„Piękny styl” zachwycił mnie od pierwszych stron. Do tego stopnia, że chciałabym podziękować autorowi za ten tekst, wyściskać go. Bo przywrócił mi wiarę w moje własne moce poznawcze i inteligencję. Serio. Czytam dużo literatury popularnonaukowej i czasami, choć temat fascynujący, brnę przez rozdziały jak przez wysokie zaspy, męczę się, przystaję, cofam się i wracam z mozołem przedzierając się przez zwały słów. Myślę sobie wtedy: za wysokie progi na twoje nogi, masz humanistyczny umysł, odpuść sobie kobieto. A tu Pinker tłumaczy dlaczego czasami tak trudno jest zrozumieć – bo nie tylko czytelnik musi umieć czytać ze zrozumieniem, ale również pisarz ma obowiązek pisać zrozumiale. Nie dość, że tłumaczy, on pisze w sposób, który sam poleca. To tekst jasny, spójny, którego elementy wynikają z siebie i wiążą się w całość. Widzimy błędy stylu na przykładach, widzimy też jak ich uniknąć.
Bardzo cenny był dla mnie rozdział o klątwie wiedzy, która objawia się tym, że autor zakłada dużo większą znajomość tematu wśród czytelników, czyniąc swój tekst zrozumiałym tylko dla wąskiego grona specjalistów, de facto węższego niż zakładane. Cenię ogromnie, kiedy trudne zagadnienie jest opisane w sposób prosty, lecz nie prostacki. Dla mnie to maestria, a „Piękny styl” jest jej przykładem.