„Łatwo tu zapomnieć, że świat jest gdzie indziej.“
Spitsbergen to norweska wyspa wysunięta daleko na północ. Wyspa bez drzew, kotów i znanego nam podziału na dzień-noc. Częściowo pokryta lodowcem, z około trzema tysiącami mieszkańców różnych narodowości. Ludzka mieszanka kulturowa, gdzie każdy może zostać każdym, jeśli tylko ma odwagę zmierzyć się z trudnymi warunkami przyrody. Jeśli gotowy jest na skóry lisów w każdym domu, ryzyko spotkania niedźwiedzia i zorzę polarną tańczącą na niebie. Bardzo niskie temperatury i ograniczony kontakt z lądem. Często brak prądu, dostawy żywności jedynie kilka razy w roku i ryzyko odmrożeń.
Po tym jak przeczytałam powieść dla młodszych Ilony Wiśniewskiej („Przyjaciel Północy“) wiedziałam, że o Spitsbergen MUSZĘ dowiedzieć się więcej. Kto natomiast lepiej przedstawiłby życie na tej wyspie niż autorka, która pisała o niej tak pięknie, że wzbudziła moją ciekawość? Wyszłam z takiego założenia i się nie zawiodłam. „Białe“ to bowiem reportaż pełen szacunku i sympatii, choć nie jeden raz mówi o wydarzeniach trudnych, bolesnych czy brutalnych, jako że warunki życia na wyspie bywają wyjątkowo trudne. Autorka rozmawia z ludźmi i opowiada ich historie, a to ogromny atut. Nie skupia się jedynie na tym, co dzisiaj, ale próbuje sięgnąć pamięcią innych aż do czasów zimnej wojny. Czasami nawet dalej. A to tylko po to, by opowiedzieć historię wyspy i historię osób, które oddały jej serce.
Czuję, że moja ciekawość została zaspokojona, a jakby tego było mało — spędziłam czas z ludźmi, którzy mają szacunek do innych oraz przyrody. Którzy odważyli się żyć w mroźnej krainie, gdzie słońce nie wschodzi miesiącami. Z mieszkańcami wyspy i chwilowymi bywalcami. Z pracownikami stacji badawczych i pracownikami miasteczek. Z inspirującymi jednostkami, które napełniły mnie siłą oraz chęcią życia.
TW: okrucieństwo wobec zwierząt