Chyba oczekiwałem zbyt wiele, bo książka Christiny Henry nie znudziła mnie tylko dlatego, że jest krótka i przeczytałem ją w kilka godzin. Zaciekawił mnie pomysł przedstawienia na nowo historii Alicji w Krainie Czarów w konwencji krwisto-makabrycznej. Pomysł tym bardziej interesujący, że w dzieciństwie lubiłem książkę Lewisa Carrolla na tyle mocno, że niektóre jej fragmenty znałem na pamięć. Autorka całkiem udanie przekształciła oryginalny świat i fabułę, ale historia jaką zaproponowała w zamian nie wyróżnia się niczym oryginalnym. Znajomość pierwotnej wersji przygód Alicji nie miała więc dla mnie w ostatecznym rozrachunku żadnego znaczenia, ani w lekturze nie przeszkadzała ani nie pomagała.
Generalnie powieść oceniam jako przeciętną, pomimo tego, że akcja jest dynamiczna a Kraina Czarów z książki Carrolla zmieniła się w interesujący, brutalny półświatek rządzony przez mafijnych bossów o czarnoksięskich zdolnościach i skłonnościach do sadyzmu, kanibalizmu oraz wyuzdanego seksu. Niestety autorka okazała się niedostatecznie bezwzględna i konsekwentna w budowie świata i stylizacji, bo chociaż w książce mamy wspomnienia gwałtów, rozliczne mordy i krew lejącą się strumieniami, to wszystko to jest opisane uładzonym językiem i w ogóle nie ma wiele wspólnego z horrorem i makabrą. W całym tekście nie pada ani jedno przekleństwo, co wydaje się nienaturalne w połączeniu z działaniami bohaterów. Może i nie jest to książka dla dzieci, ale nie straciła swego baśniowego charakteru i jeśli ktoś liczył na wersję gore, głęboko się rozczaruje. Przygody Alicji i Topornika (sądząc z jego oryginalnego angielskiego imienia w tłumaczeniu powinien się chyba nazywać Toporusznikiem) początkowo wydają się interesujące, ale im dłużej trwają, tym większym rozczarowaniem się okazują i zaczynają przypominać grę, w której para bohaterów ma za zadanie błąkanie się po danej lokacji i rozwalanie kolejnych bossów. Oklepane zagranie fabularne z amnezją u głównej bohaterki bardziej irytuje niż zaciekawia, zwłaszcza że dotyczy nie tylko jej, ale także drugiej głównej postaci czyli Topornika. Autorce dość rozpaczliwie musiało brakować pomysłów, skoro zdecydowała się na taki tani chwyt dwukrotnie.
Dodatkowa gwiazdka za ładną okładkę. Szkoda, że wewnętrzne ilustracje w tekście są znacznie gorszej jakości. Nie wiem czy były one w ogóle przeznaczone do czarno-białego druku, ale jeśli tak, to na niektórych z nich niewiele widać. Nie zauważyłem za to żadnych literówek i innych błędów.