Książki z gatunku horroru należą do tych, po które sięgam nieco rzadziej, aniżeli po swoje ukochane kryminały i thrillery. Niemniej jednak lubię to narastające napięcie i strach, który towarzyszy mi niemal na każdej stronie w tego typu książkach. Lubię, kiedy autor/ka zaskoczy mnie ciekawym pomysłem z bardzo dobrym wykonaniem.
„Final Girls” to książka, której fabuła jest banalnie prosta- 6 kobiet ponad dekadę systematycznie spotka się w specjalnej grupie terapeutycznej, próbując wzajemnie wspierać się po traumatycznych przeżyciach, kiedy to jako jedyne ocalały ze spotkanej ich masakry. Kiedy na jedno ze spotkań nie przychodzi jedna z nich, Lynnette jest świecie przekonana, że ktoś ponownie postanowił za wszelką cenę je dopaść.
Pomysł na ciekawą książkę Grady Hendrix miał dosyć oryginalny. Postanowił się skupić na ofiarach, które cudem przeżyły spotkanie ze śmiercią, rozkładając przy tym na czynniki pierwsze ich traumy, nie szczędząc przy tym czytelnikowi makabrycznych szczegółów. Zrobił to jednak moim zdaniem w niewłaściwy sposób- mnóstwo chaotycznej narracji, która koniec końców doprowadziła do nijakiego zakończenia. Częste nawiązania do kultowych horrorów stanowiły w tej opowieści właściwie jej najmocniejszy punkt, a chyba nie to było głównym zamiarem autora.
„Final girls” miała swoje dobre momenty. Było ich jednak w moim odczuciu jak na lekarstwo, w wyniku czego, o tej książce powiedzieć wiele dobrego ja osob...