Cytaty Howard Phillips Lovecraft

Dodaj cytat
Nie jest martwym co może spoczywać wiekami, nawet śmierć może umrzeć wraz z dziwnymi eonami
Z gleby, z kipieli cudność się wytrąca,
Dziwność rodzą gałąź, żyła,
Albowiem strumień, wierzba pączkująca
Czują, że znowu przybyła.
(...) To ona w żywych dawną pasję nieci,
Lecz wciąż młodą i zawziętą.
Pulchne oblicze i elfie ma oczy, z liści barwnych szatę zakłada:
Oto październik, co wokół brąz toczy, przy złotych snopach przysiada;
Z dębu, z żołędzia girlandę swą splata, owoce dźwiga, w łagwiach wino,
Mistyczny pielgrzym z dalekiego świata wciąż w drodze ku dalszym krainom.
Niewielu ludzi wie, jakie cudowności otwierają się przed nami w historiach i wizjach z ich młodości, kiedy bowiem jesteśmy dziećmi, nasze myśli są jakby na wpół uformowane. Potem, jako dorośli - choć staramy się sobie wszystko to przypomnieć - nie możemy, zatruwa nas bowiem trucizna życia, sprawiająca, że stajemy się znudzeni, zblazowani i prozaiczni (...).
(z „Polaris”) Powiedziałem sobie: „To nie jest sen, bo niby jakim sposobem mogę udowodnić, że bardziej rzeczywistym jest tamto drugie życie, w domu z kamienia i cegły, stojącym na południe od złowieszczych trzęsawisk i cmentarza na niskim pagórku, gdzie Gwiazda Polarna każdej nocy zagląda do mego okna?”.
Brak towarzystwa żyjących nieuchronnie sprowadza obecność istot, które nie są już lub nigdy nie były żyjącymi.
Ilekroć w grotach trytonów zaroi się od klechd, a konchy w miastach wodorostów zagwiżdżą obłędne melodie wyuczone od Starszych Bytów, wielkie opary ruszają skwapliwie ku niebiosom ciężkie od wiedzy - Kingspotr zaś przycupnięte niespokojnie na swych niższych urwiskach pod tym zdumiewającym skalnym wartownikiem, patrząc w stronę oceanu, widzi tylko mistyczną białość, jak gdyby skraj klifu był skrajem całej ziemi, a uroczyste dzwonienie boj unosiło się swobodnie w bajkowym eterze.
Gwiazda Polarna, zła i potworna, łypie z czarnego sklepienia, mruga ohydnie niczym obłąkane stróżujące oko, co wysila się, by przesłać jakąś dziwną wiadomość, lecz przypomina sobie jeno tyle, że ongi miało wiadomość do przesłania.
[...] Jak wiadomo, gdy ktoś nie odrósł jeszcze zbytnio od ziemi, figielki i wybryki czarnego kociątka potrafią przynieść mu wielką pociechę.
Nie zauważali, że dobro i zło, piękno i brzydota to tylko dekoracyjne owoce punktu widzenia, których jedyną wartość stanowi więź z tym, co przypadkiem myśleli i odczuwali nasi ojcowie, a ich drobniejsze szczegóły różnią się w poszczególnych rasach i kulturach. Przeciwnie: ludzie ci albo całkowicie negowali te jakości, albo wywodzili je z prymitywnych, mglistych instynktów, wspólnym także bydlętom i chłopom.
Kot jest [...] istotą tajemniczą, bliską dziwom, które zakryte są przed okiem człowieka. Jest duszą starożytnego Egiptu i nosicielem klechd z zapomnianych miast w Meroë i Ofirze. Jest krewnym władców dżungli oraz dziedzicem tajemnic sędziwej i posępnej Afryki. Za kuzyna ma Sfinksa i zna jego język; jest wszakże starożytniejszy niż Sfinks i pamięta jeszcze to, co ów już zapomniał.
- W Teloth wszyscy muszą się trudzić [...]. Takie jest prawo.
[...]
- Lecz po cóż się trudzicie? Czyż nie po to, by żyć i zaznawać szczęścia? Jeśli trudzicie się tylko po to, by móc trudzić się jeszcze więcej, kiedyż osiągniecie szczęście? Trudzicie się, by żyć, lecz czy życie nie składa się z piękna i pieśni? Jeśli nie możecie ścierpieć pieśniarzy wśród was, gdzież znajdziecie owoce swego trudu? Trudzenie się bez pieśni jest jak znojna podróż bez końca. Czyż milsze jest ono od śmierci?
Mędrcy orzekli, że jego proste fantazje są niedorzeczne i dziecinne, a on w to uwierzył, bo uznał, że może jednak mają rację. Zapomniał o tym, że czyny dokonywane w rzeczywistości są równie niedorzeczne i dziecinne, a przy tym o tyle bardziej absurdalne, że ich sprawcy uparcie wyobrażają je sobie jako celowe i sensowne - gdy tymczasem ślepy kosmos brnie naprzód mozolnie i bez celu, od niczego ku czemuś i od czegoś znów ku niczemu, nie bacząc i nie wiedząc, że egzystują w nim i pragną jakieś umysły od czasu do czasu rozbłyskujące na sekundę w ciemności.
Nasi bogowie obiecali nam po śmierci schronienie ze światła, w którym będziemy spoczywać bez końca, i kryształowy chłód, w którym nikt nie będzie zaprzątał sobie głowy myśleniem ani oczu pięknem.
Niewielu ludzi wie o tym, jakie cuda otwierają się przed nimi w opowieściach i wizjach młodości; albowiem jako dzieci słuchamy i marzymy, snujemy tylko na poły ukształtowane myśli, a gdy próbujemy wspominać jako dorośli, jesteśmy już prozaiczni, otępieni trucizną życia. Wszelako niektórzy z nas budzą się w nocy z głową pełną dziwnych fantomów zaczarowanych wzgórz i ogrodów, krynic śpiewających w słońcu, złotych urwisk zwieszonych nad pomrukującymi morzami, równin ciągnących się ku śpiącym miastom z kamienia i spiżu, mrocznych kompanii herosów jadących na białych, nakrytych czaprakami koniach wzdłuż skrajów gęstych puszcz. W takich razach wiemy, że wejrzeliśmy przez wrota z kości słoniowej w ów cudowny świat, co należał do nas, nim staliśmy się mądrzy i nieszczęśliwi.
Spokojnie, trwałe piękno zjawia się jedynie we śnie - świat wszakże odrzucił tę pociechę, gdy oddając kult rzeczywistości, odrzucił sekrety dziecięctwa i niewinności.
Niewielu ludzi wie o tym, jakie cuda otwierają się przed nimi w opowieściach i wizjach młodości; albowiem jako dzieci słuchamy i marzymy, snujemy tylko na poły ukształtowane myśli, a gdy próbujemy wspominać jako dorośli, jesteśmy już prozaiczni, otępieni trucizną życia.
Przeto gdy organowymi akordami zagrały miriady piszczałek poranka, a świt zabłysł oślepiająco w purpurowych szybach wielkiej złotej kopuły Domu Stanowego na wzgórzu, Randolph Carter zerwał się z krzykiem z łóżka w swym pokoju w Bostonie. Ptaki śpiewały w ukrytych ogrodach, a woń rozpiętych na treliażach pnączy płynęła z altan, które wzniósł jego dziadek. Klasyczny kominek, rzeźbiony gzyms i przyozdobione groteskami ściany jaśniały pięknem i światłem, a z legowiska przy piecu podniósł się z ziewnięciem nadobny czarny kot zbudzony nagłym krzykiem i zerwaniem się pana. Hen zaś w nieskończonej dali, za Bramą Głębszego Uśpienia i zaczarowanym lasem, za krainami ogrodów, Morzem Cereneryjskim i półmrocznymi wyżynami Inganoku, pełzający chaos Nyarlathotep wkroczył nachmurzony do onyksowego zamku na szczycie nieznanego Kadath w zimnej pustaci i dręczył grubiańsko łagodnych bogów Ziemi, którym przerwał był znienacka wykwintne hulanki w cudownym mieście zachodzącego słońca.
- Lecz po cóż się trudzicie? Czyż nie po to, by żyć i zaznawać szczęścia? Jeśli trudzicie się tylko po to, by móc trudzić się jeszcze więcej, kiedyż osiągniecie szczęście?
Dopiero przyjrzawszy się bliżej, spostrzegł, jak bardzo religii brakuje fantazji i piękna, jak wiele jest w niej zatęchłego, prozaicznego banału, ile ma w sobie nadętej solenności, jak groteskowe są roszczenia do niezbitej prawdy, które nużąco i przemożnie rządzą umysłami większości jej wyznawców. Dopiero wówczas dostrzegł w pełni, że religia nieporadnie usiłuje podtrzymać przy życiu jako dosłowne fakty rozjątrzone lęki i domysły pierwotnej rasy mierzącej się z nieznanym. Przykrzyło mu się patrzeć, z jakim namaszczeniem ludzie usiłują przekuć w ziemską rzeczywistość dawne mity co rusz demaskowane przez naukę, którą tak się pysznią.
Przez chwilę próbował znaleźć sobie przyjaciół, lecz rychło znużyło go prostactwo ich emocji oraz jednostajność i przyziemność ich widzenia świata. Czuł się w niejasny sposób rad z tego, że wszyscy jego krewni są daleko i nie mają z nim kontaktu, nie umieliby bowiem zrozumieć jego życia psychicznego.
Największym dobrodziejstwem naszego świata wydaje mi się to, że człowiek nie potrafi objąć go rozumem. Żyjemy sobie na spokojnej wysepce niewiedzy śród czarnych mórz nieskończoności i nie powinniśmy wypuszczać się z niej za daleko.
W końcu najdziwaczniejsze nawet i najdziksze mity często bywają po prostu symbolicznym bądź alegorycznym wyrazem jakiejś prawdy.
Po człowieku nadejdzie czas potężnej cywilizacji żuków - to właśnie ich ciała zasiedli elita Wielkiej Rasy, gdy jej prastary świat pocznie zbliżać się do potwornego końca.
...raz jeszcze powiadam Ci: nie wzywaj nic, Czego nazad odesłać byś nie mógł - inaczej rzekąc, Co z kolei przeciw Tobie wezwać coś by mogło, Najmocarniejsze z Twych Środków czyniąc bezużytecznymi...
Żyjemy na spokojnej wyspie ignorancji pośród czarnych mórz nieskończoności i wcale nie jest powiedziane, że w swej podróży zawędrujemy daleko..
Najbardziej arcydiabelskim wstrząsem, jaki można sobie wyobrazić, jest ów, gdy wpadamy w otchłań niespodziewanego, gdy niewiarygodność graniczy z groteską.
Żyjemy na spokojnej wyspie ignorancji pośród czarnych mórz nieskończoności i wcale nie jest powiedziane, że w swej podróży zawędrujemy daleko.
Najskrajniejsza zgroza często poraża pamięć litościwym paraliżem.
Nieszczęsny, kto ze wspomnień swoich lat dziecięcych czerpie jeno żałość i trwogę.