Powtórzę się pewnie, ale rzecz to zasługująca na uznanie: Jakub Małecki pisać potrafi. I to jak pisać! A "Saturnin" to jego kolejna powieść, która z prostej, zwyczajnej, rodzinnej historii, jakie nieraz słyszeliśmy, robi prawdziwą perełkę.
Mamy tu obecny już w jego wcześniejszych książkach, powszechnie znany, zdawałoby się ograny schemat – tajemnica z wojennej przeszłości, wpływająca na teraźniejszość, potrzaskane życia, nierozerwalnie splecione losy, poranieni, pogubieni ludzie. Ale to wszystko opowiedziane z dużą czułością i wrażliwością, bez krzty zadęcia i patosu. Niby kolejny raz to samo, a jednak jest w tej historii jakaś świeżość, która sprawia, że chce się ją czytać.
Autor wypracował charakterystyczny dla siebie, niepodrabialny styl. Snuje opowieść z pogranicza jawy i snu, lekko oniryczną, pełną metafor i symboli, a jednocześnie bardzo uniwersalną. Zamyka ją w filmowych wręcz obrazach, prostych, a jednocześnie pełnych wyrazu i znaczeń kadrach. Posługuje się przepięknym, nieco lirycznym językiem. Nie pada tu ani jedno zbędne słowo, a te niezbędne są pieczołowicie wycyzelowane.
Tak, jak w poprzednich utworach, Jakub Małecki umiejętnie buduje klimat powieści, przypominający tym razem mistrzowski i wciąż niedościgniony "Dygot". Kreśli wyrazistych, realnych, wielowymiarowych bohaterów, ożywia w nich prawdziwe emocje i takie same uczucia potrafi wzbudzić u czytelnika. Nie unika trudnych zagadnień, przypominając mimochodem, że świat nie jest zerojedynkowy, czarno-biały, a pełen ułamków i odcieni szarości. Jest doskonałym obserwatorem rodzaju ludzkiego i jego niezrównanym portrecistą.
Narracja, umiejscowiona na różnych planach czasowych, w teraźniejszości, niedawnej przeszłości i w czasach XX wojny światowej, prowadzona z perspektywy różnych osób, w większości klarowna i spójna, w pewnym momencie nieco rwie się i gmatwa. Wynagradza to jednak posłowie, które zamyka i dopełnia całość opowieści, nadając jej właściwą perspektywę i ukazując kunszt autora.
Wśród nielicznych zarzutów, jakie mogę postawić tej doskonałej powieści, tak jak poprzednio, pojawia się poczucie pewnego niedosytu, spowodowane jej niewielką objętością. Ale być może właśnie w ten sposób unika się jej przegadania. Bo w końcu o rzeczach ważnych lecz prostych najlepiej opowiadać w sposób zwięzły, skondensowany, pozbawiony zbędnych ozdobników i niepotrzebnej rozwlekłości.
Po raz kolejny - czytelnicza uczta i obcowanie z literaturą najwyższej próby.