Z Melisą Bel spotkałam się po raz drugi. Bardzo byłam ciekawa dalszych etapów życia jej głównej bohaterki „Bezczelnej”, która miała rozwinąć skrzydła w „Ekscentryczce”. Sposób, w jaki autorka zakończyła pierwszą z książek o młodej skrzypaczce zaciekawił mnie. Zadawałam więc sobie pytania, co będzie dalej? Czy dostała to, czego się spodziewałam?
Może odejdźmy od „Bezczelnej” i w ogóle nie rozpatrujmy głównej bohaterki przez pryzmat pierwszej części. Co zastałam w „Ekscentryczce”? Otóż Kinga odezwała się mailowo do dawnego przyjaciela Marcela, a właściwie trochę takiej nastoletniej fantazji z czasów, gdy jej świat opierał się na nakazach i zakazach rodziców. Do Kingi dopiero docierają pewne zaburzenia, którym się poddała na skutek surowego wychowania z zasadami dyktowanymi nie tylko przez rodziców, ale i kościół. Zasady te tłamsiły dziewczynę i w pewien sposób nadal tłamszą, gdyż Kinga dopiero zaczyna odkrywać swoje prawdziwe pragnienia. Zaczyna mówić, co jej się podoba, kim jest lub kim chciałaby być. W Kindze zaczynają kiełkować pytania, a także zaczynają się tworzyć drogowskazy kierujące ją w stronę jej własnego „ja” i jej kobiecości. A pośrodku tego wszystkiego staje wirtualny Marcel… Dlaczego wirtualny? Gdyż ich znajomość przez znaczną część opowieści opiera się na mailach. To tam Marcel zaczyna pociągać za sznurki, niby trochę pomaga wyzwolić się Kindze, jednak czy na pewno? Odniosłam trochę wrażenie, że i przy nim Kinga nie do końca jest sobą, a poddaje się trochę fantazjom chłopaka. Po raz kolejny staje się marionetką w czyichś rękach, tylko tym razem za sznurki pociąga mężczyzna, a nie rodzice. Dlatego wydaje mi się, że wielka przemiana bohaterki jeszcze przed nią. Że to, co znalazło się w tej części, nie jest jeszcze finałem i nie znamy prawdziwej Kingi. Bo tą czeka jeszcze punkt kulminacyjny, a jej szczyt możliwości jeszcze przed nami. Jednakże pierwsze kroki zostały już poczynione, a ziarno wielkiej przemiany w głowie Kingi już kiełkuje…
Droga autorko, czy udało mi się odkryć Twoje zamiary? Czy właśnie do tego dążysz? Pozostaje mi chyba po prostu poczekać na kolejną odsłonę Kingi…