Oto Ed. Dziewiętnastoletni taksówkarz i miejscowy nieudacznik. Ucieleśnienie przeciętności. Ofiara losu. Kiepski kochanek. Żałosny karciarz. Przegrany. Tak właśnie Ed myśli o sobie. I oto pewnego dnia, przypadkiem, staje się zakładnikiem podczas napadu na bank. Od tego momentu jego życie ulegnie wielkiej przemianie. Oto ten żałosny karciarz znajduje w swojej skrzynce na listy tajemniczą kartę – asa karo, która kryje w sobie wielką tajemnicę. Jak potoczy się ta dziwna gra, kto rozdaje karty? I czy jest to rzeczywiście GRA?
Markus Zusak zachwycił mnie dawno temu swoją Złodziejką książek (bestseller roku 2008) Posłaniec leżał na półce od kilka tygodni – i jakoś trudno było mi się za niego zabrać. Czyżby obawa przed tym, co znajdę w środku? W końcu sięgnęłam po niego. Wrażenia? Interesująca książka. Przede wszystkim pomysł. Zwykły szary człowiek, bez żadnych dokonań w życiu. Ktoś może powiedzieć, przecież to młodzik, ma dopiero 19 lat. No tak, ale w tym samym wieku Bob Dylan był już znanym muzykiem, Salwador Dali stworzył kilkanaście niezwykłych dzieł sztuki, a buntowniczka Joanna Dar’c narobiła niezłego bigosu we Francji. Tymczasem taksówkarz Ed pędzi smutny i nędzny żywot wraz ze swoim śmierdzącym psem – Odźwiernym, towarzyszem doli i niedoli, od plotek i wspólnego picia kawy (świetny wątek w książce) i marzy o rzeczach wielkich. Drugi atut powieści – Zusak ma charakterystyczny sposób opowiadania. Bez zbędnych upiększeń, popisywania się literacką elokwencją, oszczędnie, z odpowiednią dawką humoru i ironii. Pod względem literackim niezły bigos na dziko. Krótkie, pocięte zdania, jak w komiksach, to znów dłuższe wywody. Fajnie się czyta, i jeśli ktoś ma za sobą Złodziejkę, to nie będzie zaskoczony, co najwyżej mile ugłaskany kolejnymi eksperymentami i odważnymi literackimi akrobacjami. Książka zaskakuje, nic tu nie jest przewidywalne i łatwe do odgadnięcia, a im bliżej końca, tym bardziej zawiłe i kręte robią się ścieżki i reguły gry. Podobnie jak filmowa Amelia, Ed wyrósł ponad swój smutek i beznadzieję szarego życia i niesie pociechę innym. Czasem rzeczy małe mogą okazać się rzeczami wielkimi. Nawet, jeśli zakończenie nie spełniło moich oczekiwań, bo po taaakiej porcji emocji oczekiwałam przecież czegoś w rodzaju bomby, książka bardzo mi się spodobała i zapadła w pamięć. Znajdziemy tu ważne przesłanie- otóż człowiek tak naprawdę niewiele potrzebuje, by być szczęśliwym. Często przechodzimy do porządku dziennego nie zwracając uwagi na rzeczy małe, a szary KTOŚ może szybko stać się naprawdę KIMŚ, gdy tylko robi w swoim życiu to, co uważa za słuszne i wartościowe. I jeszcze jedno – przecież i my możemy być posłańcami….;)
Nie będę porównywać Posłańca z utytułowaną Złodziejką książek. Po prostu się nie da. To dwie różne książki. Lubię taki chwyt u pisarzy. Czasem, gdy zachwyci nas jakiś tytuł udajemy się w literacką wędrówkę w poszukiwaniu czegoś podobnego. Tymczasem ta książka to zupełnie inne miejsce, inny czas, inni bohaterowie. Zusak jawi mi się jednak jako pisarz, który mówi o rzeczach naprawdę ważnych i to w taki sposób, że jego przesłanie trafia do czytelnika.