Opinia na temat książki Mag bitewny. Część 1.

@janusz.szewczyk @janusz.szewczyk · 2021-11-21 11:42:07
Przeczytane Sprzedane Safety 2020
Strasznie długo męczyłem się z tą książką, ale to raczej wina rozpraszającego wpływu epidemii niż złej jakości prozy P. Flannery'ego. Nie da się jednak ukryć, że jego późny debiut jest przeciętnej jakości przygodową powieścią fantasy, opartą na najbardziej oklepanym ze wszystkich możliwych schemacie cudownego dziecka, które wszystkim demonicznym wrogom (pełniącym w powieści funkcję zbiorowego zła wraz z czeredami Opętanych, czyli lokalnego odpowiednika orkozombich) da niechybnego łupnia z niewielką pomocą swoich równie małoletnich przyjaciół. Schemat ten nie znajduje dopełnienia w książce jedynie dlatego, że Fabryka Słów swoim wkurzającym zwyczajem wydała najpierw połówkę książki, pozostawiając ewentualnym wielbicielom karne oczekiwanie na drugie pół. Być może ta praktyka FS akurat w tym przypadku ma pewne uzasadnienie (książka liczy prawie 600 stron i w oryginale też wydawano ją czasami w dwóch częściach), ale niezmiennie mnie ona irytuje. Podział powieści na dwie części powoduje także, że sformułowanie miarodajnej opinii na podstawie połowy jej tekstu jest nieco pozbawione sensu. Skoncentruję się więc na tych aspektach, które nie zależą od podziału lub o których sądzę, że i tak nie ulegną większym zmianom.

Autor nie bawi się w żadne wstępne opisy tylko od pierwszych stron narzuca szybkie tempo akcji, która wyda się dziwnie znajoma wszystkim miłośnikom fantasy. Dwóch głównych bohaterów, Falko i Malaki (od razu przypomnieli mi się Pug i Tomas z powieści Feista), znajduje się oczywiście w ulubionym przez pisarzy okresie przejściowym pomiędzy dzieciństwem a młodością i różni się od siebie na wszystkie możliwe sposoby. Pierwszy to chorowity lecz sprytny syn okrytego niesławą dawnego maga bitewnego (który ponoć oszalał i pozabijał swoich towarzyszy a hańba jego czynów jest dodatkowym źródłem udręki syna) a drugi to jeden z wielu zaludniających karty powieści fantasy synów kowali, silny i sprawny wojownik, prześladowany z lekka przez swoje niskie pochodzenie i paskudne znamię na twarzy. To, że Flannery postanowił obu swoich bohaterów naznaczyć jakimiś ułomnościami wydaje się początkowo mieć jakieś symboliczne znaczenia, ale autor szybko je eliminuje (choroba) lub o nich zapomina (znamię) i obaj panowie robią widowiskowe kariery rycerskie i magiczne a każdy średnio rozgarnięty czytelnik widząc ich narastające z każdą stronicą potęgę i siłę od razu zgadnie jak ta książka się skończy. Przepraszam, oczywiście zgadnie jak skończy się jej rzekomy drugi tom. Autor dodaje im grupę przyjaciół, którzy zapewne będą przynajmniej w części służyli do uzyskania efektu ckliwych zgonów w "drugim tomie". Nie można jednak powiedzieć, żeby autorowi nic się zupełnie nie udało. Falko i jego kumple dają się lubić, akcja nie ma dłużyzn a i kilka poruszających scen zostaje w pamięci. Zapewne książka miałaby spore szanse zyskać wielu zwolenników, ale Fabryka Słów (obok miernej jakości wydania w miękkich okładkach) postanowiła jeszcze wynająć niekompetentnego tłumacza. Naprawdę nie wiem czy kiedykolwiek nadejdzie ten wspaniały dzień, kiedy polscy tłumacze zorientują się wreszcie, że angielskie słowo "creature" bynajmniej nie odpowiada polskiemu słowu "kreatura" i można je tak tłumaczyć tylko w szczególnych przypadkach. Dla Macieja Pawlaka ten dzień jeszcze nie nadszedł, bo słowo "kreatura" pojawia się w książce wielokrotnie i całkowicie bezsensownie w opisach przeróżnych stworów i stworzeń. Dla Pana Pawlaka zdanie "He could not look away from the creature staring up at him" oznacza "Nie potrafił oderwać oczu od BIJĄCEJ w niego wzrokiem KREATURY". Co gorsza takie "bijące" w oczy, chociaż drobne błędy, nie są bynajmniej głównym grzechem tłumacza, który usilnie stara się zmieniać dość zwięzły styl prozy Flannery'ego w egzaltowany bełkot, dopisując bezsensownie długie fragmenty zdań, których próżno szukać w oryginale. Przykład z rozdziału 9 (do tego rozdziału dotarłem zanim uznałem, że już dłużej nie wytrzymam i muszę zajrzeć do oryginału). W angielskim tekście mamy: "...but Darius simply gave ground, whirling backwards until it was his turn to attack", co wedle tłumacza odpowiada "...Darius cofnął się jednak, POZWALAJĄC BESTII ZAGARNĄĆ KILKA JARDÓW PRZESTRZENI, wirował MIĘDZY ROZŚMIGANYMI SZPONAMI, aż nadeszła jego pora na atak". Jedyne co w tym tłumaczeniu wydało mi się "rozśmigane", to chora inwencja tłumacza. Widać ją zresztą w książce na każdym kroku, dzięki czemu np. w opisie walki maga ze smokiem możemy cieszyć się tak kuriozalnymi scenami jak ta, w której mag biegnący Z MIECZEM na smoka tuż przed zadaniem "ostatecznego ciosu" obrywa ogonem i ląduje na brzegu skały, gdzie znajduje leżący MIECZ. Tak, ten sam miecz, którym wcześniej prawie zadawał smokowi ostateczny cios. Cudowne rozmnożenie się mieczy w oryginale nie występuje i jest jednym z wielu przykładów bzdurnej konstrukcji zdań i dopisków pana Pawlaka. W oryginale mag dopiero biegnie PO leżący miecz, gdy trafia go uderzenie ogona, i żadnych ostatecznych ciosów smokowi po drodze nie zadaje, bo bez miecza mógł go co najwyżej połaskotać po łuskach. Tłumacz gubi się w przekładzie najbanalniejszych nawet zdań, przez co musi powstałe nielogiczności wypełniać nieudolnymi produktami własnej wyobraźni. Szkoda, że ta radosna twórczość nie ma zbyt wiele wspólnego z tym co napisał autor w oryginale. Za jedyny udany pomysł tłumacza uznaję zmianę imienia jednego z drugoplanowych bohaterów z Jarek na Jareg. Był to wystarczająco niemiły palant bez dodatkowej zbieżności imienia z co bardziej antypatycznymi postaciami pływającymi na szlamowatej powierzchni szamba polskiej polityki. Generalnie książka ta bardzo wiele traci przez fatalny, egzaltowany styl przekładu Pana Pawlaka i jego nieudolne konfabulacje.

Ocenę zawyżam, bo pomimo licznych wad i braku oryginalności fabuły "Maga bitewnego", Peter Flannery wydaje mi się pisarzem, który może jeszcze nas kiedyś zadziwić jakąś porywającą historią. Naiwnie liczę też, że może w drugiej połowie tej powieści zdarzy się coś co wypchnie fabułę z kolein sztampy i wtórności. Cieszy mnie także to, że autor na razie odmówił pisania kontynuacji "Maga bitewnego" i zajął się innymi tematami.
Ocena:
Data przeczytania: 2020-03-30
Polub, jeżeli spodobała Ci się ta opinia!
Mag bitewny. Część 1.
Mag bitewny. Część 1.
Peter A. Flannery
7.8/10
Cykl: Mag bitewny, tom 1

Nie ma uczucia silniejszego od smoczego smutku. Może tylko smocza wściekłość. Armia nieumarłych pod wodzą demona zalewa królestwo Furii. Kolejne armie obrońców uginają się przed nieujarzmioną potęgą...

Komentarze

Pozostałe opinie

Dawno nie czytałam tak dobrej książki. Wartka akcja, dzięki której na każdej stronie książki coś się dzieje, ciekawi, charakterni bohaterowie no i niesamowicie wykreowany świat sprawiają, że przez te...

@cofbooks@cofbooks