„Stałe pragnienie czegoś więcej jest konieczne. Jest niezbędne” – wywiad z Aniką Gielzak

Autor: Dominika Róg-Górecka ·10 minut
2022-03-07 9 Polubień
„Stałe pragnienie czegoś więcej jest konieczne. Jest niezbędne” – wywiad z Aniką Gielzak

Anika Gielzak to autorka, która nie boi się marzyć i realizować swoich pomysłów. Jak sama przyznaje „brak perfekcji jest piękny”, a w życiu trzeba mieć odwagę by walczyć o to, czego się pragnie.

 

Po drugiej stronie strachu” to Pani debiut. O czym jest ta powieść?

 

Jest to opowieść o Blake, dziewczynie, która zabiera nas w podróż po swoim, niezrozumiałym dla niej świecie, pełnym emocji, miłości, pragnień. Ma z pozoru wszystko, ale gdzieś wewnątrz siebie czuje pustkę, którą próbuje na różne sposoby wypełnić… Pragnie miłości, zna jakiś jej wzorzec, lecz kiedy wydaje jej się, że ją zdobywa, to ta przestaje być dla niej ważna. Blake uświadamia sobie, że za bardzo poddaje się tym uczuciom, a one ją obezwładniają, usypiając jej czujność i wewnętrzny głos, który gdzieś jej tam szepcze, że poza tą miłością dzieje się coś innego…

Powiedziałabym, że to wciągająca opowieść, gorący romans, tajemnica i niedopowiedzenia. To historia, która rozwija się dynamicznie, drażni i zostawia niedosyt. To opowieść, która nie traci swojej mrocznej aury aż do samego końca, nie traci swojego tempa. Jej interpretacja będzie wyborem czytelnika, a nie moją sugestią. Ta powieść to układanka, która nie mówi od razu, co się w niej znajduje. Nie ma do niej instrukcji…

 

„Po drugiej stronie strachu” od razu skojarzyło mi się z „Po drugiej stronie lustra”. Nie tylko tytułem, też sposobem narracji. Blake jest trochę jak Alicja, szuka, próbuje zrozumieć, a im głębiej zajrzy, tym więcej dziwnych sytuacji ją spotyka. Czy spodziewała się Pani takich skojarzeń?

 

Nie myślałam o tym, ale przyznam, że porównanie jest interesujące. Lubię tę nieoczywistą oczywistość, coś, co kryje się pod warstwami, pod które czytelnik musi zaglądać. Uwielbiam to, że mogę szaleć, naciągając struny wywołujące zachwyt lub mieszane uczucia. Lubię niedomówienia, chaos i ogrom emocji, jakie ta książka ma w sobie… Puszcza oko do czytelnika i zachęca, by zajrzeć w nią głębiej, jakby w umysł pisarza…, którego nikt tak naprawdę nigdy nie zrozumie.

 

W tej opowieści kluczową rolę odgrywają mężczyźni: ojciec, brat, ukochany. Mam wrażenie, że Blake jest trochę uzależniona od uwagi innych ludzi, a przez to czasami daje się wodzić za nos. Czy jej kreacja nie jest literackim ostrzeżeniem przed tym, żeby nie chcieć za dużo?

 

Jesteśmy uczestnikami życia z określonym terminem ważności…, więc co to znaczy „chcieć za dużo”? Kiedy można powiedzieć, że mamy czegoś „za dużo”.  Kto, i na jakiej podstawie to oszacowuje? Czy można chcieć „za dużo” miłości? Być „za dużo” skandalicznym, nierozważnym? Lub mieć w sobie „za dużo” empatii?

Musimy chcieć „za dużo”, bo wtedy otrzymujemy tyle, ile zdołamy dźwignąć… To nas nakręca, uwalnia hormony, motywuje, sprawia, że jesteśmy cierpliwi, i wzmacnia w nas poczucie wartości. Każdy człowiek coś wnosi do tego świata. Jeden coś wynajdzie, drugi coś stworzy, kolejny coś napisze, inny odda swoje życie, a jeszcze inny nie zrobi nic, lecz łączy ich jedno: chcieli więcej.

Stałe pragnienie czegoś więcej jest konieczne. Jest niezbędne.

 

Z drugiej strony intryguje mnie relacja bohaterki z jej ojcem. Ich wzajemne uczucia to niezdrowa mieszanka miłości i nadmiernej kontroli. Czy nadopiekuńczość potrafi być szkodliwa?

 

Relacja między Olafem (ojcem) a Blake też mnie zastanawia… Nie rozgryzłam jeszcze tego do końca. Co prawda wiem, jaki jest szkielet tej relacji, ale jest to zmienna, którą bardziej rozwinę w drugiej części książki. Z niej też dowiemy się, czemu ojciec Blake jest taki nadopiekuńczy, skąd u niego ta kontrola, władczość. Może nie jest do końca tym, za kogo się podaje, może ma tajemnice… Sama nie wiem, to zależy, w jakim będę nastroju podczas tworzenia tej postaci.☺ A czy nadopiekuńczość bywa szkodliwa? Hmm…, mój ojciec był nadopiekuńczy, ale nie odbierałam tego jako coś szkodliwego dla mnie samej. Miało to nawet swój urok, bo nauczyło mnie szacunku do pewnych zachowań.

 

Wielu recenzentów chwali sobie książki, których bohaterów polubili. Jednak kreacja Blake to bardziej zbiór kontrastów i wad niż postać do lubienia. Czemu zdecydowała się Pani na stworzenie takiej bohaterki?

 

Lubię iść pod prąd. Nie zwykłam robić czegoś, co robią inni. A już na pewno nie wciskam się w ramy tego, że mam się komuś podobać lub by ktoś mnie lubił. Zawsze taka byłam i taka jest moja bohaterka.

To wersja rollercoaster. Ta postać nie chce być postrzegana jako uległa, ułożona. Ona pokazuje, że można być sobą i że odpowiednie warunki mogą sprawić, że z człowieka wyjdzie to, kim tak naprawdę jest, jaką skrywa tę drugą twarz. Blake lubi wzbudzać emocje, czuć władzę i być w centrum uwagi – to cała ona. Żyje w chaosie, który sama tworzy. Przy pierwszym spotkaniu z nią już wiadomo, że jest niebanalna, nie udaje. Jedni się będą z nią utożsamiać, a inni będą ją nienawidzić. Zależało mi też, by pokazać jej postać jako bezkompromisową, ale też groteskową. Nie wyobrażam sobie jej innej, bo jeśli nie ma zaskoczenia, to po co to robić?

 

Blake targają silne emocje, które zaskakują nawet ją samą. Niejeden próbuje ją okiełznać. Jak się tworzyło taką postać? Czy podczas pisania książki również była niepokorna?

 

Kiedy tworzyłam postać Blake, miałam jej zarys, jakieś wyobrażenie. Czułam, że musi mieć w sobie to coś, iskrę, która jak zapłonie, tak będzie płonąć. Na początku była nieśmiała, nie wiedziała do końca, jak ją sobie wyobrażam, aż do chwili, kiedy nadałam jej imię… Wtedy nabrała barw – pełną paletę. Zobaczyłam ją trójwymiarowo: jej oczy, usta, to jak wygląda, jak się porusza, jaki ma styl, jak marszczy nos, gdy mówi, i jak mruży oczy. Słyszałam jej głos, czułam ją i wiedziałam, że to nie będzie postać cukierkowa. Ona tego nie chciała, a ja tym bardziej. Kiedy stała się Blake, zaczęła żyć swoim życiem, wciągając mnie do niego. To ona nadawała ton temu, jak mam ją przedstawić czytelnikowi… Owszem, czasem się sprzeczałyśmy, że może czegoś nie wypada, ale gasiła to we mnie. Ja wciąż nie wiem, co w niej się kryje, co jeszcze nam pokaże… Praca nad nią jest zaskakująca, bo Blake jest dość niepokorna, żyje swoim rytmem i to ona finalnie zdecyduje, jak chce się pokazać. Inspiruje mnie, wyciąga ze mnie tyle energii, że czasem muszę odpuścić, by na nowo się poskładać i do niej wrócić. Uwielbiam w Blake to, że dzięki niej wiem, co jest istotą pisarstwa – to, że zwyczajnie nie wiesz, co dalej cię spotka. Lubię w niej też to, że trudno nad nią zapanować i odkrywam ją tak samo, jak czytelnik…

 

Blake nie boi się ryzykować. Czy Pani również?

 

Żeby napisać książkę, trzeba mieć odwagę. Każdy człowiek ma lęki, wątpliwości, brak mu pewności siebie. Chodzi o to, by to przezwyciężyć, być wojownikiem i ufać sobie. To jest odwaga.

Mam taką ulubioną bajkę, w której główny bohater mówi do swojego przyjaciela: „Bądź tym, kim chcesz być”. Ja postanowiłam być pisarzem. Pisarzem, który tworzy tak, jak czuje. Żyje w świecie, który tworzy.

Kocham słowa. Lubię nimi żonglować, pozwalać, by mnie prowadziły tam, gdzie nie zaglądam w szarej rzeczywistości. Odwaga to spełnianie marzeń, niezależnie od tego, jakie one są: małe, duże. Ważne, by w nie wierzyć i osiągnąć swój cel. To od nas zależy, czy spełnimy swoje własne oczekiwania lub czy będziemy banalnie egzystować. Uważam, że jeśli odnajdzie się swoją iskrę szaleństwa, jaką jest odwaga, nie można jej zgubić. Nieoczywiste marzenia zawsze będą nas gonić, a my podejmujemy to ryzyko, by je urzeczywistnić.

 

Eksperymentuje Pani również z formą narracji. „Po drugiej stronie strachu” przechodzi płynnie od opisów do przemyśleń, czasem pozwala bohaterce „popłynąć”, a potem nagle zaskakuje przejściami czasowymi. Z pewnością nie jest to typowa książka ograniczająca się do szybkiej relacji z wydarzeń. Co ukształtowało na Pani styl pisania?

 

Hmm…, nie zastanawiałam się nad tym, co ukształtowało mój styl. Usiadłam, zaczęłam pisać i to samo wyszło. Słowa płynęły, układały się w fabułę, sceny, dialogi… Ten styl to cała ja. Tego nie da się nauczyć, to po prostu w tobie jest. Lubię szybkie działania, nie lubię rozwlekania, czasem wyprzedzam czas, lubię szybko myśleć i lubię być bezproblemowa…, przynajmniej się staram.☺

Chciałam napisać coś, co nie będzie mnie nudzić, a na swój sposób pochłonie. Będzie tworzyć fikcję, która być może przeplata się z prawdą… Pokaże charakter, okiełzna strach i pobudzi to, co w nas drzemie. Lubię mieszać gatunki i tworzyć pozornie realistyczny świat, który niby daje poczucie stabilności, by po chwili, w miarę rozwoju zdarzeń, zabrać czytelnika w zupełnie inną rzeczywistość, namieszać, zaskoczyć, wzburzyć fale, na których go poniesie, by chłonął to, co jest napisane. I uwielbiam wygaszać emocje… Wtedy czytelnikowi wydaje się, że to już koniec, a ja sprawiam, że następuje eksplozja!

 

Od samego początku sygnalizuje Pani, że przeszłość Blake skrywa w sobie ogromną tajemnicę. Ten wątek pozostawił we mnie duży niedosyt! Czy możemy spodziewać się, że w drugiej części pojawi się go więcej?

 

Ta książka ma zostawiać niedosyt, więc jeśli mi się to udało, to bardzo się cieszę.

W drugiej części poznamy zupełnie inną Blake i to, co się kryje w jej pamięci. Ta historia na pewno się rozwinie i nieco skomplikuje… Będziemy razem z Blake wpadać w zakręty i słyszeć jej śmiech… Aktualnie kończę pisać drugi tom Po drugiej stronie strachu: oni. Mam nadzieję, że uda mi się ją szybko skończyć i że nic mnie po drodze nie zaskoczy. Ta powieść jest nieprzewidywalna, moja wena jest nieprzewidywalna, ja jestem nieprzewidywalna – to mieszanka wybuchowa. Wiele może się wydarzyć.

 

Co było Pani inspiracją do napisania „Po drugiej stronie strachu”?

 

Moja inspiracja siedziała w mojej głowie… To mała dziewczynka, która nie bała się marzyć, która wierzyła, że jest królewną. To dziewczynka, która zerkała na mnie przez palce, uśmiechała się, głaskała stojącego obok niej psa i szeptała: „Zrób to! Teraz!”.

Inspiracją jest moja wena – totalna jędza, która nigdy nie odpuściła i która wychodzi ze mnie w najmniej oczekiwanych momentach mojego życia. Uwielbiam to! Inspiracją jest dla mnie ruch, muzyka, spojrzenie, słowa, mój wewnętrzny monolog, przerywany westchnieniami, które przecinają ciszę. A z rzeczy bardziej przyziemnych… ostatnio moją chwilową inspiracją był Neymar i posągi Moai.

 

Czy pracuje Pani nad kontynuacją?

 

Oczywiście, że tak! Jestem ciekawa jak ewoluuje postać Blake, co się tam dalej wydarzy, jak bardzo zanurzy się w swoich emocjach i czym nas zaskoczy. Dla mnie to postać, z którą spędziłam bardzo dużo czasu, kocham ją. Wszystko, na co patrzę, widzę jej oczami…, czuję ją, słyszę w swojej głowie.☺

Przede mną jeszcze wiele pracy. To ta moja spontaniczność…, która mówi: „Co z tego, że masz szkielet powieści, skoro masz też swoje nastroje, humory i przemyślenia”. Pisanie to sterta notatek, detale rzeczywistości, które łapią cię w najmniej oczekiwanych momentach. Żyjesz tym i w tym. Czujesz te postacie, gdy usłyszysz słowo, muzykę, gest, zapach… A potem układasz, tworząc obraz tego, jak ma się dalej potoczyć twoja powieść. Nie wyobrażam sobie, bym miała przestać to robić.

Jestem podekscytowana, ale i zdenerwowana, czy mi się uda pokazać ją taką, jaką ją sobie wymyśliłam. To mieszanka dramatycznej osobowości i czarnego humoru. Mimo że Blake to postać fikcyjna, jest ze mną połączona i nadałam jej życie. Cieszę się, że jest taka „realna”.

 

„Odniosłem wrażenie, że postać Blake Blue to nie tylko postać wymyślona. Opisy jej poczynań, przemyślenia, odczucia są zbyt głębokie, by mogły być dziełem tylko samej wyobraźni. Ciekaw jestem, ile w niej znaleźć można Autorki albo osoby, którą Autorka zilustrowała”. Jak to więc jest? Ile w postaci Blake jest z Pani?

 

Nie wiem czemu każdy zadaje mi to pytanie.☺

I nie wiem, czy mogę na nie odpowiedzieć jednoznacznie. Musi być zachowana równowaga i gdzieś ukryta tajemnica, którą zna tylko pisarz… Więc jako pisarz mogę dodać, że dobrze mieć trzon opowieści, z którego czerpie się pomysły. Liczą się szczegóły, więc… być może jest to historia prawdziwa z wyjątkiem momentów, które wymyśliłam. Resztę zostawię w „niedopowiedzi”.

 

Dziękujemy za rozmowę!

× 9 Polub, jeżeli artykuł Ci się spodobał!

Komentarze