Fantastyka jest niepoważna! To najczęściej pojawiający się argument mający zniechęcić do czytania książek napisanych w tym gatunku literackim. Czy jest to prawda? Pod żadnym pozorem! Co więcej, twierdzenie to nigdy nie było nawet w pobliżu prawdy. Już pobieżna analiza gatunku, zwłaszcza powieści wydawanych w ostatnich dekadach, jest w stanie udowodnić to ponad wszelką wątpliwość.
„Krytycy, którzy traktują 'dorosłość' jako termin aprobaty, a nie tylko jako termin opisowy, sami nie mogą być dorośli. Troska o bycie dorosłym, podziwianie tego, co dorosłe, ponieważ jest dorosłe, rumienienie się na podejrzenie, że jest się dziecinnym; te rzeczy są znakami dzieciństwa i dorastania. A w dzieciństwie i młodości są one, z umiarem, zdrowymi objawami. Młodzi ludzie powinni chcieć rosnąć. Ale w średnim wieku, a nawet we wczesnym męskim, ta troska o bycie dorosłym jest oznaką naprawdę zatrzymanego rozwoju. Kiedy miałem dziesięć lat, czytałem bajki po kryjomu i wstydziłbym się, gdyby mnie przyłapano. Teraz, gdy mam pięćdziesiąt lat, czytam je otwarcie. Kiedy stałem się mężczyzną, odłożyłem na bok rzeczy dziecinne, łącznie z lękiem przed dziecinnością i pragnieniem bycia bardzo dorosłym” - Fragment z „O trzech sposobach pisania dla dzieci”, eseju opublikowanego przez Stowarzyszenie Bibliotekarzy w 1952 r.
Nie zmienia to jednak faktu, że tego typu opinie kierowane do dzieci i młodzieży mogą mieć katastrofalny wpływ na czytelnictwo. Zwłaszcza jeżeli wypowiadane są z pozycji autorytetu – nauczyciela, profesora, krytyka czy nawet rodzica.
Czytelnik taki nie tylko może porzucić czytanie fantastyki – co boli samo w sobie – ale też zaniechać czytania w ogóle! To zaś jest już stratą niepowetowaną. Łatwiej bowiem jest przekonać czytających, aby dali fantastyce szansę niż przekonać nieczytających, aby czytać zaczęli.
Trudno jest znaleźć źródła tego mitu. Istnieje na jego temat wiele teorii i każda z nich ma jakieś elementy prawdy. Zaczynając od wpływu osób wychowanych na literaturze modernistycznej, w której nie można było polegać na stałych strukturach narracyjnych, przez ludzi traktujących eskapizm jako zły sam w sobie, kończąc na tych, którzy uznają fantastykę za rozwinięcie bajek.
Jednak znacznie łatwiej jest znaleźć winnych propagowania tego mitu. Winni są przedstawiciele środowisk literackich i akademickich, którzy snobistycznie uznają gatunek za gorszy i praktycznie nie przejawiają chęci zmiany nastawienia. To właśnie te środowiska kształtują nie tylko opinię publiczną, ale też programy nauczania w szkołach.
Ktoś mógłby powiedzieć, że zmianą na lepsze jest pojawienie się na liście lektur szkolnych „Hobbita” czy „Opowieści z Narni”. Jest to jednak tylko niewielki promyczek – wystarczy sobie przypomnieć w jaki sposób omawiane są lektury szkolne. Szybko, według listy i w sposób, który jest w stanie całkowicie zabić w czytelniku entuzjazm i radość z czytania.
Mówiąc więc jeszcze krócej – winny jest snobizm środowisk kulturalnych i ich niechęć do sprawdzenia jak gatunek faktycznie wygląda. Snobizm, który sprawia, że nazwanie „Mistrza i Małgorzaty” fantastyką przyjmowane jest z oburzeniem mimo faktu, że jest to prawda.
Przedstawiam więc kilka dość popularnych argumentów przemawiających za tym, że fantastyka jest poważnym gatunkiem. Lista nie jest skończona i nigdy nie będzie. Ludzie są zbyt dobrzy w wymyślaniu usprawiedliwień dla swoich uprzedzeń.
1. Nie da się magią rozwiązać wszystkich problemów.
To jeden z tych argumentów, które są tak oczywiste, że aż głupio je zapisywać. Jest jednak niezwykle ważny z bardzo prostego powodu – wbrew obiegowej opinii obecność magii w świecie przedstawionym wcale nie ułatwia autorowi pisania. Nie da się rozwiązać niedostatków talentu poprzez wprowadzenie do opowieści magię. Przynajmniej tak długo, jak autor chce napisać dobrą książkę i okazać szacunek intelektowi czytelnika. Ustalenie, jak w danym świecie działa magia, jak powszechnie się ją stosuje czy jakie nastawienie do niej mają mieszkańcy, jest czymś, co szanujący się autor powinien ustalić na samym początku. W przeciwnym wypadku książka straci cały wewnętrzny sens. Nie wszyscy mają tyle szczęścia, co J.K Rowling z jej „zmieniaczami czasu”, które nawet po krótszym zastanowieniu absolutnie nie pasują do świata – zwyczajnie stwarzają za dużo możliwości postaciom złym, sprawiając przy tym, że to, co robią postacie dobre, jest właściwie bez znaczenia. Jedyny powód, dla którego Rowling nie została wtedy wyśmiana to fakt, że miała wtedy już ogromną rzeszę fanów i kontrakt na kolejne filmy. Mniej znanemu autorowi jednak taka wpadka nie uszłaby płazem.
Nie da się też magią rozwiązać jednowymiarowych postaci czy nieprzemyślanej fabuły. To prawda, że w fantastyce konflikt dobra ze złem często jest przedstawiony jako zewnętrzny. Nie zmienia to jednak faktu, że nawet magia nie uratuje nudnych postaci. To ten sam problem, który mieli prawdziwi królowie, książęta, cesarze i papieże. Cóż z tego, że posiadają władze nad tysiącami poddanych lub magią ognia, jeżeli nie są w stanie poradzić sobie ze związkami, seksem, odrzuceniem, syndromem stresu pourazowego, depresją czy żałobą.
Podobnie nie da się rozwiązać magią nudnego świata przedstawionego. To, że magia istnieje, powinno na ten świat w jakiś sposób wpływać. Jeżeli każdy może latać, to po co wynajdywać barierki na balkony? Jeżeli można rozmawiać ze zwierzętami, to wegetarianizm powinien być dużo bardziej rozwinięty. Jeżeli świat ma więcej niż jeden księżyc, to żegluga może być naprawdę skomplikowana.
To właśnie zwracanie uwagi na takie szczegóły odróżnia autorów dobrych od złych. I to, że musieli wszystkie te rzeczy ustalić na początku, zamiast korzystać z gotowych schematów działania służb czy map dawno powstałych miast w niczym nie umniejsza ich zdolności. A mówienie, że przecież istnieją książki, w których autorzy chcieli iść na skróty to żaden argument. Istnieją też tomy marnej poezji lub kryminały, które niczym nie zaskakują.
2. Fantastyka jest szeroka. Bardzo, bardzo szeroka.
To zaś oznacza, że można znaleźć w niej bardzo wiele ciekawych i wartościowych tekstów. Często takich, których klasyfikacja do fantastyki opiera się wyłącznie na tym, kto daną pozycję wydał albo jaki humor miał ktoś, kto ją klasyfikował.
Szczególnie istotne są tutaj książki, które wymykają się sztywnym definicjom. Pozycje do docenienia których wcale nie trzeba znać gatunkowych schematów. Smutnymi przykładami są takie arcydzieła jak „
Kwiaty dla Algernona”, „
Pan Światła” czy „
Kantyczka dla Leibowitza” które słusznie docenione przez fanów fantastyki pozostają praktycznie nieznane czytelnikom głównego nurtu.
Fantastyka cieszy się również wieloma różnymi podgatunkami. Nie sposób zliczyć ich wszystkich, ale nie brakuje w Internecie śmiałków, którzy próbowali. Popularne są listy wymieniające X podgatunków wraz z pozycjami, które należy z nich przeczytać.
Znajdujące się na takich listach powieści spokojnie można czytać jak kryminały czy romanse. Fakt, że dzieją się w światach różnych od naszego, ma tutaj znaczenie minimalne. Nie mówiąc o tym, że część autorów zaczynało próbować swoich sił w fantastyce a teraz święci triumfy pisząc inne gatunki - takie, które nie są obarczone piętnem literatury niepoważnej. Wymienić tutaj można Annę Kańtoch, Jakuba Ćwieka czy Szczepana Twardocha.
Nie bez znaczenia pozostaje również fakt, że kiedy tylko jakiś podgatunek stanie się popularny i zacznie odnosić sukcesy, bardzo szybko rynek stara się odciąć ukazujące się w nim pozycje od fantastycznych korzeni. W ten sposób utwory takie jak „Więzień Labiryntu” czy „Igrzyska Śmierci” reklamowane są jako dystopie, a nie jako fantastyka. Nie jest to całkowite kłamstwo, ale pewien niesmak pozostaje.
W kontekście Polski warto zwrócić szczególną uwagę na podgatunek święcący triumfy w nieodległej przeszłości. Mowa o „fantastyce socjologicznej” – gatunku, z którego definicji wynika, że stara się on opisać, jak mogłyby wyglądać społeczeństwa, gdyby zmienić jakiś czynnik. Niektórzy piszą o społeczeństwach, w których nie trzeba pracować, inni o społeczeństwach, gdzie oczywistymi są związki poliamoryczne.
W Polsce jednak pisało się o komunizmie. Fantastyka nie była traktowana jako „poważny” gatunek i jako taka stanowiła dość bezpieczne narzędzie do przekazu myśli antysystemowej. Koronnym przykładem jest tutaj, oczywiście, twórczość
Janusza A. Zajdla.
Z jednej strony jest to niewątpliwie fantastyka, a nazwiskiem autora nazwano najważniejszą polską nagrodę fantastyczną. Z drugiej jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że fantastyka stanowiła tutaj jedynie środek do celu. I gdyby nie czasy, w których przyszło mu żyć, to autor pisałby zupełnie inne książki.
Warto też wspomnieć w tym miejscu o Sir Terrym Pratchettcie, który pisał książki humorystyczne i łatwe w odbiorze, które jednak w jasny i czytelny sposób odnosiły się do wydarzeń i problemów współczesnych. I nawet jeżeli wybuchaliśmy śmiechem co drugą stronę, to po analizie tekstu nie można było nie zauważyć odniesień do rasizmu, seksizmu czy ksenofobii. Zauważyliby to również krytycy literaccy. Gdyby czytali.
3. Eskapizm nie jest zły sam w sobie.
To również coś, co wydaje się oczywiste. Jednak z jakiegoś powodu utrwaliło się przekonanie, że ludzie czytający fantastykę robią to głównie po to, żeby uciec przed rzeczywistością. Że eskapizm, któremu się oddają, jest w jakiś sposób gorszy, niż eskapizm, któremu oddają się ludzie czytający westerny, (a przypominam, że najpopularniejszy
autor westernów w Europie nigdy nie był na dzikim zachodzie), kryminały, czy romanse. Zwłaszcza te ostatnie działają na wyobraźnie – bo co jest łatwiejsze do wyobrażenia? Latająca ziejąca ogniem jaszczurka czy możliwość kupna z domu i wyprowadzki na mazury z jednej pensji pracownicy średniego szczebla?
Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że eskapizm jest korzystny. Parafrazując Daniela Abrahama ze „
Stories Outside History” to jeżeli fantastyka jest eskapizmem, to warto wiedzieć, przed czym uciekamy. Jeżeli zaś jest tylko odbiciem naszej rzeczywistości, to warto wiedzieć, jak mogłyby działać idee oderwane od wydarzeń historycznych.
Oczywiście, wszystko należy stosować z umiarem. Eskapizm również. Jednak to, że potrzeba eskapizmu staje się coraz wyraźniejsza to nie wina fantastyki. Fantastyka jest tylko jedną z formą realizacji tej potrzeby – w dodatku formą przyjazną i otwartą. Nie budującą przy tym szkodliwych i nierealnych przekonań o tym, jak wygląda rzeczywistość. Tutaj ludzie, którzy mogą sobie pozwolić na bezmyślną pogoń za swoimi pasjami to raczej książęta i królewicze, a nie przeciętni ludzie, których podążanie w ślady bohaterów książek obyczajowych niechybnie wpędziłoby w biedę i bezdomność.
Myślę zresztą, że ludzie używający tego lub podobnych argumentów przeciw fantastyce robią to nie tylko ze złośliwości, ale też z poczucia zagrożenia. Oto nagle pojawia się całkiem spore środowisko ludzi, którzy czytają to, co sprawia im przyjemność, a nie to, co „wypada”, bo na okładce pojawiają się takie słowa jak „booker”, „nike”, „oskar”, czy „autorytet poleca”.
Siedzące w swoich wieżach z kości słoniowej środowiska literackie tworzące nadęte komisje kontroli jakości powieści od dawna nie podjęły rzetelnych prób sprawdzenia, jak wygląda dziś jakość powieści fantastycznych. Umknęły im więc perełki literatury, przepadł gdzieś widok ogromnego zakresu poruszanej tematyki, całkowicie pominięto wątki feministyczne w czasach, kiedy równouprawnienie nie było jeszcze oczywistością.
Dlatego wniosek jest prosty – nie warto zawracać sobie nimi głowy. Niezależnie od tego, co fantastyka sobą prezentuje i jakie zdobywa osiągnięcia, nigdy nie będzie dość dobra. Dlatego należy przestać słuchać opinii ludzi, którzy z dumą głoszą światu, że zamknięci są na dobrą literaturę tylko dlatego, że nierealnym elementem są w nim elfy, zamiast dużo realistyczniejszej piwnicy z seks zabawkami.
Nie mam więc zamiaru przekonywać Was, żebyście dali fantastyce szansę – fakt, że czytacie ten tekst, sam w sobie dowodzi pewnej otwartości umysłu. Jedyne, o co proszę, to żebyście nie dali się wmanewrować w porównywanie najgorszej wersji fantastyki z najlepszymi wersjami preferowanych przez Was gatunków. Kiedy zdecydujecie się sięgnąć po ten gatunek, to poświęćcie wcześniej kilka minut, żeby sprawdzić, czy dana powieść cieszy się dobrą opinią. Internet pełen jest osób, które Wam pomogą. Na kanapie jest wielu czytelników, którzy gatunek lubią. Księgarze i bibliotekarze, nawet jeśli osobiście fantastyki nie czytają, to wiedzą co „chodzi”. Wszyscy ci ludzie pomogą Wam trafić na faktycznie godne uwagi książki, a nie na szmirę, przez którą wyda Wam się, że cały ten artykuł był jednym wielkim kłamstwem.
Jeśli zaś lubicie fantastykę to dajcie znać, czy spotkaliście się z uwagami, ze jest to gatunek niepoważny? Jak wtedy odpowiadaliście?
Profesor Paskud