Pod wystawnymi szatami kryje się dwojakość moralna. Pod przykrywką komedii pudruje się dramat prowincjonalnej maszyny społecznej wystawionej na próbę. Szeroki uśmiech na twarzach, a wyskakuje ogromne zwątpienie w ludzki osąd. Podważa indywidualność oraz szczere intencje. Puste uśmiechy, udawana gościnność, jakie to przykre, lecz zwyczajne, znajome i dopuszczalne. Do małej mieściny przyjeżdża dygnitarz, urzędas z wyższej parafii, który ma zwiedzić okolicę, zajrzeć na ,,kontrolę'' - sprawdzić, jak wiedzie się jego mieszkańcom. Pech chciał, że wezmą czarownisia z dużego miasta za tytułowego rewizora, który nie ma nic wspólnego z piastowaniem wysokiego stanowiska państwowego. Na wierzch wypływają wszystkie wady społeczeństwa: ich obłuda, dulszczyzna, przekupstwo czy donosicielstwo. Każdy chce się wkupić w łaski nędzarza caratu rosyjskiego. Pod tabunem sprośnego humoru wystaje słoma z butów, lizusy legną niemal do stóp, szepczą i wydają braci ku straceniu.
Liże po twarzy ostrą wichurą ludzkiej podłości - miasteczko tchórzy, bez szeryfa i przyzwoitości, pozbawionych własnego zdania, zastraszeni głupcy gotowi ofiarować własną córkę w imieniu lepszej posady i dostatku. Gorzko rozprawia się z rosyjską społecznością, ale w rzeczy samej opowiada o ludzkości jako takiej - zniszczonej przez oszczerstwa i strach przed cymbałami w gustownych szatach z dużego miasta. Aż mdli od prostackiej hołoty, śmieje się, i nie wiem czy to jeszcze przez komedię omyłek i nieporozumień, czy p...