Opinia na temat książki Chłopki. Opowieść o naszych babkach

@denudatio_pulpae @denudatio_pulpae · 2024-01-13 13:13:17
Przeczytane Być kobietą, być kobietą Mam w domu 📚
Sielskie wiejskie życie?

Na wstępie zaznaczę, że jestem chłopską dziołchą z dziada pradziada. Lektura tej książki poruszyła we mnie bardzo wrażliwą strunę, przypomniała rzeczy, które zostały gdzieś upchnięte w odmętach pamięci, dlatego opinia pewnie będzie pełna emocji i mało wyważona. Z góry przepraszam!

Jak wyglądało życie kobiety wiejskiej na początku XX wieku? Z jakimi wyzwaniami musiały mierzyć się nasze babki? Myślę, że lektura tej książki odpowie na te i wiele innych pytań w sposób wyczerpujący.

Jedyna babcia jaką miałam, urodziła się w 1922 roku, ale nie chciała za dużo opowiadać o swoich młodych latach, a może ja byłam za mała, żeby tego słuchać? Nigdy już się tego nie dowiem, ponieważ babci już z nami nie ma, ale po lekturze tej książki mam zamiar wziąć moją mamę na długie spytki. Bardzo, bardzo długie spytki.

Książka porusza bardzo wiele aspektów życia ówczesnych kobiet. Ich rolę społeczną, sytuację rodzinną (wielodzietność, biedę, ogrom pracy, jakie musiała wykonywać w domu i obejściu), znaczenie religii w ich życiu, brak odpowiedniej opieki zdrowotnej, problemy aranżowanych małżeństw, przemoc w rodzinie, wyjazdy zarobkowe i wiele, wiele innych.

Teraz przytoczę kilka cytatów, które wryły mi się w pamięć (byłoby ich dużo więcej, ale postaram ograniczyć moje zapędy, żeby nie przedłużać za mocno).

Kobieta wiejska otoczona jest szczególną troską ideologów katolickich. Jeszcze czysta i niewinna, nie taka jak te z miasta, które krzyczą „Chcemy całego życia, czyli prawa do seksu i do rezygnacji z macierzyństwa”. Wiejskie dziewczyny wciąż wiedzą, gdzie ich miejsce. „Kobietę wiejską bardziej jeszcze niż mężczyznę tradycja historyczna i ludowa określała jako nieautonomiczną istotę domową, której życie miało się toczyć na ślepej uliczce łączącej chałupę z parafialnym kościołem” – pisze Józef Chałasiński, wybitny socjolog, w 1934 roku.

Jur Leżeński […] cieszy się, że na wsi obok rozmaitych plag, jak pieniactwo, krwawe porachunki i kradzieże, wciąż jeszcze przestrzegane są cnoty rodzinne: skromność, pracowitość, oszczędność, pobożność. „Celują w tych cnotach zwłaszcza wieśniaczki, które mogą być wzorem matrony polskiej. Niestety, ostatnie lata emigracji wiejskiej do miast i wpływ życia miejskiego na wsi deprawują powoli wzór kobiety. Mimo to zapewne długo jeszcze, jak mawiał śp. ks. Bileczewski, niebo będzie wypełnione gosposiami wiejskimi. I długo jeszcze będą one kośćcem moralnym naszej wsi” .

Nie pomylił się Leżeński. Im bardziej gosposia wiejska cierpi z powodu zmęczenia, przemocy, samotności, nieleczonych chorób, tym bardziej szuka ulgi w religii i tym mniej się buntuje. Formatowanie katolickie programuje ją na cierpliwą, wytrwałą i ufającą, że jej ból i wysiłek zostaną nagrodzone w życiu wiecznym. Od kobiety wiejskiej wymaga się, aby była męczennicą.

Konkurencyjna wobec małżeństwa więź kobiety z Kościołem stanowi odpowiedź nie tylko na przemoc, ale także na jej samotność, zmęczenie i brak nadziei na jakąkolwiek zmianę, ponieważ podstawową cechą rodziny wiejskiej jest jej trwanie bez względu na krzywdy, jakie spotykają jej członków.

Również podzielam to zdanie na temat formatowania katolickiego – mit matki polki cierpiącej, poświęcającej całe swoje życie dla innych, bezsensowny kult pozbawiający kobietę prawa do swoich potrzeb – w Kościele katolickim patriarchat był jak najbardziej pożądany, w końcu to instytucja rządzona wyłącznie przez mężczyzn, więc mit taki był im jak najbardziej na rękę.

Podobnie jak ta idealizowana instytucja rodziny – im więcej dzieci się urodzi, tym więcej będzie chrztów, a później pogrzebów, a im więcej owieczek, tym więcej pieniędzy spłynie do parafialnej kasy. Dlatego Kościół tak bardzo pragnął zakazać antykoncepcji, nawet za cenę życia kobiet i ich dzieci:

„Popyt na trumienki wzrasta. Niejedni rodzice, u których co rok to prorok – bardziej rozpaczają nad utratą zdechłej krowy bądź co bądź żywicielki niż nad śmiercią dziecka” – mówi na konferencji w Krakowie w 1934 roku doktor Justyna Budzińska-Tylicka, jedna z głównych propagatorek planowania rodziny. Jako kierowniczka pierwszej poradni świadomego macierzyństwa naraża się na ataki kręgów kościelnych i konserwatywnych. Postępowi lekarze stawiają sobie za cel uświadamiać kobiety, że mogą i powinny kontrolować urodzenia, i pokazują im najnowsze metody. Ale przeciwnicy poradni, używając wielkich liter i fałszywych argumentów, straszą, że w tego typu poradniach morduje się dzieci.

„W ostrych słowach potępił ks. Kardynał [August Hlond, prymas Polski – przyp. J.K.-F.] egoizm męża i żony, którzy dla własnej wygody i egoizmu i zaspokojenia chęci użycia stronią od potomstwa, które jest podstawą chrześcijańskiej rodziny. Przemówienie zostało przyjęte hucznymi oklaskami” – informuje gazeta „Echo” w 1933 roku, relacjonując Święto Rodziny w Poznaniu.

Rok później, również w stolicy Wielkopolski, prymas August Hlond oświadcza: „Już od najdawniejszych czasów wrogowie katolicyzmu chcąc zgnębić chrześcijaństwo postanowili przede wszystkim rozbić rodzinę i jej wpływy wychowawcze. Wszystko, co podkopuje rodzinę i jej sakramentalny charakter jest pracą zgubną, antyspołeczną i antypaństwową. My, święcąc dzień ku czci rodziny, świadczymy, że rodzina jest instytucją o pewnych wytkniętych celach i zadaniach. Głoszone obecnie tak modne «świadome macierzyństwo» uważamy jako pracę przeciwko państwu. Tłumaczenie, że świadome macierzyństwo jest drogą ku wyzwoleniu kobiety równa się dążeniu do dekadentyzmu społecznego”.

Czym kończyło się życie w zgodzie z wytycznymi katolickich hierarchów, którzy nigdy (oficjalnie) żon mieć nie będą? Tutaj jedna z takich historii:

„Przyszłam na ten świat jako intruz, jako czternaste dziecko – wspomina Emilia Bujnowska z podkarpackiej wsi Głogowiec. – Matka moja miała czterdzieści sześć lat. Porodami i ciężką pracą tak była wyczerpana, że po moim urodzeniu bliżej jej było na tamten świat niż na ten. Dlatego też po moim urodzeniu zaopiekowała się mną siostra, o dziesięć lat starsza. Matka już zdrowia nie odzyskała, chociaż się leczyła. Opowiadano mi, że gdy matka chodziła w ciąży, doradzano jej, żeby ciążę przerwać. Matka moja, będąc bardzo religijną, zapytała księdza proboszcza, że lekarze doradzili jej, żeby przerwała ciążę. Proboszcz odpowiedział, że ona może umrzeć, ale ciążę donosić musi. Gdzie tu logika, trzynaście dzieci i matka może umrzeć”.

Matka robi to, co każe ksiądz: rodzi czternaste dziecko. A potem choruje i Emilia musi się nią zająć. Kiedy kończy lat czternaście, matka umiera, a ona zostaje na podupadłym gospodarstwie z siedemdziesięcioletnim ojcem”.

Czternaścioro dzieci! Organizm kobiety po tylu porodach musiał być wrakiem, a gdy połączy się to z niedożywieniem, pracą po 18h dziennie, niedosypianiem i czasem przemocą domową – kobieta taka musiała być cieniem człowieka. Na pewno cierpiała na wiele dolegliwości kobiecych związanych z tyloma ciążami i porodami, co jest dla niej dodatkowo przykre. Umiera w końcu wyczerpana, osieracając gromadkę głodnych, bosych istot, które czeka podobny los. A wystarczyłoby tylko świadome planowanie rodziny, antykoncepcja.

Antykoncepcja nadal jest przez Kościół traktowana w ten sam sposób, dopuścili tylko „naturalne metody”, a i tak kobiety stosują środki mechaniczne i hormonalne, co im jednak nie przeszkadza w „wierze” i chodzeniu do kościoła, i chociaż popełniają grzech ciężki („ktokolwiek użyje małżeństwa w ten sposób, by umyślnie udaremnić naturalną siłę rozrodczą, łamie prawo Boże oraz prawo przyrodzone i obciąża sumienie swoim grzechem ciężkim” - Pius XI, encyklika Casti connubii) nic sobie z tego nie robią – dla mnie to nie ma żadnego sensu.

Problemem związanym z dużą ilością porodów i ryzykiem, jakie ciążyło na kobietach, był również problem braku profesjonalnej opieki nad rodzącą:

Wciąż umierają kobiety w połogu, bo porody przyjmują babki. Babkarstwa nie da się jednak zwalczyć mimo ostrej kampanii, ponieważ nie ma kim ich zastąpić, akuszerek dramatycznie brakuje.

„Dziś znowu w naszej okolicy zaszedł smutny wypadek: żona jednego małorolnego gospodarza, skutkiem zbyt późnej opieki lekarskiej, umarła przy porodzie. Cóż warta spóźniona pomoc lekarska? Czyż życie kobiety wiejskiej mniejszą ma wartość niż życie jakiegokolwiek zwierzęcia w gospodarstwie? Gdy zachoruje zwierzę, to telefonuje się po lekarza weterynarii i ten przyjeżdża bez uprzedniego składania pieniędzy po 15 złotych. Więc inwentarz ma zapewnioną pomoc”.

Ta ogromna ilość ciąż wynikała również z problemu „wywiązywania się z obowiązków małżeńskich”, które były na kobietach egzekwowane przez ich mężów. Do 1928 roku kobiety musiały przy ołtarzu ślubować mężowi posłuszeństwo. Później sama formuła zmieniona na taką samą, jaką wypowiadał mąż, ale to nie zmieniło nic.

„Nie znaczy to, że żona przestaje być uległa mężowi. Mulieresviris suis sub ditaesint, św. Pawła (w liście do Efez 5.22) pozostaje nadal w mocy. Ale Kościół św. nie widzi powodu, żeby żony tę uległość musiały aż ślubować” – tłumaczy prymas.

Ślubowana czy nieślubowana, uległość kobiety powinna być jaj jej drugie imię. Życie wiejskiej kobiety naznaczone jest fatalizmem. Bardzo wcześnie dowiaduje się ona, że nie jest panią swego losu, że nie powinna za wiele oczekiwać, ponieważ została powołana na ten świat do ciężkich obowiązków, czego rzeczywiście doświadcza już jako dziecko, a małżeństwo przysparza jej kolejnych.

Wracamy do mitu matki polki cierpiącej – nie można być darmozjadem, a im jest ci ciężej, tym lepiej (dla życia wiecznego). Nie możesz się sprzeciwiać swojemu losowi, bo tak Bóg już świat urządził, że musisz spełniać swoje obowiązki.

I kobiety tak żyły, nauczone przez swoje babki i matki, że tak właśnie musi wyglądać życie:

„Jedna z pamiętnikarek opisuje, jak w połowie lat trzydziestych zmagała się z przeciwnościami losu, by wyżywić rodzinę. Kawę słodziła sokiem z buraków, a kupno sacharyny oznaczało święto. Ponieważ dzieci miały po jednym ubraniu, trzeba było je suszyć na piecu całą noc, aby mogły je rano założyć. „A do szkoły chodziły nieraz połatane, ale czyste były, nigdy mi nauczyciele nie zwracali uwagi, że dziecko brudne. A ja się starałam, jak tylko mogłam, chociaż mi było bardzo ciężko. Ale chciałam, żeby się uczyły. Cieszyłam się nimi, kochałam ich nad życie, sama nieraz nie zjadłam, a dzieci podzieliłam jak mogłam. Ale najsampierw trza było męża napaść, bo był zły, jak głodny, a jeszcze gorszy jak nie miał co palić, tak, że ja jajka dzieciom nie dałam, a jemu na palenie musiało być”.

Powstawały nawet poradniki, które gloryfikowały patriarchat:

„Małżeństwo nie daje wolności osobistej, lecz krępuje dwie osoby wspólnymi interesami na ciężką i mozolną drogę życia – poucza Antoszka w popularnym podręczniku Przy kądzieli. – Być matką i gospodynią – to wielkie powołanie na świecie; wielkie ona obowiązki spełnia, a im są one trudniejsze, tym obfitsze plony zbiera, tym głębsze jest wewnętrzne zadowolenie, że nie darmo żyje na tym Bożym świecie. Mężczyzna ma całą gospodarkę na głowie, różne interesy do załatwienia, potrzebuje dużo obszaru do swojej działalności. Państwem kobiety jest dom i jeśli chce, w raj zamienić go może”.

Język wiejskich kobiet zdradza ich postawę wobec tych nauk. „Mąż mi nie kazał chodzić w pole” – mówią zadowolone, że z niego taki dobry chłop. „Nie wyganiał mnie w pole” – chwalą się, doceniając dobroć jego charakteru. A jeśli w dodatku chłop nie pije i nie stosuje przemocy, zbliża się do ideału.

Sprzedane za morgi obcemu mężczyźnie, który po ślubie stawał się ich panem i władcą, od którego zależało ich życie – tak mniej więcej wyglądało życie kobiety wiejskiej. Nie było tu miejsca na uczucia, na świadomy wybór. Decydował ojciec, a później mąż.

To musiało w końcu zrodzić sprzeciw i na szczęście sto lat później nasze życie wygląda już inaczej. A przynajmniej może wyglądać, bo możemy podejmować własne decyzje. Droga była trudna i bolesna, kobiety tłamszone od pokoleń musiały znaleźć siłę, żeby się temu przeciwstawić:

„Dziewczyny, które zaczynają działać, muszą stać się szczególnie odporne na ataki, nie tylko ze strony Kościoła, ale też swoich kolegów z organizacji. Kiedy w 1933 roku Instytut Gospodarstwa Społecznego ogłasza konkurs na pamiętniki chłopów, setki z nich siadają do piór, żeby dać świadectwo swojej krzywdzie i biedzie. Ich relacje ścinają z nóg nawet tych, którzy znają wieś. Ale to głównie opowieść męska. Na blisko pięćset prac zaledwie siedemnaście napisały kobiety. Jedna z nich, działająca w Kole Młodzieży Wiejskiej, wyznaje: „Po chwili namysłu odzywam się do kolegów – a spróbuję tego szczęścia, może mi się uda, a jeden z kolegów powiada – gdzie tam babom zabierać się do pisania pamiętnika, dużo baby zastanawiają się nad życiem, umią tylko przy kuchni rządzić i nic więcej! Aha! Pomyślałam, przez ciebie ptaszku przemawia zazdrość i chytrość, bo jestem pewna, że zaczniesz pisać, bo nie na darmo tak oczy wytrzeszczasz i ucho nastawiasz do mówiącego kolegi, więc boisz się żebym nie napisała od ciebie lepiej. Gdy on powiedział, że baby nic nie wiedzą, tem ja większych chęci nabrałam, by postarać się że i «baby» coś umią. Między nim a mną był zawsze wyścig, a teraz a być za jego plecami – nie! – na to nie pozwoli moja ambicja”.

Autorka nie obawia się rywalizacji z mężczyznami, ma już praktykę w udowadnianiu mężczyznom, co potrafią kobiety. Większość jednak ciągle wierzy, że nie powinny się wychylać ze swoich kuchni. Odizolowane od spraw uznawanych za męskie, jak polityka czy edukacja, nie odważają się konkurować. Ten sam świat, który zapędził je do kuchni, pogardza nimi za to, że nie mają o niczym pojęcia. „Warkocz długi, rozum krótki” – słyszą od mężczyzn.

Większość z nich ukształtowana została według zasad Kościoła katolickiego, a także przez konserwatywne organizacje patronackie, jak Związek Ziemianek, dbające o to, aby ani przez minutę kobiety nie zapomniały o tym, że ich miejsce jest w domu. Tymczasem one coraz częściej chcą żyć inaczej niż ich matki.

Jestem niewierzącą, bezdzietną z wyboru lekarką - dwa pokolenia wystarczyły, żebym wyleczyła się z Kościoła katolickiego, konserwatywnego podejścia do macierzyństwa oraz roli kobiety w rodzinie i społeczeństwie. Został jeszcze tylko głęboko zakorzeniony kult pracy do ostatnich sił, ale walczę z tym!

Jestem wdzięczna walczącym o swoje kobietom, że mogę żyć jak chcę.

Jestem też wdzięczna mojej babci i mamie, bo ich życie jeszcze za bardzo przypominało to, które opisywała autorka. Ale to dzięki tym dwóm silnym kobietom udało mi się wyjść na ludzi (mam nadzieję :)).

Ocena:
Data przeczytania: 2024-01-13
× 23 Polub, jeżeli spodobała Ci się ta opinia!
Chłopki. Opowieść o naszych babkach
Chłopki. Opowieść o naszych babkach
Joanna Kuciel-Frydryszak
8.2/10

(Wydanie I, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa, 2023) "Chłopki. Opowieść o naszych babkach" - Autorka "Służących do wszystkiego" wraca do tematu wiejskich kobiet, ale tym razem to opowieść zza drugiej ...

Komentarze
@almos
@almos · 4 miesiące temu
Świetna, bardzo osobista opinia, ale ta książka chyba do takich skłania... Wciąż mam ją do przeczytania...
× 6
@denudatio_pulpae
@denudatio_pulpae · 4 miesiące temu
Dziękuję! Uważam, że jest to wartościowa książka, więc zachęcam do przeczytania. Mnie poruszyła bardzo, co zresztą widać po opinii :)
× 7
@zuszka60
@zuszka60 · 4 miesiące temu
Wyjątkowa recenzja. Chyba żadna z dotychczas przeczytanych nie poruszyła mnie tak bardzo ❤️
× 6
@denudatio_pulpae
@denudatio_pulpae · 4 miesiące temu
Dziękuję! Ten temat jest mi bardzo bliski, stąd tyle emocji i osobistego zaangażowania.
× 4
@Asamitt
@Asamitt · 4 miesiące temu
Wydaje się, że z tych, które do tej pory przeczytałam najbardziej esencjonalna i przekonująca. Nie będę się opierać przed wzięciem jej do ręki 😊
× 2
@Vernau
@Vernau · 4 miesiące temu
Świetna i osobista recenzja 😊
× 5
@denudatio_pulpae
@denudatio_pulpae · 4 miesiące temu
Dziękuję!
× 3
@Asamitt
@Asamitt · 4 miesiące temu
WoW! jaka recenzja 😃 Dostałam niedawno w prezencie i zastanawiałam się czy nie okaże się przynudną lekturą, ale skądże!
× 1
@denudatio_pulpae
@denudatio_pulpae · 4 miesiące temu
Dzięki :) Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz!
× 2
@Asamitt
@Asamitt · 4 miesiące temu
Też:) A po cytatach wnoszę,że będzie się czytało znośnie ;)

Pozostałe opinie

"Było dużo sprzyjających zbiegów okoliczności, które pozwoliły mu osiągnąć sukces. Po pierwsze, był mężczyzną" Kiedy skończyłam czytać tę książkę, spojrzałam na górę notatek zrobionych w trakcie czy...

Ciekawy i potrzebny reportaż o życiu wsi w okresie międzywojennym. Dużo informacji, ciekawostek, opowieści o konkretnych ludziach. "Chłopki. Opowieść o naszych babkach" czyta się jak najlepszą fabułę...

Już od kilku dni nie mogę sobie znaleźć miejsca, po przeczytaniu rewelacyjnych „Chłopek”. W tej najbardziej lekceważonej warstwie społecznej, jaką byli mieszkańcy wsi, to one stały najniżej, mniej cz...

Ta książka była/jest wszędzie. Widziałam ją nie tylko w księgarniach, czy na portalach czytelniczych. Jej reklama zdawała się mnie osaczać. Kiedy w końcu pojawiło się podejrzenie, że reportaż wypadni...

© 2007 - 2024 nakanapie.pl