Nie jestem wielkim fanem literatury stricte rozrywkowej (kryminały, sagi, romanse, powieści przygodowe, erotyczne czy fantastyka właśnie), czyli całkowicie wyssanej z palca, o ile nie odznacza się wyjątkowymi walorami języka, kunsztowną formą lub dobrą warstwą dokumentacyjną, przybliżającą środowisko, miejsce czy przebieg wydarzeń, na których oparto kanwę opowiadania. Ale są gatunki fantastyki, której wiele wybaczam, o ile stanowi dobrą pożywkę dla wyobraźni, a celuje w tym zwłaszcza literatura fantasy. Kto lubi powieści Ursuli Le Guin czy Sapkowskiego bez wątpienia może być także usatysfakcjonowany tym, co wyobraźni oferuje Miroslav Žamboch. Podobnie jak u Sapkowskiego, bohater nie jest tu tzw. "dobrym człowiekiem", czego zresztą trudno oczekiwać od żołnierza, najemnika i przemytnika zarazem, a mimo to sympatia czytelnika zawsze jest po jego stronie. W miarę czytania jest to aż zanadto przewidywalne, ale do zaakceptowania. Žamboch nie tryska też zanadto ironią i nawiązaniami do współczesności, co z lubością czyni Sapkowski, jednak co najmniej równie dobrze, acz oszczędniej, charakteryzuje postaci i ich otoczenie. To bardzo dobrze działa na wyobraźnię, która może sobie pohasać, nieograniczana wędzidłem namolnych i zbyt dokładnych opisów. Jest to ewidentnie literatura akcji z gatunku powieści "lekkich, łatwych i przyjemnych". O ile oczywiście komuś nie przeszkadza, że trup ściele się gęsto a krew - bywa - bulgocze pod stopami. Czyli typowa rozrywka dla jeszcze czytającej młodzieży męskiej, zwłaszcza w wieku dorastania, a także generalnie dla zwolenników prozy Sienkiewicza. Podobieństwo do Sienkiewicza może zresztą polegać nie tylko na umiejętności prowadzenia wartkiej akcji ale i na stosunku do szczegółu - jak wiadomo polski autor chciał wiedzieć o czym pisze (np.zanim opisał związanego w kij do własnej szabli pana Zagłobę, sam się dał tak związać, by wiedzieć, jak to potem szczegółowo opisać), a Žamboch ćwiczy sztuki walki, wspina się, nie dziwota więc, że właśnie sceny walk czy wspinaczek bywają szczegółowe - ten autor też wie, o czym pisze.
W literaturze rozrywkowej oceniam głównie język, inteligencję w budowaniu akcji i umiejętność kreowania rzeczywistości uskrzydlającej wyobraźnię. Nie wiem, jak będzie dalej, ale pierwsza pozycja o Koniaszu mnie nie zawiodła.