Ach, cyberpunk - moja pierwsza miłość (nie licząc dziewczyny oraz pasji do pisania). Zamiast wychodzić na dyskoteki wolałem namacalne wizje z ,,Johnny Mnemonica'', a obok realizmu magicznego cybernetyczne wszczepy należały do blasku wschodzącego dnia. We wczesnej młodości były uosobieniem dziecięcej fantazji, którym marzył, żeby ,,podreperować'' ludzkie zdolności, podobnie jak bohaterowie zaśmieconych miast kontrolowanych przez mega-korporacje - chciałem mieć lepszy wzrok, skakać na większe odległości, a słuch mieć jak potężny buldog, oddziaływać na ultradźwięki. Zanim pojawił się internet i stałe łącza, twórcy książek przewidzieli, że nastanie era wirtualnych piosenkarek, wirtualnych przygód czy przestępstwa cyfrowe. Szkoda, że ,,Modyfikowany węgiel'' nie kontynuuje tradycji i nie zadaje wielkich pytań na temat człowieczeństwa, jutrzejszego dnia. Cyberpunk z założenia, jako gatunek oraz budowa tematyczna, jest skłonna do filozofii skrajnie augmentowanej. Imitującej zagadnienia wielkich myślicieli, którzy obawiali się przyszłości oraz tego, co z nami będzie. Czy idziemy we właściwym kierunku, i czy patrzymy w tę samą stronę.
Niestety - to mdłe rozczarowanie. Miłość, nieco wypalona oraz przygasła, pozostała do świata syntetycznych maszyno-ludzi. Ale nie mogę pokochać powieści Morgana. Został napisany jako zwykły film sensacyjny - z Blasterami i czerwonymi latarniami (domami uciech). Pościg trwa niemal od pierwszej sceny, a autor nigdy nie wychodzi poza szary scenariusz rzeczywistości - w wizji jutra wciąż dominują pieniądze oraz seks. Opisy seksualnej rozkoszy dosyć mocne oraz napisane z wprawą, ale nie po to zaglądam do cybernetycznych odszczepieńców, żeby hasać na panienki. Będę chciał, to sobie zadzwonię - nie muszę o tym czytać (!). Sporym zaskoczeniem jest drobna podbudowa wątłej fabuły - otóż, sektą są wyznawcy Chrystusa czy innego Mahometa. Religia stała się niebezpieczna. Jest prawnie zakazana. To było zacne - początkowy wstrząs szybko jednak minął, a potem otrzymaliśmy kryminalne zlecenie, a opisy kul wypluwające z broni ręcznej stały się normą. Zdałem sobie sprawę, że nic się nie poprawi - autor brnie w ,,polsatowski'' kryminał, który ,,wyrzuca'' intrygujące wstawki czy pytania o to, w jaki bajzel wdepnęliśmy. Woli ścigać ludzi, którzy czemuś zawinili niż przystanąć i opisać co nieco o wierzeniach mieszkańców czy samotnie opleść zakamarki miasta. Lepiej sięgnąć po ,,Łzy Mai'', które czytałem nie tak dawno oraz opisywałem z zażyłością. Zachowałem żywe wspomnienia i pod każdym względem prezentował się zacniej. Szkoda, bo cyberpunk to wspaniały podgatunek fantastyki naukowej, który powstał po to, żeby opisywać świat jutra, który spełnił się na naszych oczach.