„Miejsce przeznaczenia” to książka, która nie jest cienka, ale napisana jest w taki sposób, że w ogóle nie czuć tego. Autorka posiada lekki i ciekawy styl opowiadania historii. Opisane tutaj nie jest zwykłe morderstwo. Zostały tutaj wplecione zagadki pochodzące ze średniowiecza, nawiązania do Władcy Pierścieni i Gwiezdnych Wojen. Ale te dwa ostatnie to bardziej po to by czytelnik mógł się uśmiechnąć. I Mari Oruna udało się to. Bardzo spodobał mi się jej humor, pomimo, że „Miejsce przeznaczenia” nie jest komedią kryminalną.
Autorka stworzyła ciekawy klimat. Nie czułam wielkiego napięcia, ale to nie thriller by go czuć. Bardziej wzbudziła moją ciekawość – kim jest martwa kobieta ubrana jak średniowieczna królewna? Skąd przy niej moneta+ pochodząca z XVI wieku? Niedługo później odnalezione zostają zwłoki mężczyzny. Czy te dwa trupy maja coś ze sobą wspólnego? Mamy tutaj rytualny mord?
Autorka nie odkrywa wszystkich kart od razu. Wodzi czytelnika za nos. Wprowadza nas do jaskiń i zachęca do poznania Ziemi z innej strony. Sprawą zabójstw zajmuje się Valentina Redondo, która polubiłam od pierwszych stron. Konkretna babka, która jak za coś bierze się, robi to dobrze. I to co odkrywa potrafi zszokować, zdziwić i sprawić, że chce się więcej.
Momentami miałam wrażanie, że dziwniejszego kryminału nie czytałam, ale momenty te nie wpływały na całkowity odbiór książki. Ogólnie książka bardzo podobała mi się. Znalazłam tutaj w...