Od lat podnosi się, że autorzy nie zarabiają fortuny na swojej działalności. Przyczyn tego zjawiska upatruje się w nielegalnym udostępnianiu plików. Jednak czy dodatkowa opłata za czytniki rzeczywiście poprawi sytuację autorów?
Do sejmu trafił niedawno projekt Ministerstwa Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu o uprawnieniach artysty zawodowego. Jego celem jest zapewnienie finansowego wsparcia najmniej zarabiającym twórcom. Środki na ten cel mają pochodzić z kontrowersyjnej opłaty reprograficznej.
Kara za piractwo i… dozwolony użytek
Jak wskazuje samo ministerstwo, opłata reprograficzna jest:
„formą zryczałtowanej jednorazowej rekompensaty oddawanej artystom przez producentów i importerów sprzętu elektronicznego umożliwiającego tzw. dozwolony użytek osobisty (tj. korzystanie na własne potrzeby z rozpowszechnionego już chronionego utworu), co znacząco zwiększa popyt na urządzenia elektroniczne”.
Jest to ciekawy punkt widzenia, który upatruje przyczyn niskich zarobków autorów zarówno w nielegalnym pobieraniu ebooków, jak i całkowicie zgodnym z prawem wypożyczaniu ich między np. członkami rodziny. Zgodnie z uzasadnieniem do projektu, opłata ma dotknąć producentów sprzętu, który umożliwia korzystanie z e-książek bez dodatkowych kosztów.
Ile wyniesie opłata?
Wysokość opłaty reprograficznej uzależniona jest od rodzaju sprzętu, który będziemy chcieli kupić. Czytniki e-booków podrożeją o 2%, komputery o 4%, a telefony o… 0%, ponieważ nie uwzględnia ich projekt ustawy.
O ile finalni nabywcy mogą nie zauważyć dużej różnicy w cenie, ponieważ za czytnik o wartości 500 zł zapłacą 10 zł więcej, to branża elektroniczna zdecydowanie wyraża swój sprzeciw. Podnosi między innymi argument, że już teraz Polska jest jednym z krajów stosujących wysoką, 23% stawkę VAT od elektroniki.
Według planów nowa opłata ma obowiązywać od 2022. Co o tym sądzicie? Czy sytuacja pisarzy się poprawi?
Dominika Róg-Góreckca