„Uczymy się historii i musimy się jej uczyć, bo jesteśmy ludźmi i mamy swoje dzieje”, czyli wywiad z Markiem Żaromskim

Autor: Dominika Róg-Górecka ·8 minut
2023-03-20 5 komentarzy 15 Polubień
„Uczymy się historii i musimy się jej uczyć, bo jesteśmy ludźmi i mamy swoje dzieje”, czyli wywiad z Markiem Żaromskim

Marek Żaromski – Marek Żaromski zwykły nauczyciel historii mieszkający w niezwykłym miejscu Rymanowie-Zdroju. Mąż Marzenki, tata Kacpra i Emilki.

 

„Cevenole. Zbrodnia w uzdrowisku” to Pana literacki debiut. O czym jest ta książka i skąd czerpał Pan inspiracje do jej napisania?

 

Cevenole” to powieść w konwencji klasycznego kryminału, ale mam nadzieję, i to było moim celem, coś więcej, niż tylko skomplikowana zagadka kryminalna i zaskakujące jej rozwiązanie.

 

Inspiracją do jej napisania było zachwycenie. Dziwnie to brzmi, ale taka jest prawda. Już wyjaśniam. Jestem nauczycielem i mieszkam w cudownym miejscu – Rymanowie Zdroju. Kilka lat temu, pewnego wrześniowego piątku, po skończonej pracy wróciłem do domu. Byłem sam. Było cicho, przepięknie, otwarte drzwi balkonowe. Wyszedłem na balkon. Tyle razy to robiłem (setki, tysiące?). Ale ten dzień był wyjątkowy. Łagodne słońce, niebieskość, zieloność i wzgórza... spokój, który mnie wtedy ogarnął... zachwycenie!

 

Wtedy jakoś pomyślało mi się o dzieciństwie, a były to czasy PRL-u i nie wiedzieć czemu, o kryminałach (dziwnie funkcjonuje mój umysł). Dlaczego właśnie kryminał? Ten w formie klasycznej (Agathy Christie i innych), jest dla mnie wzorem porządku, jasności. W nim Dobro jest Dobrem, a Zło Złem i Dobro zawsze zwycięża. Od razu kupiłem w Internecie kryminał z czasów PRL-u „Czarny koń zabija nocą” Jacka Roya, hit z lat mojej młodości, i... bardzo mnie rozczarował.

 

Hmm, postanowiłem sam napisać powieść, której akcja będzie się toczyć właśnie w tamtych latach, taką którą, sam bym chciał przeczytać (to Witold Lutosławski powiedział, że pisze taką muzykę, jaką sam chciałby usłyszeć).

 

Jeszcze jej tytuł (piękny prawda?). Niedługo po mej „scenie balkonowej” po raz pierwszy usłyszałem symfonię Vincenta d’Indy’ego zwaną zwykle „Cevenole” od francuskich gór Sewennów. Zachwycenie! Przypomniało mi się to doświadczenie, z tamtego piątkowego południa. W książce symfonia odgrywa bardzo ważną rolę. Symbolizuje pokój, beztroskę, radość i Boży ład, który stara się przywrócić główny bohater. Ład naruszony przez zbrodnię.

 

Akcja powieści rozgrywa się w eleganckim kurorcie, miejscu, w którym spokoju szukają PRL-owskie wyższe sfery. Czy opisując ten kurort, nawiązywał Pan do jakiegoś prawdziwego obiektu?

 

Nie istnieje powieściowy Krzyżowiec Zdrój, ale istnieje Rymanów Zdrój! Całe piękno natury, które przewija się przez karty książki, nie jest wymyślone. Jest. Tutaj. Teraz i zawsze.

 

Z zawodu jest Pan nauczycielem historii, a prywatnie mężem i ojcem. Czy młodzież lubi uczyć się historii?

 

Och, tak oczywiście! Żartowałem.

 

Z tym jest różnie, bo jesteśmy różni. Są tacy, których historia fascynuje i tacy, dla których jest obojętna, i ja to rozumiem (moja żona uwielbia zbieranie minerałów, dla mnie mogłyby nie istnieć). Nie akceptuję jedynie postawy wyrażającej się, w klasycznym uczniowskim pytaniu: po co uczyć się o tym co było kiedyś, przecież to jest bez sensu?

 

Uczymy się historii i musimy się jej uczyć, bo jesteśmy ludźmi i mamy swoje dzieje. Nie pojawiliśmy się znikąd i w zasadzie to, kim jesteśmy, albo kim nie jesteśmy, wynika z przeszłości. Zresztą. Każdy z nas ma swoją historię życia. Wyobraźmy sobie, że tracimy pamięć. Jesteśmy, istniejemy, ale kim jesteśmy, skąd się tu wzięliśmy, kim jest ta pani, która mówi do nas „jestem twoją mamą” itd.

 

Czytelnicy lubią sięgać po książki, których akcja rozgrywa się w przeszłości, bo obok ciekawej historii otrzymują też garść wiedzy o przeszłości. Jednak wielu powieściom zarzuca się istotne błędy merytoryczne oraz nieścisłości. W takim razie, jak to jest? Warto po nie sięgać, czy nie? Jeśli tak, to czy można z nich czerpać wiedzę?

 

Warto sięgać.

 

Ale nawet gdybym ja czy inni autorzy do tego nie zachęcali, ludzie i tak będą czytać takie powieści, bo one są po prostu ciekawe. Dla niektórych jest to też sentymentalny powrót do czasów młodości czy dzieciństwa.

 

Natomiast co do wiedzy, którą z nich się czerpie… Prawdę mówiąc, niewiele jest osób, które swoją wiedzę o przeszłości zdobywają, czytając naukowe opracowania. Opinie o przeszłości (oczywiście oprócz doświadczeń z własnego życia) kształtują filmy, książki, obecnie także gry komputerowe. Tak po prostu jest i będzie. Zadaniem autorów jest więc maksymalne trzymanie się faktów, służenie Prawdzie.

 

Może się zdarzyć, że mój czytelnik, ten, który żył w tamtych latach, powie sobie pod nosem „ale nawymyślał”, ale uprzedzając takie uwagi, na swoją obronę przytoczę pewną anegdotę. Gdy ukazała się „Wojna i pokój” Lwa Tołstoja, wzbudzając powszechny i jakże zasłużony zachwyt, pewien bardzo stary poeta rosyjski (którego nazwiska niestety nie pamiętam), który dobrze pamiętał czasy napoleońskie, rzekł tylko „Ależ to wszystko było inaczej!”. No i? Mało się kto tym przejął (Oczywiście „Cevenole” to nie ta liga, co „Wojna i pokój”).

 

Najważniejsi krytycy, ci, na których opinii mi najbardziej zależało, moi rodzice (lata 60-te to czas ich młodości), uznali, że realia w „Cevenole” są O.K. Czyli są O.K! Roma locuta, causa finita.

 

Zdaniem recenzentów „Cevenole” świetnie oddaje klimat tamtych czasów. Jakie emocje towarzyszyły Panu podczas pisania tej powieści?

 

To była przyjemność i ekscytacja. Łatwość niewynikająca z jakiegoś mojego „geniuszu”, ale z tego co otrzymałem, było mi dane doświadczyć, przeczytać, zobaczyć. „Jesteśmy karłami stojącymi na ramionach olbrzymów” (Bernard z Chartres). Święta prawda. Pomogło to, że jestem historykiem i że dobrze pamiętam czasy PRL-u, ale reszta, to jest intryga, postaci i ich zachowania, nie są moim wymysłem. Wszystko się jakoś samo składało z mojej wiedzy, wspomnień. Pisząc, miałem wrażenie, że ja nie tworzę „Cevenole”, ale raczej ją spisuję. Dlatego uważam, że jest ona bardzo prawdziwa, realistyczna, ale też i metafizyczna.

 

Czy pisanie o PRL-u wymagało wielu przygotowań? Skąd czerpał Pan informacje?

 

Jestem historykiem, żyłem w PRL-u, wiedza rodziców i osób mi bliskich i oczywiście Internet.

 

PRL przez wiele osób darzony jest sporym sentymentem. Jak Pan myśli, z czego to wynika? Czy jest to jedynie upiększanie wspomnień o młodości, a może coś więcej?

 

Mogę mówić tylko za siebie.

 

Oceniam negatywnie PRL jako państwo, którego fundamentem było kłamstwo i przemoc. Nie sądzę, by ktoś z sentymentem wspominał strzelanie do robotników, niszczenie ludzi, zakłamanie, biedę, brak perspektyw... Jednak dla wielu osób są to też czasy dzieciństwa, młodości, pracy, miłości, zakładania rodzin, narodzin dzieci, wspomnienie rodziców, dziadków... życia, po prostu, w całym jego pięknie!

 

Z drugiej strony, jeśli już nie zachwyty, to wyłącznie słowa krytyki. Dlatego zapytam przekornie, co było w PRL-u dobre?

 

W systemie politycznym? To, że był tak niewydolny i niesprawiedliwy, że padł, zdechł i nikt, nie chce by powrócił.

 

Teraz na poważnie. Akcja „Cevenole” toczy się w roku 1964. To nie przypadek, to czas jeszcze przed rewolucją obyczajową. PRL izolując się w pewnym stopniu od Zachodu, zakonserwował coś z tego, co określam jako pozostałości Belle Epouqe, z jej konwenansów, kultury, zasad. Moja powieść jest wyrazem tęsknoty do tamtego stylu, relacji międzyludzkich. Zresztą, wystarczy porównać „Kabaret Starszych Panów” do współczesnych kabaretów.

Kolejna zaleta, to paradoksalnie, ubóstwo tamtych lat. Żyjemy w czasach przesytu, przejedzenia, ze zmysłami stępionymi ogromną ilością bodźców. Wtedy kupienie pewnych towarów było wydarzeniem. Pamiętam, jak mamie udało się zdobyć dwa banany. Podzieliła je po pół dla każdego (dla mnie, dla brata, dla taty i dla siebie). Jak on smakował! Dziś już tak nie smakują.

 

Może „Cevenole” zachęci i mnie i moich czytelników do samoograniczania się, po to, by naprawdę doświadczać, rozsmakować się w życiu.

 

„Cevenole” to kryminał w klasycznym stylu. Czy jest to też Pana ulubiony gatunek literacki?

 

Jeden z ulubionych. Powyżej już wyjaśniłem dlaczego.

 

 „Cevenole” można właśnie tak czytać, jak zwykły porządny, kryminał, ale ma ona jeszcze inne poziomy do odkrycia dla czytelników. Ten najważniejszy, to Obecność „Miłości, co słońce porusza i gwiazdy”, to zaproszenie do otwarcia się na Rzeczywistość, która przerasta nasze najśmielsze oczekiwania, marzenia, to pochwała łagodności i pokoju. Przebaczenia. Dziwnie to brzmi w kontekście kryminału, ale tak właśnie jest.

 

Zapraszam więc do 1964 roku, do pięknego, sielskiego uzdrowiska, Krzyżowca Zdroju, którego spokój brutalnie zniszczy zbrodnia. Poznacie państwo młodego porucznika M.O Krzysztofa Pola, Stanisława Gorszewskiego, człowieka o skomplikowanej przeszłości i trudnej, aczkolwiek szczęśliwej teraźniejszości, piękną pannę Julię i tylu, tylu innych...

 

Jakie są Pana najbliższe literackie plany? Czy pracuje Pan nad kolejną książką?

 

Napisałem już kolejny kryminał „Clervaux”. Głównymi bohaterami niezmiennie pozostają pan Stanisław Gorszewski i Teofil Kras, nie zmieni się też miejsce akcji, ale tym razem muzyką towarzyszącą wydarzeniom będzie chorał gregoriański mnichów z opactwa Clervaux. Niestety powieść muszę teraz przepisać do komputera, a jako że nie jestem mistrzem klawiatury, to trochę to potrwa.

 

Dziękuję za rozmowę!

 

Na zakończenie, kilka (a może trochę więcej) słów autora o jego książce, czyli powieści „Cevenole. Zbrodnia w uzdrowisku”.

 

To nie jest kryminał, w którym dewiant o spaczonym umyśle w wymyślny sposób morduje (dźgając, przerzynając, odrąbując, zagryzając, przybijając, przebijając) kolejną bezbronną staruszkę, dziewczynę, dziecko, koniecznie ich wcześniej torturując (i nie tylko torturując), z lubością wsłuchując się w ich jęk i błaganie o litość.

 

W wolnym czasie ten potwór, ta zakała (no zły, niedobry, niegrzeczny – do szpiku kości!) zajmuje się zwykle torturowaniem zwierząt (koteczków na przykład), kazirodztwem, pedofilią czy też inną szokującą „-filią”, która przyjdzie Autorowi do głowy (lub którą wyszukał w Wikipedii).

Krew leje się już nie strumieniem, a z wiadra.

 

Swój pokój zabójca poobwieszał skórami ściągniętymi z ofiar, a ich organy stoją w słoikach z formaliną albo co gorsza, leżą w zamrażarce obok filetów z kurczaka i pierogów ruskich. Zgroza.

 

A na denatach ten ohydny, odrażający typek zostawia jakieś tajemnicze symbole np. wycięty kształt dziobaka (i to go właśnie gada zdradzi!).

Zgorzkniały śledczy, śledcza, prokurator ledwo dają radę w tym ohydnym świecie, pijąc, ćpając, szmacąc się i łamiąc wszystkie zasady i przykazania. Marzą czasami o śmierci, która wreszcie zakończyłaby tę ich mękę, na tym łez padole.

 

Ale w końcu jednak przecież dopadają gnoja i… oj dostanie za swoje.

 

To nie jest TAKI kryminał.

 

To „Cevenole”.

 

Rok 1964. PRL.

 

Piękne, górskie i sielskie uzdrowisko, którego spokój zniszczy potworna zbrodnia.

 

Śledztwo rozpoczyna młody porucznik Milicji Obywatelskiej Krzysztof Pol...

 

Kryminał w dobrym, starym stylu.

 

Miłej lektury.

Autor.

 

× 15 Polub, jeżeli artykuł Ci się spodobał!

Komentarze

@Vemona
@Vemona · ponad rok temu
Wywiad sympatyczny, ale lektura książki mnie wymęczyła. Znudziłam się strasznie, a bohaterów nie polubiłam - po kolejny tom nie sięgnę.
× 4
@Klosterkeller
@Klosterkeller · ponad rok temu
Wzięliście pieniądze za lansowanie miernoty?
Serwis świetny, ale Wasze podpowiedzi stają się coraz mniej wiarygodne.
× 4
@Kurtho
@Kurtho · ponad rok temu
Kto w końcu napisał ten teks? Dominika Róg-Górecka, czy podpisany pod nim (z dużej litery!) autor. Zresztą, to mało ważne. Książki nie skończyłem, bo jest nudna; grafomania w pełnym wymiarze. Ale skoro nie skończyłem, nie będę się silił na recenzję.

Kiedy przeczytałem, że jedna z opinii o KSIĄŻCE opiera się na tym, że pan autor miły i przystojny na zdjęciu, to...

× 3
@Klosterkeller
@Klosterkeller · ponad rok temu
Ocena książki po zdjęciu autora? To zapewne czytelniczka, bo mężczyźni nie oceniają kryminałów w ten sposób.
× 1
@OutLet
@OutLet · ponad rok temu
@Kurtho, to może chcesz odsprzedać książkę?
@Lorian
@Lorian · ponad rok temu
To był mężczyzna i nie ocenił książki po zdjęciu ;) Stwierdził, że autor wydaje się miłym człowiekiem, ale nie decyduje to o jego opinii.
× 1
@Lorian
@Lorian · ponad rok temu
.
@Kurtho
@Kurtho · ponad rok temu
Za późno - dałem w prezencie sąsiadce. Pokazałem jej też zdjęcie autora, więc pewnie będzie zachwycona... lekturą. :-)
@ladymakbet33
@ladymakbet33 · ponad rok temu
Co prawda, to prawda. Interesujący człowiek i fascynująca rozmowa. Po ten kryminał chętnie sięgnę, lubię klimaty retro:)
× 3
@gala26
@gala26 · ponad rok temu
Kryminał przeczytany. Jestem nim zachwycona. Czekam na kolejne książki Pana Marka ❤️👌
× 3