Nie umiem jednoznacznie określić mojego ulubionego gatunku, za każdym razem, gdy próbuję, dochodzę jedynie do wniosku, że przeplatanie kryminałów thrillerami zaspokaja mnie czytelniczo. Coraz częściej zdarza mi się jednak trafiać na coś pomiędzy, na książki, w których niemal po równo występują elementy obu tych gatunków. Można by się spierać o nazewnictwo, ale koniec końców najważniejsza jest przyjemność czerpana z lektury.
"We mgle" to debiut Lisy Gray i początek serii z Jessicą Shaw. Miałam tę powieść na oku praktycznie od dnia premiery, bo thrillery ukazujące się w Wydawnictwie Burda (obecnie Słowne) uwielbiam bez wyjątku i nigdy się na nich nie zawodzę, wystarczy wspomnieć tu nazwiska autorek takich jak Kathryn Croft czy Louise Jensen. Cieszę się jednak, że sięgnęłam po nią akurat teraz, bo zdecydowanie częściej raczę się twórczością polskich pisarzy, a ta lektura przypomniała mi o tym, dlaczego zawsze tak bardzo lubiłam literaturę zagraniczną.
Główna bohaterka pracuje jako prywatny detektyw i dostaje anonimową informację, że powinna zainteresować się zaginięciem sprzed lat. Gdy spogląda na zdjęcie małej dziewczynki, rozpoznaje w niej siebie. Nie potrzebuje dodatkowej motywacji, by rozpocząć niezwykle intensywne śledztwo, a odkrycie prawdy o własnej tożsamości może ją kosztować bardzo wiele.
Jednocześnie toczy się policyjne dochodzenie w sprawie zabójstwa młodej kobiety. Detektyw Pryce nie ma łatwego zadania, bo każdy trop zdaje się prowadzić donikąd.
O tym, czy te dwie sprawy mają jakiś wspólny mianownik, musicie się sami przekonać. Ja byłam zachwycona tym, że fabuła toczyła się dwutorowo, a co najważniejsze oba śledztwa były równie fascynujące. Z reguły jest tak, że jedna z perspektyw tylko wypełnia strony i spowalnia akcję, ale tutaj naprawdę trudno byłoby zdecydować, czy któryś wątek był ciekawszy.
Trudno uwierzyć, że "We mgle" to debiut, bo nie ma po prostu słabych punktów. Świetny styl, wciągająca fabuła, charakterystyczni bohaterowie... po prostu chcę więcej i cieszę się, że mam jeszcze trzy tomy tej serii przed sobą.
Moje 8/10.