Jedna różowa tabletka, a tyle zamieszania.
Zacznijmy od tego, że autor wie o czym pisze. Thomas Arnold jest farmaceutą, tak samo jak główny bohater! Do tego akcja dzieje się na Śląsku, gdzie mieszkam, więc przedstawione miejsca wcale nie są mi obce.
Dwóch mężczyzn, dwie matki i leki. Adam ma w ośrodku VIGOREA mamę, która nieustannie przeżywa koszmary. Kobieta nie jest w dobrym stanie, więc mężczyzna z troski sprawdza tabletki, które są jej podawane. Okazuję się, że coś nie pasuje. Lekarze zarzekają się, że lek jest tym, który jest jej przypisany, jednak mężczyzna nie daje się zwieść i sam to sprawdza i się nie mylił. Tabletka jest zupełnie czymś innym. Jedna mała tabletka, a odkrywa tyle tajemnic i doprowadza do istnych dramatów. Drugim mężczyzną jest Dawid Razler, który przyjechał do ośrodka po rzeczy zmarłej matki. Okazuję się, że Marysia Drzewicka znała kobietę i opowiada o niepokojącym wydarzeniu z udziałem matki Razlera.
Okazuje się też, że życie miłosne Adama jest dość skomplikowane i nie raz będzie miał przez to kłopoty.
Książka trzeba przyznać, że jest grubaskiem, ale to ponad 600 stron świetnego thrillera, od którego nie idzie się oderwać. Mnóstwo akcji i powiązań różnych osób, czego czasem się nie spodziewałam. Poznałam pióro autora przy "Legendach Archeonu" i trochę bałam się, że inny gatunek może wyjść gorzej. Bardzo się cieszę, że się myliłam:) Do tego, mimo że książka to thriller, to autorowi udało się przechwycić kilka ś...