilka razy (dwa? trzy?) z torbą wypchaną śmierdzącymi piwnicą książkami i miną świętego Mikołaja, jakby te nieszczęsne woluminy naprawdę były jakimiś poszukiwanymi i cennymi, dobrze zachowanymi białymi krukami.
Na szczęście teraz mamy pandemię i ze względów epidemiologicznych nie przyjmujemy książek. Więc mam nadzieję, że to, co ta kobieta ma jeszcze w domu i piwnicy jednak pójdzie na makulaturę albo śmietnik...
Zgadzam się też z tym, że jako społeczeństwo nie jesteśmy nauczeni wyrzucania książek. To też widać, niestety, na stoiskach bookcrossingowych albo na akcjach tego typu, bo całe rzesze ludzi przynoszą swoją makulaturę i chcą w zamian zabrać funkiel-nówki książeczki, nieśmigane, czytane maksymalnie raz, bo takie z wymiętą okładką, to już oj, nie, nie warte są tego postrzępionego egzemplarza ,,W pustyni i w puszczy'' , który ze sobą przynieśli. :/
Borykam się z tym każdego dnia. Czytelnicy oddają mnóstwo książek. Choć akurat do naszej nowej placówki trafiają często nowe książki, raz bądź kilka razy przeczytane i praktycznie niezniszczone. Jednak gro takich pozycji nadaje się po prostu na makulaturę. Co do Sagi o Ludziach Lodu, to przyjąłbym całą serię :D, po prostu ludzie o to pytają, jednak do tej pory nikt się nie pokusił o oddanie. Raz przyszedł człowiek i zażyczył sobie potwierdzenia, że jego dary zostaną włączone do księgozbioru... Książki nijak nadawały się do tego, a gdy mu je oddawaliśmy od razu to padło kilka niewybrednych słów...
Ach, z całą pewnością poczuł się urażony tym, że on tu tak z sercem na dłoni i makulaturą w siateczce, a Ty, o nieszczęsny bibliotekarzu, nie rozeznałeś się w faktycznej wartości dzieł, które czytelnik tu przyniósł! A może <zakłada foliową czapeczkę> może właśnie pomyślał, że się zorientowałeś, @Machnasie i że jeśli nie dasz mu na piśmie potwierdzenia, że książki zostaną włączone do księgozbioru, to je sobie - myk! do kieszonki! - weźmiesz i wyniesiesz do antykwariatu albo sprzedasz te białe kruki na allegro i zbijesz fortunę jego kosztem!
(W sumie nie zdziwiłoby mnie już, gdyby niektórzy ludzie tak myśleli...)
F*** już po nas :P. Wszyscy się dowiedzą jak opływamy w luksusy... A tak na marginesie, od maja kiedy ruszyliśmy ponownie z obsługą czytelnika, ludzie zaczęli przynosić zdecydowanie nowe książki, ponieważ zaczęli kupować, gdy nie mogli skorzystać z naszych usług.
Jako bibliotekarka dziękuję za ten artykuł! Ludzie często nas "uszczęśliwiają" dosłownie makulaturą, książkami pomazanymi, zalanymi, rozpadającymi się, nieaktualnymi od lat etc. Nie mówiąc o tym, że jako biblioteka uczelniana mamy dość specyficzne zbiory i na przykład książek dla dzieci nie ma w naszym ksiegozbiorze, a jedna pani nas uszczęśliwiła całą torbą takich publikacji. A już najgorsi w tej kwestii są profesorowie, którzy łaskawie nam oddają w darze swoje zbiory...
No przecież ci dzisiejsi studenci są jak dzieci, to niech se poczytają literaturę na swoim poziomie... ;) A co do profesorów - no wiesz, jak oddają bibliotekę, to znaczy, że są już wiekowi - to ich książki też.
Co do studentów, to niestety racja. Czasami się dziwię jak oni maturę zdali. A jeśli chodzi o profesorów, to wiekowe książki to mały problem, gorzej, że w ich darach zdarzają się tak zniszczone egzemplarze, że do niczego się nie nadają. Jeden nas uszczęśliwił zagrzybionymi książkami, na dodatek śmierdzącymi papierosami. A było tego około 500 książek...
× 1
@emmeneea · około 4 lata temu
A ja osobiście zostawiam książki. Chyba, że mam konkretnie takie, gdzie wiem, że komuś sprawią nie lada radość. Co do oddawania do biblioteki, u mnie w mieście się to w ogóle nie sprawdza. Wręcz przeciwnie. Często widzę posty, że książki wystawiane są do "adopcji".
Zastanawiam się, jak można oddać książkę z grzybem lub taką, która się rozpada? Zawsze mam z tyłu głowy zasadę: oddaj książkę w takim stanie, jaką chciałabyś wypożyczyć. Robiąc porządki znalazłam stare numery Cogito i zanim przyniosłam je do biblioteki, zapytałam się, czy są czytane. Nie za bardzo, więc bez sentymentu wrzuciłam do pojemnika na makulaturę. Problem natomiast jest z nietrafionymi prezentami czytelniczymi. Bo to nie moja bajka i katusze, jak czytam.
× 1
@nalogowyksiazkoholik · około 4 lata temu
Sama kiedyś oddałam do biblioteki całą serię pięknie wydanych encyklopedii. Dwadzieścia kilka tomów! W dobie internetu mi tylko zajmowały półki, a Panie w bibliotece bardzo się ucieszyły :)
To zależy od biblioteki. U nas takie rzeczy przyjmuje Biblioteka Główna, filie raczej nie. Ale już w mieście obok znajduje się filia biblioteczna (ichniej biblioteki miejskiej), która ma naprawdę niezły wybór literatury radzieckiej i są z tego dumni, więc myślę, że z radością przyjęliby taką książkę. :)
pracując trochę w Bibliotece niestety przykre lecz prawdziwe książki rzadko są przyjmowane, chętniej przyjmują Biblioteki lektury, nowości, oraz książki które najczęściej są pożądane przez czytelników. Czasem lepiej oddać do Atykwariatów ponieważ ludzie szukają po x latach daną książkę, która nie jest już w obiegu.