Avatar @agnieszkamts

Agnieszka_ines83

@agnieszkamts
45 obserwujących. 238 obserwowanych.
Kanapowicz od 6 miesięcy. Ostatnio tutaj 2 dni temu.
agnieszka_ines83
Napisz wiadomość
Obserwuj
45 obserwujących.
238 obserwowanych.
Kanapowicz od 6 miesięcy. Ostatnio tutaj 2 dni temu.

Cytaty

Przystanąłem przed blokiem i spojrzałem w okna.
Czy czułem wyrzuty, że zostawiam z tym mamę? Owszem, ale przecież była dorosła. To ona powinna mnie chronić, dopóki nie osiągnę wieku, w którym mógłbym zrobić to sam. Nie dała rady, a ja nie mogłem jej pomóc. Dlatego zamiast odczuwać do niej przywiązanie, pogrążyłem się we wspólnej niedoli.
Ostatnio dowiedziałem się, że to zawsze wygląda w podobny sposób: po każdym incydencie, po każdym akcie przemocy następuje czas oczekiwania. Pierwsze dni nie są takie straszne, bo żyje się ze świadomością, że do następnego kryzysu ma się jeszcze czas. Z każdą mijającą godziną dociera jednak do nas, że zegar tyka nieubłaganie, a jego wskazówki tylko odmierzają czas do kolejnych katuszy. Teraz również czułem coraz większe napięcie, coraz mocniejszy lęk, umierając, usychając od środka. Godzina za godziną i dzień po dniu.
Nie wiedziałem, czy mam się złościć, płakać czy bać.
Złościć się o to, że Koli nie przyznał się do tego, jak bardzo było z nim źle, płakać za utraconym kompanem czy bać się, że moje wieczne uciekanie doprowadzi mnie do tego samego punktu.
Ślady po ciosach znikały, ale to obrażenia na duszy były niejednokrotnie rozleglejsze niż te na ciele. A mimo to trwałem, pisałem i tworzyłem. Dla was i dla siebie. Uciekałem do świata, na który miałem wpływ. Od tego, który wpływał na mnie.
Zostawiłem przeszłość, której było jeszcze tak niewiele, i ruszyłem ku przyszłości, której bezmiar się przede mną rysował. Czy gdybym wiedział, że przyniesie ona tyle samo bólu i rozczarowań, zmieniłbym decyzję? Wątpię.
Mijamy codziennie dziesiątki ludzi - na chodnikach, w autobusach, sklepach czy parkach. Spokojnych, opanowanych, idących pewnie w swoją stronę. Jednak to, co znajduje się przed naszymi oczami, nie zawsze jest prawdą. Nie wiemy, z jakimi demonami walczą ci, którzy żyją obok.
– Dzię­ku­ję za ten wie­czór – po­wie­dział po­waż­nie, pa­trząc jej głę­bo­ko w oczy.
– To ja dzię­ku­ję – od­po­wie­dzia­ła rów­nie po­waż­nie. – Dzię­ki tobie znowu po­czu­łam się…
– Pięk­na? – wtrą­cił. – Nie­zwy­kła? In­te­re­su­ją­ca?
Pa­trzy­ła na niego przez chwi­lę.
– Tak. Chyba tak.
– Po­win­naś pa­mię­tać, że taka wła­śnie je­steś. Za­wsze. Że nie mu­sisz sobie tego przy­po­mi­nać. To po pro­stu ty.
Znowu za­mil­kła.
– Cóż. Dawno nikt mi tego nie mówił – szep­nę­ła w końcu z opusz­czo­ną głową.
– Nie cho­dzi o to, żeby ktoś mówił. Cho­dzi o to, żebyś ty to wie­dzia­ła.
Po­czu­ła, jak in­stru­ment i głos spla­ta­ją się w ca­łość. Jak opo­wieść, którą snuje, tań­czy wokół nut i pły­nie spo­koj­nym nur­tem pro­sto do serc słu­cha­czy. Wy­obra­zi­ła to sobie, po­my­śla­ła, jak bar­dzo chce opo­wie­dzieć im, co się dzie­je w jej duszy, jak bar­dzo to jest dla niej ważne i jak bar­dzo by chcia­ła, by stało się ważne rów­nież dla nich. Zni­kła w tej pio­sen­ce, prze­sta­ła być isto­tą z krwi i kości, cała stała się dźwię­kiem i tre­ścią.
Nie patrz w przy­szłość, gdy te­raź­niej­szość ci ucie­ka mię­dzy pal­ca­mi i nigdy wię­cej nie wróci.
– Kie­dyś, jak coś się ze­psu­ło, to się to na­pra­wia­ło, a teraz przy­szła moda, że le­piej wy­mie­nić na nowe, za­miast cho­ciaż­by pod­jąć próbę ura­to­wa­nia tego.
Spoj­rze­nia nie da się kon­tro­lo­wać, a oczy za­wsze po­ka­żą nam praw­dę i to, co skry­wa serce czło­wie­ka.
Roz­mo­wa to klucz, choć nie za­wsze sły­szy­my to, co chcie­li­by­śmy usły­szeć. Moim zda­niem nawet naj­okrut­niej­sza praw­da jest lep­sza niż słod­kie kłam­stwa czy do­my­sły.
Sku­pi­łam się tak bar­dzo na osią­gnię­ciu celu, że za­po­mnia­łam o sobie. Za­wsze przed­kła­da­łam pracę ponad wszyst­ko i nigdy nie spo­tka­łam męż­czy­zny, z któ­rym bym chcia­ła być.
Tylko od nas po­win­no za­le­żeć, jak po­kie­ru­je­my wła­snym losem
– Pro­wa­dzi się cu­dow­nie. – Uśmiech­nął się sze­ro­ko, jakby wła­śnie speł­nia­ło się jego dzie­cię­ce ma­rze­nie. Po­czu­łam ukłu­cie za­zdro­ści, że po­tra­fił się cie­szyć z ta­kich ma­łych rze­czy, pod­czas gdy ja już dawno za­po­mnia­łam, jak to jest.
Ja tym­cza­sem byłam jak lwica, która po­trze­bu­je rów­nie sil­ne­go part­ne­ra. Męż­czy­zny, który sta­nie ze mną ramię w ramię, gdy zaj­dzie taka po­trze­ba. Po­trze­bo­wa­łam łowcy, a nie chłop­czy­ka, który bę­dzie się za mną cho­wał jak małe kocię. Naj­gor­szy typ fa­ce­ta to taki, który tłam­si, aby zni­żyć do swo­je­go po­zio­mu.
I otóż nie ma ta­kiej moż­li­wo­ści, żeby wszyst­kie pary się pa­ro­wały. Za­wsze – ale to za­wsze – zo­staje ja­kaś sa­mot­nica. Albo sa­mot­nice, któ­rych part­ne­rzy zbie­gli. Znik­nęli na za­wsze. Roz­pły­nęli się w po­wie­trzu. Jak mgła albo sen jaki złoty. Sa­motna czer­wona pa­trzy na czar­ną w żółte krop­ki z wy­rzu­tem i ni­gdy już nie bę­dzie tak samo. Tam­tym się udało, im nie.
On już się wy­biera na tam­ten świat. On nie może so­bie zro­bić na­wet her­baty. On nie może stać ani sie­dzieć. On może tylko le­żeć i za­sta­na­wiać się, kiedy na­stąpi ko­niec tych mę­czar­ni. On ma pre­ten­sje do losu, żony i dziec­ka, że oni prze­żyją, a on nie.
Bez uprzedzenia. Bez jakichkolwiek znaków ostrzegawczych moje dziecko, mój chłopiec, zamiast dojrzeć w atmosferze zrozumienia i komfortu, rzuca się w niebezpieczny wir życia z obcą kobietą, bez przygotowania, bez odpowiednich narzędzi gwarantujących mu przetrwanie, bez rodziców, na których zawsze mógł liczyć.
Sara poczuła, że właśnie doszła do granicy. I jeśli tak miałyby wyglądać kolejne lata jej życia, to rzeczywiście wolałaby umrzeć. To nie było życie, tylko nędzna wegetacja, której nie powstydziłby się Adaś Miauczyński. A przecież stać ją było na więcej.
Nie czułaś, że czasami nie możesz oddychać, bo wiedziałaś, że jest coś więcej w tym życiu, ale ty tego nie dotykasz?
Bez wątpienia gonimy za sprytnym, przebiegłym i cwanym sprawcą. Niczym rasowy kuglarz wodzi nas za nos, pokazując swoje najlepsze sztuczki. Więc niejako jesteśmy uczestnikami jego przedstawienia.
– Po­patrz cza­sem na sie­bie tak, jak pa­trzysz na in­nych ludzi – po­wie­dzia­ła cicho. – Z wy­ro­zu­mia­ło­ścią, zgodą na sła­bo­ści, z cier­pli­wo­ścią i czu­ło­ścią. Bo pomagasz wszystkim wokół, a wobec siebie samej jesteś tak okrutna i wymagająca, jak jakaś macocha z głupich bajek
- Jak mam to zrobić? Nikt nie chce mnie wtajemniczyć. Komu mam ufać?
- Nikomu, to oczywiste. Nawet samemu sobie. Nie wierz we wszystko, co widzą twoje oczy, są bowiem bardziej mylne niż pozostałe zmysły. Prawda zawsze leży gdzieś pośrodku. Nie ma tu bohaterów i złoczyńców. Dobrych i złych. Ludzie są bardziej złożeni i skomplikowani. Alan nie jest zły do szpiku kości, a Anielin nie jest niewiniątkiem
© 2007 - 2024 nakanapie.pl