Martin przeszedł na emeryturę przed 15 laty.Znakomicie skonstruowana książka. Dlaczego robi na mnie wrażenie, choć nie cenię zbyt wysoko literatury szpiegowskiej? Ponieważ nie gloryfikuje samej szpiegowskiej roboty, lecz składa ukłon etosowi ludzi morza. Podobnie, jak to uczynił w swoich powieściach Joseph Conrad. Severski stara się kontynuować jego podziw dla marynarzy, którzy jakoby nie zmienili się i w dzisiejszych czasach: ma ich cechować prawość, patriotyzm, uczciwość i szczerość. Nawet jeśli są kapitanami radzieckiej/rosyjskiej floty wojennej, która jest w gestii polityków, dla których ani prawda (
Prawda to za mało), ani prawość nie mają najmniejszego znaczenia. Czy tak może być naprawdę? Nie mnie to oceniać. Ale chciałoby się w to wierzyć - byłoby to bardzo w conradowskim duchu.
Główny bohater i narrator powieści, były oficer i nielegał MI6 Martin (jego przodkowie pochodzili jednak z Rosji, o czym kilkakrotnie sam przypomina) czyta i bardzo szanuje powieści Conrada i chyba projektuje nieco romantyczne wyobrażenia pisarza o marynarzach na sobie współczesnych kapitanów atomowych okrętów radzieckiej floty. Rozważania Martina kilkakrotnie przypominały mi sposób, w jaki narrator Conrada opowiada o postaci kapitana Charliego Marlowa. Jego rolę u Severskiego pełni kapitan Razumow. Severski wkłada w wewnętrzne rozważania swego narratora Martina bezpośrednie odniesienia do "Jądra ciemności", niejednokrotnie cytuje Conrada, tworząc nienachalną paralelę postaci w obu powieściach: kierujących się tradycyjnymi przymiotami ducha, niezłomnym kodeksem honorowym, a przede wszystkim własnym, głębokim osądem wydarzeń kapitanów statków oraz narratorów wspominających wydarzenia sprzed lat, jakich byli uczestnikami. Momentami czułem się, jakbym słuchał (bo odsłuchałem powieść w świetnej interpretacji Krzysztofa Gosztyły) narratora "Jądra ciemności". Albo początkowej sekwencji "Czasu Apokalipsy" w filmie Coppoli. Potencjalnych porte parole Kurtza jest tutaj więcej - to szpiedzy z KGB lub GRU. A może to Aleksander Bołotnikow (nomen omen?) - postać chyba literacka, "słodki król mafii", który rzekomo z GRU wyszedł, a Severski przedstawia go trochę tak, jak pamiętam mafijną modę z początków lat 90ych (dłuższe włosy zaczesane do tyłu, biała chustka na szyi)? Hołdował jej także Putin, który z mafią leningradzką miał powiązania i do dziś jest dumny z tego, że był chuliganem. Jakoś jednak, wbrew Severskiemu, nie wierzę w romantyczno-patriotyczne porywy kierownictwa rosyjskiej armii. Ten patriotyzm ma imperialny charakter i oblicze puczu Janajewa. A może Severski pisze o świecie, którego dziś po prostu już nie ma? Może to był etos oficerów armii radzieckiej? Obawiam się, że to tylko mity - zwłaszcza po Afganistanie. Podobnie myślano w Niemczech o Wehrmachcie, że zachował morale i różnił się znacząco od formacji nazistowskich typu SA czy SS. A sfalsyfikowała to przekonanie
wielka wystawa, zorganizowana w Niemczech na przełomie XX i XXI w. O rosyjskiej armii jeszcze długo takiej wystawy nie będzie. Jeśli kiedykolwiek.