Bardzo poprawny horror. Z mocnym wątkiem obyczajowo-psychologicznym. Podobało mi się i podtrzymuję moją dobrą opinię o Autorze. Bo bezsprzecznymi atutami Jakuba Żulczyka są: przejrzysty styl (konstruowanie prostych wypowiedzi, bez zagmatwanych i skomplikowanych zdań), a także barwny i plastyczny – ale bez pustej frazeologii – język, który odpowiednio pobudza wyobraźnię.
A wyobraźnia jest bardzo potrzebna. Bo w dreszczowcu "Instytut" dostajemy mroczną zagadkę. Kto uwięził grupkę znajomych Agnieszki w jej mieszkaniu? Dlaczego ich przetrzymuje? Czy to jest kara dla kogoś? Kim są źli ONI?
Żulczyk umiejętnie buduje klimat niepewności i zagrożenia, a świetną historię z retrospekcjami i dobre rysy psychologiczne postaci wykorzystuje, żeby metaforycznie zobrazować życiowe i emocjonalne osaczenie. Intrygującą fabułę uzyskuje dzięki różnym płaszczyznom czasowym. Stosuje cofnięcia do barwnych chwil studenckich, młodzieńczych szaleństw, późniejszych frustracji wczesnomałżeńskich z dylematami typu kocha-nie kocha. A wszystko scala wątkiem miłości matczynej i bolesnej rozłąki z córką.
Sprawnie i płynnie przechodzi do bieżących chwil w zamkniętym mieszkaniu, a czytelnik może się, razem z bohaterami, zastanawiać kto zawinił i dla kogo jest ta kara...
Trochę rozczarowuje "gangsterskie" zakończenie ze swoją uproszczoną moralizatorską przestrogą: nie bądźcie ślepo posłuszni, nie możecie życia zmarnować na słuchanie poleceń, nie trwajcie w strachu, dreptając w miejscu. Bo wylądujecie w Instytucie.
Ale co tam zakończenie. Całość świetna. I pomysł, i jakość. Czyta się doskonale i żal, że się kończy.