Książka piekielnie drobiazgowa. Nieco przez to chaotyczna, często gubiłem główny wątek, jakby bohaterka biografii stawała się cieniem opowiadanych historii. Z drugiej strony sama postać Sendlerowej – i to trzeba uznać za absolutny walor książki Anny Bikont – przedstawiona jest jako osoba niejednoznaczna ale nie w kontekście jej bohaterstwa, lecz jej pamięci o niej samej. A zatem „Sendlerowa” staje się w pewnej chwili książką o (nie)świadomym zapominaniu i (nie)celowym przeinaczaniu. To książka-pomnik, ale na drżących nogach. Tu w niej właśnie widzę niezwykłość, ukazaną w kontekście bohaterki, której bohaterstwa i wyrzeczeń przecież nikt jej nie ujmuje, osoby pod wieloma względami wyjątkowej, a mimo to której portret traci nieco na bliższym poznaniu.
Autorka kontynuuje tworzenie mitu Sendlerowej, a jednocześnie wysadza jego fundamenty. Zadaje niewygodne pytania, dociekliwie szuka na nie odpowiedzi, stara się poznać prawdę, nawet jeśli okazuje się ona niepopularną. To kolejny aspekt biografii, którą cenię za niezwykłość narracji i niewątpliwą rzetelność; biografii ocalałych i tych, których ocaleć nie zdołano. „Sendlerowa” to przecież opowieść o nas samych, ułamek naszej wojennej biografii.
Obszerność tematów, z jakimi Anna Bikont musiała się siłą rzeczy zmierzyć, zagadek, których nie zdołała (nie z własnej winy) rozwiązać był jednak dla mnie miejscami przytłaczający. Nie mniej jednak „Sendlerową. W ukryciu” polecam.
...