Robert Baratheon, władca Żelaznego Tronu, kończy raczej marnie – rozszarpany przez wielkiego dzika na polowaniu. Ile w tym zasługi jego żony, Cersei Lannister, o tym nawet wrony boją się krakać. Następcą zostaje jego syn Joffrey, a Cersei pełni rolę regentki. Młody władca przejawia duże pokłady okrucieństwa, co nie wszystkim przypadnie do gustu. No kto by się spodziewał, taki dobry chłopak był, ciekawe czyje to geny? Śmierć króla Roberta diametralnie zmieniła stosunki panujące w Zachodnich Królestwach, ludzie się zbuntowali, zdrady i polityczne manipulacje decydują o kolejach wojny. A żeby tego było mało, nadchodzi zima…
Drugi tom, podobnie jak pierwszy, bardzo mi się podobał. Dzieje się mnóstwo rzeczy, ani na chwilę nie można się nudzić. Bywa okrutnie, ale mnie to jakoś szczególnie nie razi, może to zasługa mojego zimnego, dentystycznego serduszka. Bardzo jestem ciekawa dalszych losów bohaterów, więc od razu zabieram się za kolejną część.