Po książkę sięgnęłam z kilku powodów. Po pierwsze, jest bajecznie wyda! Barwione brzegi układają się w kształt dawnej szkatułki, która ukrywa w sobie wszystko, co zakazane. Miałam wrażenie, że sięgam po czyjąś rzecz, a jej właściciel pozwalał na jej poznanie tylko wybranym osobom. Po drugie uwielbiam literaturę grozy, a zwłaszcza jeśli jest w niej obecny dom. Mam bzika na punkcie nawiedzonych domów z tego względu, że domy pochłaniają energię zamieszkałych tam domowników. Ich krzyki rozpaczy czy też radość wsiąkają do ich ścian przenikając nawet do obrazów. W zależności od tego co w danym miejscu się wydarzyło, nawet kupiony nowy obraz nie zawsze będzie chciał, a według nas, pasował, do danej powierzchni. Już nie wspominając nawet o tych używanych.
Ten, kto jest spostrzegawczy już od początku zauważy, że z tą historią jest coś nie tak. Sam pomysł zbadania energii domu był zwyczajnym pomysłem, jednak rozesłano listy z zaproszeniem do tej rezydencji tylko starannie dobranym osobom. Celu tej intencji nie zdradzę, jednak zwróćcie uwagę na detale, choćby powtarzalność wypowiadanych słów oraz odruchów ciała, które nie zawsze intuicja, bo czasami były to niesforne myśli, negowały te zachowania. Jesteśmy stworzeni, by nasz instynkt nas ochraniał przed niebezpieczeństwem, a ignorowanie go zawsze prowadzi nas w kłopoty. W ten sposób dom zaczyna zyskiwać żywych lokatorów, których gości według własnego uznania. W tej historii doświadczycie wielu przygód po których włos zjeży wam ...