Cytaty Katarzyna Wolwowicz

Dodaj cytat
Policjanci to nie święte krowy. Pracujemy pilnie w dzień i w nocy, by chronić mieszkańców naszej cudnej kotliny.
Zakochana i zraniona kobieta to najniebezpieczniejsza istota na ziemi.
Katarzyna Sarnecka nie lubiła stycznia. Nie ona jedna. Dla większości ludzi to miesiąc ciężki psychicznie. Poświąteczne i posylwestrowe pustki w portfelu dołują niejednego Polaka. Dzień jest krótki, słońca jak na lekarstwo, a zima ciężka.
Ludzie lubią się wybielać, pamiętając tylko wygodne dla siebie szczegóły.
Istnieje wielka różnica pomiędzy głupim zakochaniem, ulotnym i nietrwałym, a prawdziwą, dojrzałą miłością.
Łzy lały jej się po zaczerwienionych ze złości policzkach. Ten wieczór okazał się jakimś koszmarem. W życiu nie spodziewała się, że będzie miała tego typu problemy.
Na ziemi znajdowały się dwa ciała, z odciętymi głowami, leżące w morzu krwi. Przecież wiedziała, że mówi się w kałuży, ale tej krwi było tyle, że nijak nie pasowało to do tego wyrażenia. Wyglądała trochę jak zaschnięty kisiel.
Porządki nigdy nie były jej mocną stroną, chociaż nie wynikało to z zamiłowania do bałaganu. Raczej z notorycznego braku czasu na sprzątanie. Jako pracoholiczka rzadko bywała w domu na dłużej.
Popatrzyła za okno. Właściwie nie wiadomo, co to było. Śniegodeszcz? Wiatr rozbryzgiwał to coś o szybę, sprawiając, że obraz za oknem był całkowicie rozmazany. Beznadziejnie. Mokro i wilgotno, a do tego wietrznie.
Wchodząc po schodach, pomyślała ze śmiechem, że znowu dała się przestraszyć odgłosom "żyjącego domu. Tak zawsze mówiła jej babcia - dom żyje, pracuje, wydaje odgłosy. A drewniane elementy w szczególności, więc nie ma się czego bać.
Zegarek na jej stoliku nocnym pokazywał trzecią. Świetnie!, pomyślała z sarkazmem. Zawsze, gdy budziła się w nocy, przypominała sobie słowa swojej najlepszej przyjaciółki Kaśki, że wszystkie napady i morderstwa w nocy dzieją się w okolicy godziny trzeciej, bo wtedy większość ludzi śpi najmocniej. Nie lubiła więc budzić się o tej porze.
Emilia Borkowska przebudziła się, gdy usłyszała dziwny odgłos dobiegający z niższego poziomu mieszkania. Jej sypialnia mieściła się na piętrze.
Mu­szę zejść na par­ter i peł­nić peł­nić obo­wiąz­ki pana domu. Na­wet je­żeli wczo­raj nieco się spię­li­śmy. Męż­czyź­ni róż­nią się w tej kwe­stii od ko­biet. Wy­rzucą so­bie to, co ich mę­czy, może na­wet da­dzą so­bie po gę­bie, ale po­tem za­czy­nają nowy dzień z czy­stą głową i nie­za­bu­rzoną przy­jaź­nią, pod­czas gdy ko­biety pie­lę­gnują swoją urazę la­tami. I można by na­zwać mnie szo­wi­ni­stą albo okre­ślić inną wy­myśl­niej­szą in­wek­tywą, ale tak wła­śnie są­dzę.
Los bywa bar­dzo prze­wrot­ny. Jed­nego dnia zdaje ci się, że masz wszyst­ko, in­nego po­grą­żasz się w roz­pa­czy.
– By­li­ście mło­dym mał­żeń­stwem... – za­czyna wy­ja­śniać Wa­fel. – Dwa lata to czas naj­więk­szych na­mięt­no­ści, za­ko­cha­nia, dni, w któ­rych nie można bez sie­bie wy­trzy­mać, cią­głego spraw­dza­nia, co robi to dru­gie, i dzie­le­nia się wszyst­kim, co się prze­żywa. Do­piero po­tem, po la­tach, czło­wieka do­pada proza ży­cia i ze zdzi­wie­niem stwier­dza, że ma w du­pie to, co robi jego druga po­łówka.
Tymon milczał. Brakowało mu kontrargumentów. Został przytoczony złymi wiadomościami i nie miał pomysłu, od czego zacząć i gdzie szukać. Musiał znaleźć jakąś lukę, jakiś niepasujący element układanki, który śledczy przeoczyli albo umyślnie pominęli.
- Zawiodłaś. Nie wykonałaś powierzonego zadania. Miałaś jedynie urodzić zdrowe dziecko, ale i to, co większość kobiet robi bez trudu, przerosło twoje możliwości - zagrzmiał srogo.
(...) mądra ko­bie­ta roz­po­zna, kiedy opła­ca jej się uda­wać głu­pią.
Ale z nowym dniem nie miał za­mia­ru dalej się bo­czyć. Bez sensu kon­cen­tro­wać się na ne­ga­ty­wach, kiedy w ich życiu było tyle po­zy­tyw­nych rze­czy.
Dzie­ci mają nie­sa­mo­wi­te umy­sły i dużo szyb­ciej niż do­ro­śli po­tra­fią przejść nad złymi zda­rze­nia­mi do po­rząd­ku dzien­ne­go.
Nie­wie­dza jest naj­gor­sza. Ale nie­wie­dza daje też jakąś na­dzie­ję. A prze­cież nie­raz mu­sie­li­śmy mówić ro­dzi­com o śmier­ci ich dzie­ci i od­bie­rać im wiarę w szczę­śli­we za­koń­cze­nie. – Wes­tchnął. – Nie wiem, czy dał­bym radę zmie­rzyć się z czymś takim. Wtedy nie ma już żad­nej na­dziei, żad­ne­go świa­tła w tu­ne­lu ani chęci, by dalej zma­gać się z każ­dym ko­lej­nym dniem.
Oczy. Był ciekaw, ile par oczu odkryli i jak, do cholery, ten czub je przechowywał? W słoiku z formaliną? Zasuszone? Poćwiartowane i wymieszane na patelni z cebulką?
Był znanym politykiem, który od lat obejmował placówkę dyplomatyczną w Polsce i nigdy nie odprawiał się z innymi pasażerami. Myśl o staniu ze wszystkimi podróżnymi w kolejce napawała go pogardą dla samego siebie.
En­ri­que za­wsze wy­zna­wał za­sadę, że to, co można zro­bić ju­tro, warto zro­bić dziś. Praw­do­po­dob­nie to dla­tego stał na czele wiel­kiego im­pe­rium ho­te­lar­skie­go.
– Wiesz, co mó­wią? – za­py­tała z uśmie­chem, chcąc do­dać ko­le­żance otu­chy. – Na zła­mane serce naj­lep­sze są...? – Za­jęte ręce – do­koń­czyła pa­to­mor­fo­lożka. – Masz ra­cję. Nie ma co pła­kać nad roz­la­nym mle­kiem. Bie­rzemy się do ro­boty.
Przyjaźń to nie jest tylko bezmyślne przyklaskiwanie wszystkim pomysłom, ale tez szczere mówienie, co się o nich sądzi. Nawet jeżeli może to zaboleć.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl