@Jagrys
Może i ładnie, ale - jak się okazuje - niezupełnie trafnie (będę edytować tamtą wypowiedź).
Odbyłam dziś rozmowę "na okoliczność" ze specjalistą od prawa autorskiego i jest tak:
1) Ogólnie licencja to jest udzielenie upoważnienia do korzystania z utworu, a nie przeniesienie praw do utworu. Licencjobiorca nie staje się właścicielem - może jedynie z utworu korzystać, właścicielem praw pozostaje licencjodawca.
2) Licencja nieograniczona oznacza, że licencjobiorca może korzystać z utworu w takim samym zakresie, w jakim może z niego korzystać licencjodawca.
3) Zakładając konto na LC zgodziliśmy się, że portal będzie z naszych tekstów korzystał (np. budował swoją markę). My w zamian dostaliśmy miejsce na katalogowanie swoich książek i zdobywanie nieśmiertelnej sławy w internetach dzięki pisaniu recenzji. Tym samym udzieliliśmy portalowi licencji niewyłącznej (bo możemy publikować gdzie indziej z podaniem miejsca pierwszej publikacji) i bezterminowej (to ważne) na korzystanie z naszych tekstów. Gdyby umowa miała formę pisemną, to zgodnie z ustawą o prawie autorskim obowiązywałaby przez 5 lat (standard), oczywiście o ile w umowie nie określono by innego okresu. Ponieważ kliknięcie zgody przy rejestracji w żadnym razie nie jest umową pisemną - udzieliliśmy licencji bezterminowej. Nie mamy umowy, nie mamy od czego odstąpić (btw, okres wypowiedzenia umowy licencji wyłącznej wynosi rok, oczywiście o ile w umowie nie określono inaczej). Skoro tak, pozostaje nam tylko - jeśli chcemy teksty skasować (aby portal nie mógł z nich korzystać) - wycofanie zgody (tego kliknięcia). Musi to mieć formę pisemną (list do portalu, polecony).
4) Jeśli nic nas to nie obchodzi i po prostu skasujemy konto, to nasze teksty zostaną na portalu, ale staną się anonimowe (autorstwa użytkownika "Konto usunięte"). Dlatego też (jeśli chcemy takiego scenariusza) ważne jest, aby każda recenzja/opinia była podpisana. Nikt tego nie robi, bo opinie/recenzje są podpięte do konta. To może w normalnej sytuacji głupio wyglądać, ale warto to robić (wszyscy widzieliśmy opinie Kont usuniętych - nijak nie idzie na pierwszy rzut oka stwierdzić, kto jest ich autorem).
5) Jeśli nadal nic nas to nie obchodzi i zaczniemy usuwać własne teksty, to portal nie pozwie nas do sądu za złamanie warunków umowy licencyjnej. Nie warto. Po prostu stwierdzi, że działamy na szkodę portalu i zablokuje nam konto.
6) Jeśli wywalimy własne teksty i zastąpimy je linkiem do innego portalu, gdzie umieściliśmy kopię naszej opinii (mamy do tego prawo, ale z adnotacją, gdzie tekst został pierwotnie opublikowany), to portal - jeśli będzie mu się chciało - sprawdzi daty (przeczytanie wcześniejsze od daty rejestracji na innym portalu) i też może zablokować konto szkodnikowi, np. z paragrafu o treściach reklamowych.
Co ciekawe, prawo autorskie oddziela książkę od jej recenzji. Nie ma znaczenia, skąd mamy książkę, o której piszemy. Nie ma znaczenia, czy tekst jest długi, czy krótki (dlatego raz piszę opinia, a raz recenzja). Nawet nie ma znaczenia, czy tekst pisaliśmy sami, czy napisała go nasza babcia i pozwoliła nam wrzucić go do sieci - skoro pozwoliła, to mamy prawo nim dysponować (oczywiście babcia wciąż jest jego autorem). Nie ma też znaczenia, czy tekst napisaliśmy wczoraj, czy 10 lat temu i trzymaliśmy go w szufladzie, bo czailiśmy się na książkę do recenzji.
Obawiam się również, że zmiana interfejsu portalu nie może zostać uznana za złamanie warunków licencji.
Cóż zatem? Otóż uważam, że w tej sprawie należy literalnie przestrzegać regulaminu. Co do przecinka. Wszystko, co było do tej pory, zostaje. Nie usuwam ani konta, ani tekstów. Ale. Ograniczam aktywność do minimum - traktuję stronę po prostu jako repozytorium danych. Nie gadam w wątkach, nie biorę udziału w konkursach, nie nabijam kliknięć (info o zapowiedziach wydawniczych można pozyskać gdzie indziej). Wszystkie stare teksty podpisuję, tak na wszelki wypadek (i to za niedługo, zanim wejdzie na stałe beta, bo potem nie wiem, jak będzie). Nowych opinii nie publikuję wcale, a w przypadku gdybym nie mogła się powstrzymać - publikuję najpierw na innym portalu, a np. następnego dnia (żeby nie było wątpliwości) wklejam na LC z adnotacją o wcześniejszej publikacji gdzie indziej. Taki prztyczek. Tyle. Na wojnę nie idę, bo nie mam na to czasu ani ochoty.