Chyba nie moja bajka. Opowieść człowieka z gonitwą chaotycznych myśli, który wspomina dzieciństwo, młodość, ludzi, którzy stanęli na jego drodze lub o których słyszał. Opowiada na przykład o blokowisku, przyjaźni dwójki pokiereszowanych życiowo sąsiadów, o paczce starych listów zanim strawi je ogień, opuszczonym mieszkaniu, chłopakach z osiedla, akwariowej rybce, która zdechła, o papierosach, bywalcach barów z tanim piwem i innych mikro - zdarzeniach, które mu się przypominają. A przede wszystkim o prawdziwych ludziach. Jednakże nie wzbudziło to we mnie żadnych, ale to absolutnie żadnych emocji, ani pozytywnych, ani negatywnych, choć wiele lat mieszkałam w okolicy grochowskiego Uniwersamu. Po prostu przyjmuję do wiadomości, że takie są wspomnienia, ludzie, których spotkał i przemyślenia autora. Każdy z nas ma takich wspomnień tysiące. Treść zapomniałam natychmiast po przeczytaniu książki.
A co będę pamiętać? Piękny język, którym posługuje się Paweł Sołtys. Proza codziennego życia opisywana w niecodzienny, poetycki sposób. Choć książka mi się dłużyła i nie zachwycała, czytałam ją w skupieniu,z należną uwagą i doceniając język, nieoczywiste opisy i sekwencje użytych słów. I ten piękny język zapamiętam. To wszystko.