Cytaty Marek Stelar

Dodaj cytat
Krugły miał przed sobą ciężki dzień, więc udzielił sobie dyspensy i korzystając z okazji, zeżarł wrapa z grillowanym kurczakiem w sosie miodowo-musztardowym. Był kurewsko niezdrowy i smakował bosko. Frytki i cola też.
Szwagier. Zakała rodu. Jak mawia czasem Misiek: uschnięta gałąź w drzewie genealogicznym swojej rodziny, ewentualnie spadł z tego drzewa prosto na swój zakuty łeb.
Chodzi o to, że małpa, w przeciwieństwie do człowieka, nie ma dużych wymagań. Zje owoc, który wybrała, i odejdzie zadowolona, a człowiek, niezależnie od tego, co wybierze, zadowolony nie będzie nigdy.
Są rzeczy, o których się filozofom i prokuratorom nie śniło. Na przykład przeczucie.
Okazuje się, że życie ludzkie wcale nie jest bezcenne. Czasem kosztuje naprawdę niewiele.
Człowiek ma tendencję do nadawania znaczeń wielu rzeczom albo właśnie doszukiwania się sensu w przypadkowych zjawiskach. A jeśli mamy do czynienia z silnymi emocjami, to tym mocniej to działa.
Najgorsze jest to, że kiedy człowiek w coś wierzy, to potem trzyma się tego jak objawionej prawdy i nic nie jest w stanie go przekonać, że mogło być inaczej.
Ludzie rzadko zdają sobie sprawę, że konsekwencje ich uczynków nigdy nie dotkną wyłącznie ich. Są jak rozchodzące się po wodzie kręgi po wrzuconym do niej kamieniu, które docierają daleko i kołyszą wszystkim, co się na niej unosi. I zanim tafla na powrót się uspokoi i znieruchomieje, mija dużo czasu.
Tylko w przypadku konsekwencji jest istotna różnica. Tu już nic nigdy się nie wygładzi i nie uspokoi.
Konsekwencje działań pojedynczych ludzi nie dotykają tylko ich samych. Ich najbliższych również. Czasem nawet mocniej.
Nie­waż­ne, kim się jest, ważne, jakim się jest.
Każdy ma swój strasz­ny czas, nie­za­leż­nie od hi­sto­rycz­nych uwa­run­ko­wań. Oraz wła­sne de­mo­ny.
Żeby kogoś sza­no­wać, ten ktoś rów­nież musi sza­no­wać in­nych.
Chwi­lę póź­niej do­szedł do wnio­sku, że wszy­scy na tym po­pie­przo­nym świe­cie niosą swoje wła­sne krzy­że. I że z tymi krzy­ża­mi jest po­dob­nie jak z bólem: jego od­czu­wa­nie jest su­biek­tyw­ne, bo każdy ma na niego inną to­le­ran­cję. Jeden znie­sie go wię­cej, inny mniej, więc nie ma nic głup­sze­go niż li­cy­to­wa­nie się na nie­szczę­ścia.
Jedne mał­żeń­stwa są sobie pi­sa­ne, tak inne nie po­win­ny się nigdy zda­rzyć.
Był idiotą. Znów, jak wtedy pod "Hormonem", myślał, że ma nad wszystkim kontrolę. Życie niczego go nie nauczyło. Więzienie też nie. Może minęło zbyt wiele czasu, a może po prostu nie wyciągnął odpowiednich wniosków.
Dobrze wiem, jak to jest zostać ukaranym za coś, czego się nie chciało zrobić.
Jesteśmy trochę podobni. Synowie majętnych ludzi, opływający w dostatek, którzy wpadli w szambo nie ze swojej winy.
Działo się coś dziwnego. To spotkanie absolutnie nie było przypadkiem.
Niemal czuła, jak wokół szyi zaciska się pętla, tylko że to nie była jej szyja.
To była szyja Heinricha Vogla.
Myślałem, że kiedy zerwałem z ojcem kontakt te kilkanaście lat temu, to się od niego uwolniłem. Ale myliłem się. Nie da się zerwać tych więzów. Nawet nie więzów krwi, tylko po prostu więzów.
To, co się przed chwilą stało, uświadomiło mu dobitnie, ze człowiek w końcu wyjdzie z więzienia, ale więzienie nigdy nie wychodzi z człowieka.
Od chwili, w której Iwona uświadomiła mu, kim była martwa kobieta pływająca w pobliżu jego łodzi, sądził, że z jakichś nieznanych mu bliżej powodów przeszłość dobija się do drzwi jego życia.
Pająk ptasznik był nie tylko jego najlepszym dziełem, ale i ostatnim, jakie stworzył. A obdarowany nim człowiek nigdy nie dotrzymał obietnicy. Nie tylko nie ukończył studiów na wydziale historii sztuki, ale nawet nie próbował na nie wrócić.
Zobaczył, jak Iwona staje i odwraca się, a potem lekko podnosi okulary i macha mu z daleka. Zrobił to samo. Nawet z tej odległości widział, że się uśmiecha, więc pozwolił, żeby na jego twarzy tez pojawił się uśmiech.
Gliniarze pracują dwadzieścia cztery godziny na dobę. To nie praca, to służba.
Był tylko kimś, kto mnie spłodził, a nie moim ojcem. Różnica jest, wie pan, dość istotna. Nie życzę nikomu dochodzenia do takich wniosków, ale nie ma się co oszukiwać. Zostawił mnie. Wyrzucił mnie na śmieci. Zrobił to już wcześniej, ale nie byłem tego aż tak świadomy. Huk klapy od śmietnika usłyszałem dopiero w sądzie.
Zacisnął palce na komórce. Nie czuł nic, tylko pustkę. Ani żalu, ani szczęścia, po prostu niczego. Ta wiadomość obeszła go tyle, co zeszłoroczny śnieg.
Każdy, kto kiedykolwiek siedział w więzieniu, dostawał gęsiej skórki na myśl o spotkaniu ze stróżami prawa, nawet jeśli miała to być zwykła rozmowa.
Od kilku lat żył tak, jak obiecał sobie kiedyś, tkwiąc w klaustrofobicznym wnętrzu ograniczonym czterema odrapanymi ścianami, pośród ludzkich kłótni, wrzasków, bluzgów, stęków towarzyszących masturbacji, w smrodzie potu, moczu, tanich środków czystości i wilgotnych, zatęchłych ubrań, w atmosferze ciągłego zagrożenia i ze schizofrenicznym poczuciem równoczesnej pewności i niepewności tego, co wydarzy się jutro.
Vogel głęboko zaciągnął się powietrzem pachnącym wodą i butwiejącą roślinnością. Uwielbiał ten zapach.
Wiedziała, że mężczyźni są w stanie wiele zrobić dla swoich samochodów.